Autorka: Katarzyna Kowalewska

Książka „Strażnicy fatum” Bożeny Keff jest odważna, bezkompromisowa i krytyczna wobec polskiej tradycji, a zwłaszcza wobec – polskiej narracji historycznej oraz silnie zakorzenionego antysemityzmu. Bo że społeczeństwo polskie jest antysemickie, poetka nie ma wątpliwości. Nie odpuszcza ani Władysławowi Bartoszewskiemu, ani Janowi Błońskiemu, ani Tadeuszowi Słobodziankowi, a i POLIN-owi oraz „Gazecie Wyborczej” ma kilka faktów do wypomnienia. Zaś winę Kościoła w kreowaniu stereotypu Żyda oraz propagandową rolę polskiego systemu edukacji uważa za oczywiste, apeluje – trzeba o tym mówić. Więc Keff mówi, jednocześnie niejednokrotnie przyznając, że kiedyś ona sama nie wiedziała, nikt jej nie nauczył, że – wbrew interpretacji Leszka Kołakowskiego – tragiczniejszy jest los Żydówki z opowiadania Zofii Nałkowskiej, umierającej przy torach kolejowych niż strzelającego do niej Polak. Wpojono nam przesuwanie akcentów tak, by nawet narracje krytyczne wobec postaw naszych rodaków podczas wojny naginać w taki sposób, by pasowały do wielkiej heroiczno-martyrologicznej historii Polaków.

Tymczasem Keff podważa „oficjalną” narrację o Zagładzie. Czyni to w sposób niewygodny, bo przecież – o zmarłych źle się nie mówi, cierpienia się nie porównuje ani nie podważa, a w ogóle to „co my zrobilibyśmy w tamtym czasie”. Ale pisarce nie chodzi o to, by „szkalować” pamięć jednostek, lecz by pokazać, jak zakorzeniony brak solidarności oraz antysemityzm doprowadziły do sytuacji, w której Polacy nie pomagali Żydom, bo bali się, że doniosą na nich rodacy. Pomagając „obcemu” sami staną się obcy, a przez to – wrodzy. Rolę tytułowych strażników fatum przypisali sobie Polacy, pilnując, by wiszące nad Żydami fatum śmierci dopełniło się. Wstrząsające, oburzające, poruszające, przykre? Keff zdecydowanie wyrywa ze sfery komfortu.

Kto zdemoralizował dorosłych?

Autorka – literaturoznawczyni z tytułem doktorskim – stawiając najmocniejsze, najbardziej „obrazoburcze” tezy, często wcale nie pisze bezpośrednio o naszych rodakach, lecz… o bohaterach wybranych opowiadań literackich. Sceny z literatury podejmującej temat Zagłady okazują się pretekstem do refleksji nad udziałem Polaków w Zagładzie oraz wyjaśnienia mechanizmów rządzących dyskursem o Żydach. I tak na przykład, komentując bohaterów „Śladów” Ludwika Heringa, konkluduje: „tym <<świadkom>> udaje się nie dostrzec wymierania pół miliona ludzi za murem”. Wyjaśnia także: „Ludzie, którzy podążają za Jakubem Goldem w <Samsonie>> Brandysa, czynią to  w oczekiwaniu widowiska, atrakcji” oraz „Adolf Rudnicki w <<Wielkim tygodniu>> opisuje zagładę getta jako widowisko dla patrzących z ulicy”.

