Po burzy jaką wywołała obecność Quebonafide w teledysku do „Game Change”, przyszedł czas na odsłonięcie kolejnych kart i zaprezentowanie światu całego albumu „Brut”. Z rozmowy z Brodką dowiemy się między innymi o inspiracji Dziewicami Kanunu, przełamywaniu własnych zahamowań poprzez taniec, brytyjskim producencie albumu, życiu artysty w czasie pandemii i nadziei na szybki powrót do normalności.

Piotr Miecznikowki: Zacznijmy od historii teledysku do piosenki „Game Change”. To co w nim widać, oddaje chyba ducha i przesłanie całego albumu, dodatkowo to świetnie zrobiony obrazek. Opowiedz skąd pomysł i jak wyglądała realizacja?

  • Brodka: Pomysł narodził się po tym jak szef mojej londyńskiej wytwórni PIAS, opowiedział mi o fenomenie Dziewic Kanunu. Początkowo przeczytał o tym w Internecie, ale jako że jest zapalonym podróżnikiem i zwiedził już połowę świata, to zdecydował się specjalnie polecieć do Albanii, żeby zwiedzić kraj i przy okazji dowiedzieć się więcej o tym zjawisku. Opowiedział mi o wszystkim i to mnie totalnie zaintrygowało, zapaliła mi się reżyserska lampka (śmiech). Pomyślałam, że to genialny pomysł na teledysk i dodatkowo pomogło mi to skończyć tekst do piosenki „Game Change”, nad którym pracowałam. Od tego momentu, myślałam już tylko o tym klipie. Wiedziałam też, że chcę żeby akcja teledysku rozgrywała się w Warszawie.

 

„Brut” limitowana edycja specjalna dla Empiku Brodka

 

Rozumiem, że obok znakomitych lokalizacji, które można w nim zobaczyć, ważne było też przesłanie.

  • Od początku było jasne, że ta płyta jest tworzona z myślą o zagranicy i dlatego zastanawiałam się jak przedstawić Polskę komuś, kto nigdy tu nie był a chciałby chociaż trochę się dowiedzieć. Dlatego skupiłam się na przestrzeniach, które mnie osobiście zawsze interesowały i budziły fascynację. Wideo opowiada historię kobiety, która straciła męża. Widz śledzi jej codzienne życie – wizytę w urzędzie, w kinie, w barze. Wszędzie na swojej drodze spotyka kobiety, które są podobne do niej, są jakby hybrydami pomiędzy mężczyzną a kobietą. Na wzór Dziewic Kanunu, te kobiety przejmują męską rolę w społeczeństwie i tworzą swego rodzaju „gang”, w którym odnajdują siłę, solidarność ale też zabawę, radość i wsparcie. Na koniec zrzucają te gorsety, które je trzymały w pionie i były ostatnim, zewnętrznym symbolem ich kobiecości. Szalenie ważny jest w tym wszystkim wątek choreografii, która odgrywa tu, sama w sobie, rolę języka komunikacji. To też jest bardzo ważne i ciekawe w tym projekcie.

Ciekawy jest również twój udział w tej choreografii. Bardzo wielu muzyków, pomimo doskonałej znajomości teorii, świadomości rytmu, tempa i tego „gdzie jest raz”, ucieka w panice, kiedy trzeba zatańczyć. Ty, jak widać, podjęłaś wyzwanie.

  • U mnie to wygląda tak, że w wielu swoich projektach staram się przełamywać własne bariery i lęki. Z racji tego, że wywodzę się ze sceny popowej, też musiałam całe życie uciekać od zadań tanecznych i choreografii synchronicznej na przykład (śmiech). Tym razem jednak, postawiłam sobie taki cel, że chcę zatańczyć i chcę, żeby to była choreografia synchroniczna i naprawdę robiąca wrażenie. Dlatego postanowiłam się zmierzyć z tym układem i próbą doskoczenia do tancerek, które ćwiczą całe życie. Nie było łatwo, ale teraz jestem bardzo dumna, że udało mi się zatańczyć tę choreografię.

Czyli prywatnie nie jesteś jakąś zapaloną tancerką?

  • Nie, nie, nie. Nie jestem (śmiech).

 

 

A jak się pojawił Quebonafide? Skąd pomysł, żeby to właśnie on wcielił się w rolę twojego teledyskowego męża?

  • Postać męża musiała się pojawić, w wymiarze symbolicznym. Nie chciałam, żeby to był aktor, ale z drugiej strony także nie jakaś kompletnie anonimowa postać. Zgłosiłam się do Quebo, ponieważ dostrzegłam w naszym podejściu do własnego wizerunku coś bardzo podobnego. On też nie boi się ryzyka, drastycznych zmian i ma bardzo duży dystans do siebie. Dlatego pomyślałam, że fajnie będzie się odezwać właśnie do niego, bo po pierwsze udźwignie to zadanie, a po drugie znajdzie w nim jakiś fun dla siebie. Okazało się, że się nie myliłam, wszystko wyszło super a przy okazji było to spore zaskoczenie zarówno dla jego jak i dla moich fanów.

A to zdjęcie, na którym Quebo się pojawia? On naprawdę miał taką stylizację, czy to grafika stworzona w komputerze?

  • Miał na sobie całą moją charakteryzację. Moją fryzurę, a nawet mój garnitur, w którym występuję w klipie. Odtworzyliśmy na nim cały mój image, łącznie z wybielonymi brwiami (śmiech).

Album nosi tytuł „Brut”, co nasuwa dość oczywiste skojarzenie z nurtem Art Brut. Jednak zawartość muzyczna tej płyty, nie do końca koresponduje z tym kierunkiem w sztuce. Twój album nie jest ani surowy, ani w żadnym wypadku prymitywny. Jakie w takim razie znaczenie ma to słowo w kontekście całego materiału?

