Wywiad z Ałbeną Grabowską

Katarzyna Kazimierowska: - W trakcie lektury „Uczniów Hippokratesa” pomyślałam, że zatęskniła pani za swoim zawodem – lekarki epileptologa – i dlatego napisała książkę uchylającą rąbka historii medycyny.

  • Ałbena Grabowska: - Musiałam do tej książki dojrzeć. Moje pisanie od początku przecież stało w opozycji do pracy lekarza. Nigdy nie planowałam zostać pisarką. Pierwsza książka pt. „Tam, gdzie urodził się Orfeusz”, powstała z powodów sentymentalnych, chciałam przekazać moim dzieciom historię bułgarskiej części ich rodziny, opowiedzieć o ich kulturowych korzeniach, wzmocnić ich tożsamość. I zaraz potem okazało się, że piszę już kolejne książki, choć długo nie rozumiałam, czemu właściwie to robię. Dopiero przy czwartej książce dotarło do mnie, że cały czas piszę, a gdy nie piszę to nieustannie myślę o pisaniu.

 

Prowadziła pani podwójne życie, lekarki i pisarki?

  • Dokładnie. I nagle zaczęło mi brakować czasu na pracę w szpitalu. W dodatku u mojego synka zdiagnozowano autyzm, więc musiałam podporządkować nasze życie jego terapii. Przestawiłam priorytety. Na pierwszym miejscu znalazła się terapia, potem pisanie i wreszcie praca w szpitalu. Miałam ogromne poczucie rozdarcia, zwłaszcza że czułam się w obowiązku wykonywać zawód lekarza – tyle lat kształcenia, przysięga Hipokratesa... To była moja misja, takiego podejścia do medycyny i do pracy nauczyli mnie mentorzy.
    Z drugiej strony ta nieprzeparta chęć pisania była coraz większa. Bardzo długo podejmowałam decyzję o odejściu z zawodu lekarza. Obecnie przyjmuję raz w tygodniu w przychodni, nie chcę palić za sobą mostów. Nadal też jestem też sekretarzem Polskiego Towarzystwa Epileptologii. I żeby spiąć klamrą tamto bardzo intensywne życie zawodowe, na które składały się lata pracy w klinice, wyjazdy naukowe i praca akademicka, pomyślałam o kolejnej sadze, tym razem medycznej. Zależało mi, żeby w tle umieścić prawdziwą historię medycyny, a nie chciałam pisać kolejnej książki w stylu Jürgena Thorwalda.

Doktor Bogumił okładka
Uczniowie Hippokratesa. Doktor Bogumił. Tom 1 
(okładka miękka)

 

W końcu postanowiłam napisać fabułę, ale przetykać ją historiami autentycznych lekarzy.  Akcja pierwszego tomu zaczyna się w roku 1850, kiedy to jesteśmy świadkiem próby wdrożenia do praktyki lekarskiej dwóch rzeczy, bez których dziś nie wyobrażamy sobie w ogóle lekarskiej egzystencji i skutecznego leczenia ludzi. To znieczulenie i aseptyka.

 

Opowiada pani o prawdziwych odkryciach medycznych i o ludziach, którzy ich dokonywali. To wstrząsające dla czytelnika, że aby dokonać postępu tak naprawdę eksperymentowano na żywych organizmach, jak w przypadku ospy, na którą szczepionkę testowano na dzieciach.

  • Bardzo często bywało tak, że lekarze dokonywali odkrycia, ale tak długo wahali się przed jego ogłoszeniem, że ktoś inny wpadał na to samo i publikował przed nimi. Tak było przy chorobie Gravesa-Basedowa (czyli choroby gruczołu tarczowego, która jest przyczyną nadczynności tarczycy) – w tym samym czasie opisał ją Robert Graves i Karl Basedow. Poza tym czasem publiczne ogłoszenie odkrycia wiązało się z kompromitacją. Dentysta Horace Wells w trakcie pokazu, podczas którego chciał wyjaśnić, że gaz rozweselający działa przeciwbólowo, zaprosił na scenę otyłego mężczyznę, od którego zionęło alkoholem. Nie wiedział wtedy, że otyłość i alkohol znacząco zmniejszą skutki działania gazu. Po kompromitacji Wells popadł w szaleństwo, wszedł w konflikt z prawem, wreszcie popełnił samobójstwo. A doktor Gustav Michaelis, gdy zrozumiał, że rodzące umierają od gorączki połogowej z powodu braku higieny ze strony badających je lekarzy, skoczył pod pociąg, bo nie mógł żyć z myślą, że kobiety ginęły z jego ręki.