Często przywołuje bezpośrednie cytaty, jak ten o dzieciach chowających się w krzakach, by obejrzeć mordowanie Żydów: „Bo kiedyś im się taka przydarzyła gratka. Żadne kino nie mogło iść w paragon z takim <<piwszoklaśnym>> widowiskiem”. A oto inny fragment przejmującego „Handlu dewocjonaliami” Mieczysława Frenkela: „Bawiły się dzieci odpadkami wielkiego umierania jak muszelkami wyrzuconymi na brzeg przez huragan”. Dalej następuje opis tego, jak pewna Polka zbierała fotografie rozstrzelanych „Żydówic” „co z takimi fryzurami szły na śmierć, jakby im fotograf robił zdjęcie przed egzekucją. Co to śmiechu było z tych zdjęć”. Mamy zatem zasłonę – to nie Keff, to Frenkel. Frenkel zaś opisywał to, z czym się spotkał, często zresztą szukając usprawiedliwień. Według narratora bowiem dzieci zdemoralizowało wychowanie się wśród niemieckiej przemocy.

Ale kto zdemoralizował dorosłych? – prowokuje pytanie Keff.

 

Strażnicy fatum, Bożena Keff

 

Śmiertelne w skutkach „świadkowanie świadków”

Opowiadanie Nałkowskiej o kobiecie przy torze kolejowym to jedna z najbardziej znanych realizacji toposu Polaka strzelającego do Żyda z litości. Jednak ilu czytelników pamięta, że uciekinierka nie była sama? Nocą przychodzą po nią osoby, z którymi zbiegła z transportu. Znajdują ją martwą nie od niemieckiej kuli.

Bardzo podobną sytuację, umiejscowioną przy stacji Falenica, opisuje poetka Izabela Stachowicz. Keff pointuje utwór o błagającej o ratunek bohaterce tak: „nikt nie chciał jej pomóc się podnieść, powoływano się na karę śmierci za pomoc Żydom. Zresztą gdzieś obok czy w tłumie obecny jest niemiecki żandarm, ale też nie chce jej zastrzelić, granatowy policjant także odmawia, wreszcie robi to jakiś człowiek z tłumu za sto złotych, które przeznacza na bimber. Na tym historia się kończy”. Pisarka dodaje boleśnie: „bardzo groźne było <<świadkowanie świadków>>”.

Gość gospodarzowi nierówny

Poetka-publicystka przechodzi od analizy antysemickich przejawów w czasie wojny do ich obecności w dyskursie współczesnym. Zresztą protekcjonalności uczy się nawet dzieci – przecież „żydzisko Jankiel” z „Pana Tadeusza” składający hołd Polakom to podczas wielu zajęć literatury w szkole podstawowej wspaniały przykład prawidłowych, przyjaznych stosunków polsko-żydowskich.

Pisarka zauważa, że w naszym kraju obowiązuje niepisany, acz powszechnie akceptowany „regulamin gościa”, w którym gospodarzowi – Polakowi – zawsze należy się szacunek od goszczonego Żyda. „Napiętnowany dba o dobre samopoczucie piętnujących, opiekuje się nimi i ich obrazem – komentuje za Goffmanem Keff, zwracając uwagę na to, jak Żydzi przepraszają Polaków za akty agresji ze strony innych Żydów. Badaczka łączy to z pojęciem samonienawiści (co dziwne, wyjaśniając je, powołuje się na anglojęzyczny artykuł w Wikipedii), czasem odczytywanej jako przejaw syndromu sztokholmskiego.

Opaska z gwiazdą Dawida

„Polska tradycja była/jest oparta na głębokiej i podstawowej nierówności i hierarchii: taka była też relacja szlachta-chłopi, wyraz kolonizacji wewnętrznej […] Instytucjonalnie Polacy najczęściej mieli do czynienia z kościołem katolickim, zorganizowanym hierarchicznie, strukturą organizacyjną i mentalną de facto feudalną, w miarę możliwości przenoszoną w kolejne epoki w niezmienionej formie” – pisze Keff.

