5/5
28-09-2018 o godz 11:37 przez: Patrycja Cyrych
Dżozef” to moja trzecia powieść od Jakuba Małeckiego. Trzeba przyznać, że ta książka jest zupełnie inna, niż pozostałe książki autora. Z jednej strony mamy obraz polskiego szpitala, poznajemy dresiarza Grzegorza, który do końca nie wie kim jest, biznesmena Kurza, który uwielbia swoją pracę i całe jego życie kręci się wokół niej, starego Marudę, który uskarża się na wszystko wokół oraz Pana Stacha – czwartego pacjenta zakochanego w powieściach Josepha Conrada. W tym miejscu powieść całkowicie się zmienia, podczas silnych gorączek Czwarty pacjent postanawia podyktować Grzegorzowi powieść, która jak się okazuje jest odzwierciedleniem historii Stanisława, jego choroby, lęków, obaw i omamów w ciele drewnianego kozła. Trudno mi do końca powiedzieć, czy książka opowiada o schizofrenii, która jak wiadomo jest zaburzeniem psychicznym, gdzie dochodzi do rozczepienia tego co chora osoba myśli, czuje i robi. W te chorobie mogą pojawić się omamy wzrokowe, słuchowe, a tym samym pacjent może przerzucać własne emocje na obiekty i rzeczy oraz widzieć w tych obiektach to czego naprawdę nie ma. Czy też może Stanisław Baryłczak cierpiał na rozczepienie osobowości. Myślę, że jednak bliżej Stachowi będzie do obraz schizofrenika, który jest przedstawiony w sposób bardzo tajemniczy. No, ale przecież schizofrenik nie zdaje sobie sprawy, że choruje! Tak samo mamy w powieści Małeckiego, poznajemy historię Stasia, którego dzieciństwo okazuje się być pasmem nieszczęść, bólu i cierpienia. Całe życie Stasia jest przepełnione samotnością, jedynym jego towarzyszem okazuje się być Drewniak – kozioł, którego chłopiec wystrugał mają nadzieję, że ten będzie go bronił przed wsiowym pijaczkiem. Drewniak okazuje, się jednak nie być symbolem dzieciństwa. Okazuje się, że drewniany kozioł jest wyobrażeniową prezentacją wszystkich lęków chłopca, zła świata i niepowodzeń. Przejmuje on władzę nad chłopcem i niejednokrotnie zmusza do złych czynów. „Ja jestem tylko narzędziem, jestem jak strzała spuszczona cięciwy…” („Dżozef” J. Małecki, s.262) Drewniak z zabawki zmienia się w Pana, który pragnie rządzić życiem chłopca. Drewniany Kozioł prześladuje Stanisława do późne dorosłości, odbiera mu marzenia, pragnienia i zsyła tylko ból. Jednocześnie Kozioł bardzo obawia się śmierci i zapomnienia. To co mi się najbardziej podoba w stylu pisarskim Małeckiego to jego „szufladkowanie” fabuły. Pisząc „szufladkowanie” mam na myśli, że każda strona to swego rodzaju nowa zamknięta półeczka, z której wyciągniemy fragment historii – dopiero, kiedy otworzymy wszystkie półeczki będziemy mogli zobaczyć całość historii i jej prawdziwe przeslanie. Ponadto Małecki w swojej prozie już niejednokrotnie zamyka historię w historii. Trzeba przyznać, że „Dżozef” nie jest powieścią łatwą. Jest niesamowicie klimatyczna, atmosfera powieści jest dusza, gęsta i zaciska się na czytelniku z każdą stroną., tak jak opowieść Stacha zmyka pacjentów w czterech ścianach szpitala. Małecki momentami pozwala czytelnikowi odetchnąć wracając do szpitalnej sali, ale jednocześnie wie, że następnym razem porwie nas jeszcze głębiej. Autor stopniowo dawkuje nam emocje, nie pozwalając im jednocześnie opaść. Zaczynając „Dzożefa” miałam w głowie takie myśli – „ale co to ma być?”, „nie rozumiem tej książki” – i faktycznie, żeby zrozumieć tę powieść trzeba ją przeczytać w całości, poczuć wszystkie emocje, a nawet obłęd w niej przekazany. Trzeba wczuć się w każdego bohatera z osobna, poznać ich i zrozumieć. „Dżozef” to swego rodzaju przestroga, a także rada, aby tworzyć własne życie według oczekiwać i potrzeb, aby brać z życia garściami ponieważ „w życiu są tylko opowieści…” („Dżozef” J. Małecki, s.305)