 

W prawdziwe historie wplata pani fikcyjną opowieść. Tytułowy doktor Bogumił,  to młody, pracowity i ambitny lekarza, który niejedno ma za uszami. Z jednej strony jest świadkiem historii, kolejnych medycznych odkryć, z drugiej razem z nim przeżywamy perypetie i zwroty akcji, bo Bogumił zrobi wiele, żeby ratować przed skandalem swoją rodzinę.

  • Bardzo chciałam pokazać go jako niezwykle romantycznego człowieka, zakochanego w żonie. Najpierw fakt, że może poślubić skompromitowaną pannę z bogatej rodziny spada mu, człowiekowi z ludu, niemal z nieba. A potem naprawdę zakochuje się w swojej żonie i postanawia oczyścić ją z plotek i podejrzeń. Jednocześnie stara się zasłużyć na szacunek rodziny żony, gdzie od pokoleń mężczyźni zajmują się medycyną. Dzięki protekcji udaje mu się dostać pracę w Szpitalu Dzieciątka Jezus na oddziale chorób wewnętrznych. Marzy aby być ginekologiem, ale jego oddanie, chęć pracy i dążenie do wiedzy sprawią, że pozostanie internistą.

Matki i córki okładka
Matki i córki 
(okładka miękka)

 

Doktor Bogumił ma swoje alter ego – jest nim Augusta, siostra jego żony, która także ma swoje sekrety. Bo choć pochodzi z bogatej i szanowanej rodziny to wcale nie marzy o zamążpójściu. Ambitna i świetnie wykształcona, chce pracować jako lekarka, pomagać chorym. O kim myślała pani tworząc postać Augusty?

  • Bardzo chciałam, żeby w tej historii pojawiła się kobieta. Dzisiaj zawód lekarza jest bardzo sfeminizowany, ponad 60% lekarzy – głównie wśród pediatrów, lekarzy rodzinnych czy internistów – stanowią kobiety. Nie wyobrażamy sobie, żeby lekarzem mógł być tylko mężczyzna, a kiedyś to było oczywistością. Wymyśliłam sobie Augustę, bo podczas robienia researchu nie trafiłam niestety na prawdziwą historię kobiety, która udając mężczyznę pracowałaby jako lekarz. Augusta ma ambicje i jest wybitnie inteligentna, nie planuje założyć rodziny, za to chce pracować naukowo i ma to szczęście, że znajduje partnera, który jej to umożliwia. Bogumiłowi nie mieści się to w głowie, dla niego kobieta wykonująca zawód medyka to pogwałcenie wszelkich praw ludzkich i boskich.

 

Ałbena Grabowska, portret, mat wydawcy

Ałbena Grabowska, pisarka
autor foto: Wojciech Rudzki


Za to w drugim tomie „Uczniów Hipokratesa” pojawi się doktor Anna. Będzie to fabularyzowana biografia pierwszej polskiej dyplomowanej lekarki Anny Tomaszewicz-Dobrskiej. Była pierwszą kobietą, która na ziemiach polskich praktykowała jako lekarz, choć jej droga do upragnionego zawodu była niezwykle trudna. Tomaszewicz i inne polskie lekarki kończyły studia ze świetnymi wynikami, a potem okazywało się, że nikt nie chce ich zatrudnić. W końcu pozwolono im zajmować się położnicami, których i tak nikt nie chciał się opiekować. Te lekarki tworzyły więc szpitale i przytułki dla kobiet z ludu po to, żeby w ogóle móc praktykować. To są naprawdę niesamowite historie. Przy tym drugim tomie mam wielkie poczucie misji, bo Tomaszewicz-Dobrska była pierwszą z nas.

 

Umieszcza pani w książce drobny, ale ważny epizod ataku epilepsji starszej pacjentki. Rozumiem, że to ukłon w stronę swojej specjalizacji?

  • Tak, pacjentka w książce pod wpływem urazu zapada w niedrgawkowy stan padaczkowy, który zakończył się napadem uogólnionym. I ona po tym napadzie zaczęła nawiązywać kontakt, zaczęła się na nowo komunikować z otoczeniem. Zdaję sobie sprawę, że ktoś, kto nie jest neurologiem, nie będzie wiedział o co dokładnie w tym momencie w książce chodzi, ale postanowiłam, że nie będę tego tłumaczyć. Niech to będzie tak, że czytelnik wie tyle, ile wówczas wiedzieli lekarze. To jest mój ukłon w stronę polskich epileptologów z prof. Jerzym Majkowskim i prof. Joanną Jędrzejczak na czele. „Uczniowie Hippokratesa” to mój hołd i podziękowanie złożone wszystkim, którzy mnie uczyli, pozwalali praktykować, wszystkim, którzy mi zaufali, którzy mówili do mnie „pani doktor”.

 

Więcej wywiadów z pisarzami i artykułów o książkach znajdziecie w naszej Pasji Czytam.