Kontrowersyjne dziecko Stana Lee i Jacka Kirby’ego

Czarna Pantera w uniwersum Marvela pojawił się po raz pierwszy w 1966 roku w 52 zeszycie o przygodach Fantastycznej Czwórki. Był pierwszą w historii czarnoskórą postacią w świecie mainstreamowych komiksów – bo chociaż były obecne w różnych tytułach już wcześniej, to odgrywały marginalne role i nie były obdarzone żadnymi znaczącymi mocami. Przez dekadę od debiutu Czarna Pantera występował jednak tylko gościnnie, gdyż twórcy bali się skojarzeń z powstałą zaledwie kilka miesięcy później kontrowersyjną, radykalną organizacją Afroamerykanów, Black Panther Party. W latach 70. poświęcono mu oddzielną, 15-odcinkową serię, następnie zaś kilka mini serii, z których ostatnie ukazały się w ubiegłym roku. W ciągu ponad 50 lat historii Czarna Pantera zyskał sobie miliony fanów na całym świecie, stając się również swoistym komiksowym ambasadorem ruchu emancypacji Afroamerykanów. Kiedy Marvel zabrał się za ekranizowanie swojego uniwersum jasne stało się, że powstanie filmu z jego udziałem jest tylko kwestią czasu.

 

 

Król Wakandy bije rekordy

Prace nad scenariuszem trwały od 2011 roku, zaś trzy lata później ogłoszono, że w postać T’Challi wcieli się Chadwick Boseman, niezbyt znany do tej pory z innych produkcji amerykański aktor. W 2016 roku Boseman zadebiutował w „Kapitanie Ameryka. Wojnie bohaterów” w roli drugoplanowej, zaś „Czarna Pantera” trafiła do kin 29 stycznia 2018 roku, będąc 18 filmem z serii Marvel Cinematic Universe. W Stanach Zjednoczonych był absolutnym hitem, pokonując przy tym szereg rekordów – m.in. najlepszy weekend otwarcia w lutym, najlepszy weekend otwarcia w sezonie zimowym, najwyższe wpływy z czwartkowych pokazów przedpremierowych. Na całym świecie zarobił ponad 1,4 miliarda dolarów przy budżecie nieco ponad 200 milionów. Produkcja zjednała sobie nie tylko widzów na całym świecie, ale i licznych krytyków, którzy docenili zawarty w popularnym kinie metaforyczny przekaz i postawioną przez twórców gorzką diagnozę rzeczywistości.
 

 

Narodziny nowego typu superbohatera

Co czyni Czarną Panterę – zarówno bohatera, jak i film – tak wyjątkowym? Odkładając na bok ogromne nakłady i niesamowitą biegłość w promocji swoich kolejnych produkcji, Marvel zaangażował w nowy projekt twórców, którzy powołali do życia postać bezkompromisową, czarnego bohatera, który budzi szacunek, działa na wyobraźnię i charakteryzuje się hipnotycznym wręcz rodzajem władczości. Dodając do tego prawie całkowicie czarnoskórą obsadę – udział białych aktorów ograniczono do minimum i ról drugoplanowych oraz epizodycznych – a także historię fikcyjnego, mistycznego afrykańskiego kraju, Wakandy, otrzymujemy w efekcie niespotykaną dotąd opowieść, redefiniującą wszystko to, czego do tej pory oczekiwaliśmy od superbohaterów kultury popularnej. Czarna Pantera i jego plemiona są silne, mają los we własnych rękach, a na dodatek dysponują złożami bardzo ważnego w tym uniwersum minerału, vibranium, z którego stworzone są m.in. ich kostiumy, a także tarcza Kapitana Ameryki.
 

 

Rozrywka w służbie społeczeństwu?

Jak zauważył magazyn „Rolling Stone” już po premierze pierwszego zwiastunu, „Czarna Pantera” kończy ze stereotypowym, krzywdzącym postrzeganiem czarnych w kinie akcji: T’Challa i jego kompanii nie pełnią roli „wioskowych głupków”, dopisanych do scenariusza, żeby było się z czego pośmiać, nie są zależni od „mądrzejszych” białych i nie giną w pierwszych scenach – mają bogatą, niebanalną historię i coś ważnego do przekazania. Jeszcze przed premierą, w felietonie dla magazynu „Time” Jamil Smith podkreślał, jak bardzo ważny jest to dla kultury popularnej film: wskazuje bowiem, co to znaczy być czarnym, zarówno w Stanach, jak i w Afryce. Skupia się jednak przede wszystkim nie na skomplikowanych kwestiach rasy i tożsamości, ale na bardziej przyziemnych, współczesnych kwestiach, które wpływają na codzienne życie.

I chociaż Marvel nie potwierdził jeszcze oficjalnie powstania kolejnej części przygód Czarnej Pantery, wydaje się to być raczej formalnością.