„Idź Żydzie do obozowej gazowej komory/ Zostaną z ciebie popiołu trzy wiory” – zacytowany za Joanną Tokarską-Bakir rym pochodzi ze współczesnej szopki Kościoła katolickiego w Polsce. To właśnie w religijnej narracji Żyda często utożsamiano z diabłem, on, nawet jako człowiek, był powiernikiem Złego (w końcu wiadomo: Matka – Polka, Judasz – Żyd). Praktyki palenia kukły Żyda są żywe do dziś, tak jak przewracanie głową do dołu figurki Żyda z pieniążkiem. To one pomogły utorować drogę rasizmowi oraz nazizmowi i pomogły zablokować współczucie dla tych, którzy i tak byli systemowo prześladowani (karani za ukrzyżowanie Chrystusa).

Wymienione praktyki to kontynuacja przyzwolenia na przemoc symboliczną wobec mniejszości, którą sprowadza się do jednego pejoratywnego mianownika. Keff zauważa, że pojęcie Żyd to formuła totalna oraz niepodzielna, skazująca na degradację wszystkich tych, do których się odnosi. Dlatego z pochodzenia żydowskiego trzeba się zawsze wytłumaczyć, a już z francuskiego – nie. I z tego powodu tak problematyczne jest np. pochodzenie Tadeusza Różewicza – biograf poety, Żukowski, opisując je, samobiczował się, że wkłada geniuszowi opaskę z gwiazdą Dawida. A przecież fakt pochodzenia powinien być neutralny.

Lecz nie jest.

 

Bożena Keff

Bożena Keff, fot. Jarosław Mikos.

 

Społeczeństwo, nie naród

Kilka razy, na marginesie, poetka pisze też o sobie i tym, jak z wielu faktów dotyczących Zagłady nie zdawała sobie kiedyś sprawy, ile rzeczy przemilczano podczas jej procesu edukacji. Ujawnia tym samym osobistą perspektywę osoby o żydowskich korzeniach, do których wraca, sygnując swoje prace nazwiskiem Keff, a nie – Umińska (które przyjął jej ojciec, gdy w latach 50. chciał pozostać w wojsku). Nie odpowiada na pytanie, w jakim stopniu powszechna degradacja pojęcia „Żyd” dotknęła ją samą, ale można się domyślać, że w znacznym.

To zatem książka naukowa korzystająca ze strategii poetyckiej, co staje się jeszcze ciekawsze, gdy weźmiemy pod uwagę, że to trzecia pozycja tej autorki nominowana do Nagrody Literackiej Nike, po studium „Postać z cieniem. Portrety Żydówek w polskiej literaturze” oraz wspomnianym już poemacie „Utwór o matce i ojczyźnie”. Oczywiście, „Strażnicy fatum” to nie poezja prozą, a jednak sam tytuł ma w sobie wiele poetyckości tak jak i niektóre wykorzystywane przez autorkę pojęcia (na przykład ironiczny w wydźwięku „zestaw z drzewkiem”, czyli szantaż mający na celu wymuszenie aprobaty wobec Polaków oraz Sprawiedliwych). Autorka woli przywoływać oraz rozpościerać emocjonalne obrazy niż dążyć do ustalania precyzyjnych terminów oraz ich definicji.

Publikacja zawiera w sobie elementy manifestu, na przykład wtedy, gdy badaczka postuluje, by opisywanie żydowskiej identyfikacji nie było gestem naznaczenia, a zwłaszcza – wykluczenia. Nie daje jasnej recepty, chociaż chyba można by ją dopowiedzieć: myślmy, stwarzajmy dobre konteksty, nie monopolizujmy i nie polonizujmy cierpienia. Troszczmy się o społeczeństwo, a nie o pojęcie narodu, które zbyt często okazuje się ślepą uliczką w dyskusjach na temat „kto komu jak zawinił” oraz skłania do „kroku w chmury uniwersaliów” („ogólnie” Polacy pomagali). To była dla mnie bardzo trudna, gorzka i przytłaczająca lektura, ale się cieszę, że znalazła się w nominacjach Kapituły.

Sprawdź pełną listę książek nominowanych do Nagrody Literackiej Nike oraz zajrzyj do naszej zakładki z recenzjami wybranych tytułów.