Kroki. Zjawisko tak wszechobecne i naturalne w naszym życiu, że czasami wręcz ich nie zauważamy. Z jednej strony definiują ruch, kierunek i rozwój, z drugiej - rytm. Mówimy o pierwszym kroku, małych krokach, stawiamy krok za krokiem, czasami idziemy o krok za daleko. Niekończąca się historia. Zespół Kroki doskonale wpisuje się w tę opowieść; muzyczna podróż w którą wyruszył to rozwój, poszerzanie granic, sytuacja dynamiczna ale także tocząca się własnym, spokojnym rytmem. O tym jak wszystko się zaczęło i w którą stronę zmierza, opowiada nam wokalista zespołu - Jaq Merner.

Rozmowa

Piotr Miecznikowski: Kroki to wciąż nowy zespół na scenie, opowiedz kilka słów o tym jak się poznaliście i jak zaczęliście razem grać.

Jaq Merner: - Wszystko wyszło bardzo naturalnie. Łukasz Szatt, producent, zaprosił mnie na swoją drugą płytę w charakterze gościa. Dograłem się do kilku utworów, ale ostatecznie wybraliśmy jedną kompozycję, która trafiła na album „Bloom”. Jakiś czas później mieliśmy zagrać koncert promujący tę płytę, to były początki naszej znajomości, przyjechałem do niego do Poznania i zaczęliśmy robić pierwsze wspólne próby. Miał z nami zagrać pewien gitarzysta, ale okazało się, że niestety nie może i tak pojawił się Paweł - basista, który także dograł swoje partie do jednego utworów na płycie Szatta. Tak się wszyscy poznaliśmy.

 

 

Od razu powstał pomysł, żeby założyć zespół i grać dalej razem?

- W czasie pierwszego koncertu zagraliśmy nasz wspólny numer, ale także kilka takich, które powstały, ale nie weszły na płytę. Chcieliśmy tak to pokazać, żeby formuła była bardziej interesująca niż tylko producent grający na klawiszach i laptopie. Miał być jam, miało być świeżo. I okazało się, że bardzo dobrze się łapiemy na scenie, publiczność fajnie reaguje na te piosenki, a to w końcu były tylko szkice, które nigdy, nigdzie się nie pojawiły. Mimo wszystko vibe był bardzo fajny. Chwilę później zagraliśmy na Sofar Sounds Warsaw. Śmieszne, bo znaliśmy się raptem dwa miesiące i nie mieliśmy nawet nazwy, na tym koncercie graliśmy jako Szatt X Jaq Merner X Paweł Stachowiak. Kiedy już wszystko było nagrane i trzeba było wrzucić koncert do sieci, Ania Wysocka z Sofar Sounds stwierdziła - no chłopaki, chyba musicie się jakoś nazwać (śmiech). Wtedy Łukasz rzucił, że może Kroki (nawiązując do wspólnego utworu „Our Little Steps” na płycie Szatt - Bloom). Wszystkim się spodobało i tak już zostało. Koleżanka zrobiła grafikę i poszło.

Kroki w waszym wypadku to metafora ruchu czy rytmu?

- Raczej ruchu. Wciąż jesteśmy w trakcie zmian, przeobrażania się, zmiany miejsca. Oczywiście w sensie muzycznym. Wciąż chcemy robić nowe rzeczy, nie powtarzać niczego, co już kiedyś było. Dlatego pierwszą płytę nazwaliśmy „Stairs”. Wiedzieliśmy, że gdzieś idziemy, ale nie do końca byliśmy świadomi dokąd ostatecznie trafimy. Dalej jest to dla nas niewiadoma. Ważne, że ludzie dobrze reagują na Kroki, mamy feedback z zagranicy, propozycje koncertów, festiwali. Sytuacja zrobiła się na tyle poważna, że wszyscy przeprowadziliśmy się do Wrocławia, żeby mieszkać bliżej siebie. Teraz jesteśmy przyjaciółmi i ważne jest dla nas, żeby to, co tworzymy było prawdziwe i naturalne.

A propos twórczości i tworzenia - jesteście wykształconymi muzykami? Kończyliście szkoły muzyczne?

- Paweł jest jedynym wykształconym muzykiem. Ja chodziłem co prawda do szkoły muzycznej, ale to była szkoła pierwszego stopnia i dawno temu (śmiech). My po prostu dużo słuchamy muzyki i podchodzimy do niej bardzo serio. Kochamy to i dlatego można wyczuć, że to co robimy wypływa prosto z serca. Dla mnie ważne jest opowiadanie ciekawych historii, chcę żeby nasza muzyka działała właśnie tak. Muzykę piszemy w taki sposób, że Szatt podrzuca jakiś loop, zalążek jakiegoś beatu, taki skrawek. Dogrywam wokale, czasami gitarę albo pianino. Tak samo robi Paweł ze swoimi instrumentami. Zdarza się, że jakiś numer jest bardziej zainspirowany czyimś solowym pomysłem, na przykład czymś, co zagrałem na pianinie i okazało się na tyle interesujące, że stało się motywem przewodnim piosenki. Aczkolwiek sytuacja, kiedy ktoś przynosi w stu procentach napisaną piosenkę i mówi pozostałym co mają zagrać, nigdy się nie zdarza. To zawsze jest wypadkowa pomysłów nas wszystkich. Unikamy też profesjonalnego studia, wolimy spotkać się w domu, napić kawy, pogadać i zagrać coś na luzie. Poszukać odpowiedniej chwili.