Czy ta recenzja była przydatna? 0 1
5/5
11-06-2018 o godz 16:57 przez: Sophie Salvatore
Jakub Małecki to dla wielu czytelników odkrycie ostatnich lat. Przyznam się, że dla mnie również. Swoją przygodę z tym autorem rozpoczęłam od książki "Ślady", a ostatnimi czasy sięgnęłam po "Rdzę" oraz własnie wznowionego "Dżozefa". Nie będę wybierała najlepszej książki Jakuba Małeckiego, gdyż po prostu nie jestem w stanie. Każda z jego książek, które już zdążyłam przeczytać w taki czy inny sposób mi się podobała, każda miała w coś ciekawego i przede wszystkim coś innego. Jednakże myślę, że póki co to właśnie "Rdza" i "Dżozef" są tymi pozycjami, do których najchętniej bym wróciła. "Dżozef" jest książką, którą trudno byłoby mi streścić Wam, więc nie będę tego robiła - odsyłam Was tylko do opisu. Ze swojej strony dodam tylko, że to pozycja (jak to przystało na twórczość Małeckiego) dziwna. Dziwna, ale myślę, że w bardzo pozytywnym znaczeniu. W pewnym momencie swojego życia, w Warszawskim szpitalu spotykają się - Grzesiek (nasz główny bohater i narrator), Kurz, a właściwie Leszek Czystecki, Maruda czyli Heniu Jagiełło oraz Czwarty - Stanisław Baryłczak. Niby zwyczajna sala szpitalna, zwyczajni pacjenci, którzy trafili tutaj z tego czy innego powodu, a jednak w tym wszystkim Jakub Małecki umieścił postać Josepha Conrada oraz niesamowicie przejmującą opowieść pana Stasia o ucieczce przed własnymi demonami, które sami tworzymy. Na kartach tej książki odnajdujemy nie tylko prozaiczne dylematy dnia codziennego, ale także doświadczamy magicznego wpływu literatury i twórczości na nasze życie, o czym przekonał się Czwarty. Fabuła w "Dżozefie" toczy się dwutorowo. Pierwszy tor to wydarzenia rozgrywające się na sali szpitalnej - Grzegorz i jego niesławna egzystencja. Drugie dno książki przekazuje nam pan Stanisław - Czwarty, jak nazywa go Grzegorz. Człowiek ten w przypływie sennych omamów wymusza na naszym bohaterze, aby ten spisał jego słowa. Kolejne zdania wypowiadane przez Czwartego zaczynają tworzyć osobną historię - dość ciekawą, ale momentami przerażającą. "Zdecydowanie lepiej być głupim. Głupek zamknięty w szpitalnej sali przyjmie swój los na klatę, mądry wpadnie w depresję, oszaleje. Pytanie podstawowe: którym z nich jestem ja? Co czeka mnie w tych czterech ścianach?" Tego typu pytania nurtują naszego bohatera podczas przebywania w szpitalnej sali, gdzie w pewnym momencie zaczynają dziać się rzeczy nie wyobrażalne. Jakie? - tego dowiecie się z lektury książki, ale mogę Was zapewnić, że są to sprawy, które trudno wyjaśnić w naukowy sposób. Jakub Małecki pokazuje, że są w życiu człowieka takie problemy przed, którymi trudno uciec, a właściwie jest to niemożliwe. Cała opowieść Czwartego, przedstawia nam historię człowieka, który stworzył swojego własnego demona i któremu ten demon towarzyszy do końca życia. Bardzo podoba mi się, że Jakub Małecki zawarł w swojej książce nie tylko