  • W odniesieniu do tej płyty, Brut to coś wytrawnego i niesłodkiego. Album ma lekko dystopijny klimat, wynikający właśnie z braku przesłodzenia. To odniesienie do brutalizmu, dziedziny architektury, w której na plan pierwszy wysuwa się surowa konstrukcja, sam szkielet. To z kolei ma związek z procesem powstawania tej płyty. Tego może nie słychać za pierwszym razem, ale nagrałam masę dźwięków, określanych jako ludowe, na takich właśnie instrumentach. Grali na nich mój tata i moja japońska koleżanka. Razem z moim producentem, te organiczne w punkcie wyjścia dźwięki, zsamplowaliśmy i przekształciliśmy w zupełnie nowe „instrumenty”. Poza tym, tytuł nawiązuje też do dzisiejszych czasów, które jak łatwo zauważyć, są dość brutalne (śmiech).

 

Brodka

 

Skoro już wspomniałaś o producencie. Oli Bayston musiał być trochę zaskoczony, kiedy pokazałaś mu te wszystkie nagrania instrumentów ludowych i zasugerowałaś, że mają znaleźć się na płycie.

  • Zdecydowanie. Cały proces powstawania tej płyty musiał być dla niego dość ciekawy. Cały pierwszy tydzień pracy, spędziliśmy na gromadzeniu i tworzeniu katalogu brzmień, które dla tej płyty są unikatowe i nie znajdziesz ich na żadnym innym albumie czy projekcie. Trzon tej płyty jest raczej klasyczny, w rozumieniu muzyki alternatywno-rockowej, jednak wszystko co dzieje się dookoła, cały ten świat dźwięków, to powidoki z mojej przeszłości, która jest jednak związana z muzyką folklorystyczną. Często do tego wracam, bo jest to częścią mojego muzycznego DNA. Tyle, że w tym przypadku, instrumenty są kompletnie oderwane od swojej folkowej natury.

Rzeczywiście, słuchając płyty raczej trudno je usłyszeć.

  • To fakt, ale prawda jest taka, że gdybyśmy wyłączyli tę warstwę, to płyta byłaby totalnie minimalistyczna. Cała wrażeniowość „Brut”, jej zabarwienie i fotograficzna niemal obrazowość wynikają właśnie z obecności tych brzmień.

Poprzedni twój album – „Clashes” powstawał w słonecznej Kalifornii i brzmi raczej lirycznie, żeby nie powiedzieć melancholijnie. „Brut” nagrywałaś w deszczowym, mglistym Londynie i tu mamy materiał wysokoenergetyczny, nadający się w wielu miejscach do tańca i zabawy. Z czego to wynika?

  • Podjęłam decyzję, że nie chcę nagrywać tym razem w Stanach, z powodu pewnej sztuczności, która jest tam niestety obecna. Poza tym, że mamy tam słońce i piękne widoki, to kultura amerykańska jest pewnym stopniu przekłamana. Oni się zawsze uśmiechają, niezależnie od tego, czy świeci słońce czy pada deszcz. W tych wszystkich kolorach, w tej tęczy, poszukiwałam swojej liryczności i melancholii, bo tego mi tam brakowało. Może dlatego płyta „Clashes” jest bardziej uduchowiona.

 

„Clashes” Brodka

 

Pandemia nie miała wpływu na proces nagrywania? Mam na myśli zarówno aspekt logistyczny jak i osobisty, duchowy.

  • Dla mnie to był bardzo kreatywny czas. Wyjechałam do Londynu jeszcze przed pandemią, a wracać musiałam pod koniec marca 2020, kiedy sytuacja zaczęła robić się poważna, zamykano granice i musiałam przerwać pracę. Wróciłam do Warszawy i kontynuowałam pracę nad tekstami. Nie było to łatwe, ponieważ we własnym domu trudno mi się pracuje, nie jestem w stanie skupić się i zmobilizować we własnej przestrzeni. Jednak tym razem byłam do tego zmuszona i okazało się, że jednak można, potrafię pracować w domu i podzielić czas na obowiązki związane z pracą oraz na życie prywatne i odpoczynek (śmiech). Wokale nagrywałam u moich przyjaciół na Warmii. To była należąca do nich stara stajnia, którą przerobiliśmy z moim inżynierem na studio nagrań.

Wszyscy słuchacze i fani czekają na powrót sceny muzycznej w takiej formie, jaką pamiętamy sprzed pandemii. Wszyscy chyba mają nadzieję, na powrót normalności. Jak ta sytuacja wygląda z pespektywy muzyka?

  • Nadzieja – to jest słowo klucz w tej sytuacji. Nikt naprawdę nie wie, jak ludzie będą reagować. Przez ostatni rok nie mogliśmy robić tych wszystkich rzeczy, do których jesteśmy przyzwyczajeni, nie było gdzie uciec, w pewnym momencie nawet parki i lasy nam zamknęli. Myślę, że ludzie są po tym wszystkim bardzo wygłodniali kontaktu z drugim człowiekiem, fizyczności, przytulenia, wspólnoty. Zakładam jednak, że część ludzi będzie reagować z niepewnością, czy to aby na pewno jest bezpieczne. Wiele zależy od stopnia wyszczepienia całego społeczeństwa, tak żeby udało się osiągnąć odporność zbiorową. Wtedy będziemy się wszyscy mniej bać i szybciej wrócimy do normalności.

 

playlista Brodki w empik music

 

Jeśli szukacie więcej informacji ze świata muzyki, zajrzyjcie do innych artykułów z działu SŁUCHAM.

Zdjęcia: mat. wydawcy, fot. Marcin Kempski