 

Ciekawe podejście w czasach, kiedy wszyscy mają skłonność do przeprodukowania swojej muzyki.

- Zawsze podchodzimy do tematu z takim założeniem - skoro ludzie nie są idealni, to dlaczego muzyka ma być? Nasze niedoskonałości są tym, co jest w nas piękne. Dzięki nim chcemy się zmieniać i rozwijać. Ludzie lubią, kiedy coś jest naturalne i prawdziwe, dlaczego mamy to zacierać i coś udawać? Wolimy dać słuchaczowi to co jest mu bliskie w możliwie jak najfajniejszej formie. Na płycie są kompozycje, w których słychać gitarę nagraną gdzieś w górach, pod Krakowem na mikrofon w laptopie. Łukasz nagrał w Poznaniu partie na starym, rozstrojonym fortepianie na dyktafon i to też trafiło na album. Uciekamy od sterylności w kierunku codziennego życia z całym jego brudem. Zależy nam bardziej na tym, żeby całość pokazywała konkretną chwilę. Wszystko jest podane w formie digital, ale bardziej lo-fi, tak żeby nie stracić ducha zwykłej piosenki zagranej w pokoju.

Na żywo gracie materiał jeden do jeden, czy raczej pozwalacie sobie na swobodę.

- Raczej lecimy swobodnie. Na koncertach gramy z żywą perkusją co pozwala nam bardziej otworzyć całą formę. Wszystko brzmi zupełnie inaczej na żywo. Chcemy częściej występować z chórkami, które dodają sporo fajnych harmonii. Sami czujemy, że komputer nas blokuje, a żywy zespół pozwala nam polecieć. Dla słuchacza to też dobre podejście, bo może posłuchać zarówno wersji z płyty jak i tych koncertowych, które są często mocno zmienione. Czasami ludzie mówią, że niektóre utwory gramy lepiej na żywo niż na płycie (śmiech). To miłe.

Piosenki po polsku. Będzie ich więcej?

- Zdecydowanie tak. Ludzie lepiej je czują, jestem w stanie więcej przekazać słuchaczowi, który myśli i mówi po polsku. Kiedy zacząłem śpiewać po polsku, mój głos bardzo się oczyścił i musiałem go celowo „pobrudzić: (śmiech). Spotykałem się z profesjonalnym lektorem, który mi pomagał i pokazywał odpowiednie ćwiczenia. Pomógł też Bisz, który pisząc dla nas tekst do Balona, dokładnie zrozumiał o co mi chodzi i  co chcę przekazać. To były pierwsze koty za płoty, wciąż wiem że sam jeszcze nie potrafię napisać w języku polskim tekstu, z którego byłbym w stu procentach zadowolony, ale wiem także, że ten moment jest blisko. Pracuję nad tym, to jest droga, którą muszę pokonać, żeby stać się bardziej świadomym artystą. Dodatkowo polskie teksty, zmuszają nas do pisania bardziej ascetycznych aranżacji, tak żeby muzyka nie odwracała uwagi od słów. „Balon” był zwiadowcą, ale za nim pójdą kolejne kompozycje.

Powiedz na koniec kilka słów o okładce płyty. To bardzo ładny obrazek.

- Zrobił ją Tomek Pieńczak. Bardzo zdolny artysta i niesamowity człowiek. Poznaliśmy się na Festiwalu Druku Nacisk we Wrocławiu i na początku nie rozmawialiśmy o współpracy, byliśmy po prostu kolegami. Dopiero po jakimś czasie padła propozycja typu: Tomek, to może teraz? (śmiech). Wpadłem na pomysł grafiki pokazującej nieporządek i chaos, miejski zgiełk z którego wszyscy chcemy się wydobyć, albo przynajmniej trochę okiełznać. Tomek się tego podjął i wyszło świetnie. Dodatkowo zaproponował bardzo fajne rozwiązanie odnośnie opisu piosenek, który jest podany w formie listy komputerowej. Każdy utwór ma nazwę z małych liter, datę powstania oraz rozmiar i format pliku. I co ważne - te daty są prawdziwe, dzięki nim słuchacz może mieć świadomość, że niektóre piosenki pochodzą z grudnia 2017, inne powstały latem 2018, a są też takie, które wskoczyły na album tuż przed wysłaniem materiału do tłoczni. To buduje opowieść o każdej piosence z osobna, bardzo fajnie to wyszło.

 

Controlled Chaos (CD)

 

Jakie macie plany do końca roku?

- Na pewno kolejny singiel po polsku, plus dużo koncertów. Latem kilka festiwali, na przykład Salt Wave na Helu i Fest Festival w Chorzowie, a trasa klubowa jesienią. Chcemy pojeździć po Polsce, spotkać znajomych, pograć ten materiał w momencie, kiedy słuchacze już się do niego trochę przyzwyczają.

Rozmawiał

Piotr Miecznikowski