ów problem, ale również przedstawił jego rozwiązanie. Niesamowicie też podoba mi się to w jaki sposób autor zakończył swoją książkę - życiowo, na pół szczęśliwie, na pół nie. "- Conrad napisał kiedyś, że bycie kobietą to strasznie trudne zadanie, bo polega głównie na zadawaniu się z mężczyznami." "Dżozef" jest kopalnią nawiązań i cytatów pochodzących z książek Conrada. Pan Stanisław okazuje się być wielkim fanem twórczości tego pisarza, właściwie on nie czyta niczego innego poza kilkoma ulubionymi pozycjami. To dlaczego Czwarty aż tak zamknął się na inną literaturę, poza Conradem dowiecie się sięgając po "Dżozefa". Myślę, że w tej pozycji świetnie odnajdą się zarówno fani książek Jakuba Małeckiego, jak i miłośnicy prozy Josepha Conrada. Myślę, że warto zainteresować się "Dżozefem" jeśli jeszcze nie mieliście ku temu okazji.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 1
5/5
07-06-2018 o godz 11:40 przez: Joanna Hilińska
Jeśli obserwujecie mojego bloga od dawna to dobrze wiecie, że Jakub Małecki skradł moją duszę, wdarł się pod skórę i poruszył moją wrażliwość. Przeżyłam nie małe zdziwienie, kiedy wydawnictwo podało informację, że będzie wznowienie jego powieść napisanej przed 10 laty. "Dżozefa"przeczytałam w jeden wieczór. Czy to dobrze świadczy? Przeczytajcie dalej. Warszawski szpital. Na oddział ortopedii trafia Grzegorz, który niefortunnie został napadnięty, okradziony i pobity. Ma złamany nos, wizję zabiegu, którego boi się panicznie, nadopiekuńczą matkę, małomównego ojca i brak pomysłu na życie. Leży na sali z trzema dziwnymi typami. Każdy ma inną historię, przypadłość czy styl bycia. Czy Grześ wyniesie z tego pobytu coś więcej niż tylko naprostowany nos? Ileż to już razy moja koksiarska aparycja utrudniała mi życie: w sklepie, w tramwaju, w salonie dostawcy internetu - wszędzie spoglądano na mnie takim wzrokiem, jakbym się właśnie szykował, by rabować, palić i gwałcić. s.13 Jakub Małecki po raz kolejny udowadnia, że z prostej historii da się wycisnąć dużo więcej, niż tylko opowieść fabularną. Genialność w prostocie, bo kto był w szpitalu choć jeden dzień ten wie jak to jest. Wszystko jest jednocześnie bardziej przerysowane i zamazane niż w rzeczywistości. Każdy dzień to kopia poprzedniego, a zarazem nowa przygoda. Szpital to metafora filozoficzna bardziej niż można przypuszczać. - A jak byś chciał przeżyć swoje życie? Zatkało mnie. Podniosłem się na łokciach, popatrzyłem na niego. s.39 Uwielbiam prozę Małeckiego. Mogę to potwierdzić po raz kolejny. To w jaki sposób buduje opowieść, to jak pod opowieścią przemyca treści naddane to jest mistrzostwo. W "Dżozefie" oprócz historii Grzegorza mamy też wiele wątków pobocznych. Mamy całą plejadę charakterystycznych bohaterów. Jest biznesmen, jest malkontent i wreszcie Czwarty. Starszy tajemniczy Stanisław, wielbiciel prozy Josepha Conrada. Doznaje on pewnego rodzaju wizji, wpada w letarg w którym opowiada o Stasiu z przeszłości. Historia chłopca, odmieńca z talentem do rzeźbienia jest metaforyczna, iluzoryczna i jednocześnie prawdziwa. Powolne stopniowanie napięcia przy ujawnianiu dalszych losów, urywanie opowieści w najciekawszych momentach, to wszystko sprawia, że chce się czytać i czytać dalej, by dowiedzieć się co się wydarzyło. - "Niech myślą, co chcą, ale nie miałem zamiaru się utopić. Zamierzałem płynąć, dopóki nie utonę - a to nie to samo." s.147 Powracanie w fabule do przeszłości bohaterów to znak rozpoznawczy Jakuba Małeckiego. Ja uwielbiam takie opowieści, bo za każdym człowiekiem stoi jakaś historia i właśnie to pokazuje nam autor w swoich książkach. Skupia się na człowieku, na tym co go buduje, jak doświadczenia wpływają na to kim jest, kim się staje, kim może być. - Każdy wie, ale dopiero w ostatniej chwili. Umierając, doświadczamy tego objawienia, wiedza spływa na nas niechciana i przytłaczająca. Mogliśmy robić to, czy tamto, trzeba było spróbować czegoś wielkiego, nie powinniśmy marnować się tu czy tam... s.40 Polecam wam ogromnie, bo to wielka literatura! Każdy odnajdzie tutaj coś dla siebie. I dresiarz z podwórka, bo opisuje kumpli takich jak on sam, i samotny człowiek poszukujący impulsu do działania i czytelnik lubiący nietuzinkowe historie, również ci co kochają lub nienawidzą Josepha Conrada. A jeśli chcecie się dowiedzieć czym lub kim jest drewniany kozioł z okładki i jaką rolę odgrywa w książce, musicie sięgnąć po "Dżozefa ".
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
27-06-2018 o godz 22:43 przez: Mechaniczna Kulturacja
Za sprawą wydawnictwa Sine Qua Non na rynek powróciło odświeżone wydanie jednej z pierwszych powieści Jakuba Małeckiego – Dżozef. Dziś Małecki to jeden z najciekawszych pisarzy głównego nurtu młodego pokolenia, cieszący się coraz większą popularnością, na swoim koncie ma m.in. nominację do Nike. Zaczynał jednak, jak wielu podobnych mu autorów, od prozy gatunkowej – fantastyki i horroru. Wspomniany Dżozef to powieść z pogranicza, pod wieloma względami bliska już dzisiejszym fascynacjom autora, ale nie pozbawiona też wyraźnego osobliwego wątku związanego z potraktowaniem dosłownie „jądra ciemności”. Bo właśnie Joseph Condrad zdaje się być pierwszą inspiracją powieści Małeckiego. Wokół książek i losów polskiego podróżnika i publicysty krąży wielowątkowa fabuła Dżozefa. Poznajemy dresiarza Grzegorza. Autor już na jego przykładzie unika korzystania ze stereotypów. Grzesiek to prosty chłopak spod bloku, co widać w charakterze jego narracji, ale wcale nie jest głupi, przeciwnie – świetnie sprawdza się jako nasz przewodnik. Ze złamanym nosem trafia do szpitala, gdzie ląduje u boku trzech osobliwych mężczyzn – biznesmena Kurza, Marudy i Czwartego. Ten ostatni ma tylko jedno zajęcie – nieustannie czyta prozę Conrada. Twierdzi że robi to przez całe życie, ale nie chce opowiadać o sobie. Gdy łapie go gorączka, wydaje mu się że sam jest słynnym autorem. Dopiero jako „Dżozef” przedstawia współtowarzyszom szpitalnej niedoli swoją historię. W ten sposób Grzesiek i Kurz poznają dramatyczną historię człowieka, którego prześladował „Kozioł”. Niespodziewanie jednak opowiadana przez Czwartego historia ma realny wpływ na otoczenie bohaterów. Szpital wokół nich ewoluuje i pokrywa się ciemnością, która wkrótce pożre także ich. Brzmi to może nieco chaotycznie, ale Małecki radzi sobie z tą historią bardzo dobrze. Sam wątek ciemności pochłaniającej szpital jest wprawdzie nieco naiwny, stanowiąc tu alegorię zamykania się na prawdziwe życie, ale już znacznie, znacznie lepiej wybrzmiewa to w formie historii Czwartego. Tam gdzie do głosu dochodzą prawdziwe emocje, których przedstawiania Małecki jest prawdziwym mistrzem. Jak zwykle jest coś przerażająco smutnego w opowieści Małeckiego. Oto wystrugany z drewna Kozioł prześladuje małego Staszka od dzieciństwa po dojrzałe życie, nie odstępując go na krok, kierując jego życiem, a w zasadzie pozbawiając go prawdziwego życia. I tak czasem jest, wielu z nas również ma za swoimi plecami takiego „kozła”, bo pozwolimy sobie w dzieciństwie wmówić coś, co położy się cieniem i strachem na całe życie. Nie pozwolimy sobie uwierzyć, że można inaczej. Uchwycenie tego typu subtelności w historii Czwartego to świetna robota ze strony autora, znakomitego obserwatora ludzkich charakterów. Widać że Dżozef nie jest jeszcze najdojrzalszą książką Małeckiego i ma swoje słabsze momenty, szczególnie w wątku rozgrywającym się w szpitalu. Ale wyraźne w niej jest już to, w czym autor zdaje się być najlepszy – przekazywanie emocji, barwienie prozy wrażliwością, angażowanie czytelnika. Smutna, przejmująca, ale pokrzepiająca zarazem historia, dająca nadzieję i wołająca wręcz do czytelnika, by obudził się i zaczął żyć. Brawo! http://kulturacja.pl/2018/06/jakub-malecki-dzozef-recenzja/
Czy ta recenzja była przydatna? 0 1
5/5
29-06-2018 o godz 14:03 przez: wrotka
"W życiu są tylko opowieści"................................ Nie ukrywam, że na tę książkę czekałam z niecierpliwością. Od jakiegoś czasu proza Jakuba Małeckiego zawładnęła mną całkowicie, rzucam się jak wygłodniała na wszystko co wychodzi spod jego pióra, a w Dżozefie po prostu odbiłam się jak w lustrze. W szpitalnej sali spotykają się, dresiarz Grzegorz Bednar, piećdziesięcioletni biznesmen Kurz oraz Czwarty - wielbiciel prozy Josepha Conrada. Początkowo szpitalne godziny mijały naszym bohaterom tak, jak mijają godziny w każdym szpitalu. Czas mierzony od obchodu do obchodu, od badania do badania, od posiłku do posiłku. Nuda, rutyna, chęć ucieczki do świata za oknem. Aż do chwili gdy majacząc w gorączce Czwarty zmusza Grzegorza do spisania swojej "ostatniej powieści", jak się później okazuje historii własnego życia, która tak zawładnęła umysłem i światem naszych bohaterów, że krok po kroku, zdanie po zdaniu, łapczywie zanurzali się cali w świat Stasia Baryłczaka................................. "A przecież dokładnie takie same objawy dotyczyły ludzi, o których nam opowiadał. Ludzi zafascynowanych jakąś książką, wariatów, którzy nie mogą się oderwać od napisanej przez kogoś historii. Czytają coś i przez to nie śpią, nie jedzą, nie chodzą do kibla, słowem - zapominają o świecie"....................................... Jakub Małecki ma wyjątkowy dar kreowania nierzeczywistej rzeczywistości. W zbudowanych przez niego światach znajdujemy odbicie własnych marzeń, wizji, nadziei, ale też lęków, porażek i złudzeń. Nie inaczej było w Dżozefie. Autor stworzył piękną historię o możliwości zmiany swojego życia, utwierdził nas w przekonaniu, że na takie zmiany nigdy nie jest za późno, nawet jeżeli wydaje nam się, że jest zupełnie inaczej. Ograniczeni poprzez błędne wybory, zależności, brak perspektyw, niemożność wyzwolenia się od demonów naszej przeszłości całkowicie zatracamy siebie, dajemy się prowadzić na krótkim pasku strachu, uciekamy w nierzeczywistość, by chociaż na moment, choć na chwilę zanurzyć się w świat bez ograniczeń, w którym będziemy żyli tak jak chcemy żyć naprawdę. ............................... "Pomyślałem jeszcze tylko, że być może cała ta historia tak bardzo mnie intryguje, bo i ja mam swojego demona...sam jestem swoim Kozłem Drewniakiem"............................ Autor opowiedział swoja historię prostym, pięknym językiem. Chwilami zabawna, chwilami wzruszająca i refleksyjna, skrząca emocjami, magiczna opowieść ani na moment nie pozwoliła mi odłożyć książki na bok, a po jej przeczytaniu odczuwałam najprawdziwszy żal, że już się skończyła. Jakub Małecki po raz kolejny udowodnił, że potrafi oczarować czytelnika. Mnie oczarował. Zdaje sobie jednak sprawę, iż nie jest to książka dla każdego. Czytelnik, który twardo stąpa po ziemi, nie lubiący przekraczania granicy realności, może się po prostu w prozie Małeckiego nie odnaleźć............................... "Jeśli czytelnik, który wsiąka w lekturę, zapomina o wszystkim, co znajduje się wokół niego, to nas dotknęło to w sensie dosłownym: wszystko poza naszą salą całkowicie zniknęło"................................wrotkaczyta.blogspot.com
Czy ta recenzja była przydatna? 0 1
5/5
27-12-2018 o godz 14:09 przez: agnesto
Co się może stać, gdy w jednej sali szpitalnej zamkniemy dresiarza Grześka, biznesmena Kurza, starego Marudę i tego Czwartego, leżącego najbliżej drzwi, Staszka? Miszmasz towarzyski, bezsprzecznie, jednak jakie mogą być tego konsekwencje? Szpital, korytarz a na nim cztery drzwi, jedne z nich do pokoju pielęgniarek. Małe sale, do których można zaglądać przechodząc tuż obok i szybko zapamiętać twarze leżących tam pacjentów. Można by powiedzieć, jedna rodzina, ale czy jednak? Otóż pewnego dnia znikają najpierw jedne drzwi, potem ściany zaczynają się jakby przesuwać. Znikają kolejne drzwi i sam korytarz. I nagle własna sala zostaje odcięta od reszty szpitala, okna pociągnięte czarną mazią zasłaniają słońce, ściany zbliżają się coraz bardziej, łóżka zaczynają nachodzić na siebie, zgrzytają metalowe boki... Dzień miesza się z nocą, godziny tracą znaczenie, czas płynie swoim torem lecz w tej "szpitalnej norze" nic nie jest już normalne. Ani czas, ani głód, ani trawienia, ani myśli, które obrzeżone strachem oblała czarna trwoga. A wszystko za sprawą Czwartego, który w maniakalnych momentach zaczyna dyktować powieść. Grzesiek zapisuje, bo tak mu nakazał opowiadacz lecz potem pisze, by te słowa utrwalić, bo czuje, że musi i mu zależy. Panowie wciągają się w słuchanie. Co dalej? Co będzie dalej? - pytają. Ale Czwarty opowiada fragmentami, ściany nachodzą na nich, ciemność paraliżuje. Każdy żegna się z życiem, jakie miał, a które niechybnie zakończy w tej sali. Bo Czwarty w ich towarzystwo wprowadził Josepha Conrada. To jego obecność/nieobecność tak tutaj namieszała. To on sprawił, że doszło do tego wszystkiego. Bo Czwarty to Stach, a czyta Conrada by uciszyć groźby Drewniaka, drewnianego Kozła, którego wystrugał w dzieciństwie. Drewniak, który będąc przyjacielem, z biegiem lat stał się groźnym, niebezpiecznym wręcz towarzyszem i tylko "wsiąkanie" w Conrada daje namiastkę spokoju. Ale dlaczego Czwarty opowiada tą dziwną historię nijak mającą się do tej absurdalnej sytuacji? Jaka jest zależność Drewniaka, szpitala i pacjentów z tej i z innych sal? Małecki i jego kunszt - oto jest odpowiedź. Niebywały realizm magiczny, jaki wyziera z tej książki staje się jednocześnie magią realności. Oto prości ludzi zostają uwięzieni w sali. Ludzie, którzy prowadzili swoje życia poza jej murami i oto nagle zostali z tych żyć wyrwani. Nagle do głosu dochodzą ich dotychczasowe błędy, słowa i zachowanie. Nagle stają się świadomi swego rychłego końca. Czarna sala, teraz salka, będzie ich grobem... Małecki bawi się tu i bohaterami i czytelnikami. Wodzi nas za nosy, umyka, gdy już jesteśmy blisko rozwiązania zagadki. Otwiera nam nowe drzwi, które przecież były przed chwilą zamknięte. Otwiera nam drzwi, które nie mają klamek, a za nami stawia jednolite ściany. Labirynt, jakim nas prowadzi nie ma wyjścia? A może ma? Język? Wspaniały. Styl przypadający każdemu. Fabuła? Istny majstersztyk. Bohaterowie? Jakże plastyczni. Autor? Nader kreatywny i jakże ... mądry. Efekt? Powieść będąca ucztą oraz bodziec do przemyśleń i dyskusji. Bo przecież taka powinna KSIĄŻKA.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 1
4/5
25-07-2018 o godz 19:40 przez: Marta Korytkowska
www.bibliofilembyc.pl Jakub Małecki to jedno z najciekawszych nazwisk młodego pokolenia w świecie polskiej literatury. Długo wahałam się przed sięgnięciem po jego książki (zupełnie bezsensownie), a teraz przepadam w każdym kolejnym tytule. Kiedy w zeszłym roku na ustach wielu czytelników była podobno genialna «Rdza», wreszcie się zmotywowałam i postanowiłam sięgnąć po książki autora. Najpierw jednak chciałam nadrobić jego wcześniejszą twórczość. «Dygot» i «Ślady» już za mną, teraz przyszedł czas na «Dżozefa» Piękny, nieprzytłaczający styl Pierwszą rzeczą, która ujęła mnie w twórczości Małeckiego, to niesamowicie piękny styl, w jakim opowiada swoje historie. Język narracji jest zachwycający, ale jednocześnie lekki, nieprzytłaczający. «Dżozef» w tym temacie mnie nieco zaskoczył, a może nawet lekko zaszokował, bo książkę rozpoczyna narracja pierwszoosobowa. Zupełnie nie pasowało mi to do tego, do czego przyzwyczaiłam się przy lekturze dwóch poprzednich tytułów. Gdzie ten piękny, lekko baśniowy język? Gdzie ten element, za który tak pokochałam twórczość Małeckiego? A to ci niespodzianka! Miłość do ludzkiego cierpienia? Pamiętałam jednak, że «Dżozef» to wznowienie książki z 2011 roku, na dodatek w poprawionej wersji. Mając to na uwadze, bardzo ciekawym doświadczeniem było zobaczyć, jak ewoluowało pióro autora. Po pewnym czasie znalazłam też ten urok, którym Małecki czarował mnie w swoich następnych książkach: odrobinę magii, wiejskiego folkloru i bólu codziennej egzystencji. Bo Kuba chyba ukochał sobie opowiadanie o ludzkim cierpieniu, ale robi to w cudowny sposób. Czy Joseph Conrad może być bohaterem we współczesnej literaturze? «Dżozef» zaczyna się tak, jak gdyby miała być to opowieść o dresiarzu z warszawskiej Pragi, który w głębi serca skrywa duszę humanisty i nie potrafi odnaleźć się w dzisiejszym świecie. Dopiero po czasie wychodzi drugi wątek, opowieść Czwartego, który w majakach twierdzi, że jest Josephem Conradem i chce przed śmiercią opowiedzieć swoją ostatnią książkę, ostatnią powieść. Joseph Conrad w literaturze współczesnej? Piotr Gajdowski z Newsweeka napisał, że to ryzykowny zabieg i jak najbardziej się z nim zgadzam. Zgadzam się również z tym, że Małeckiemu wyszło to rewelacyjnie, bo jak nie znoszę «Jądra ciemności», tak po «Dżozefie» byłabym w stanie dać mu drugą szansę. Rewelacja, jak zawsze To niesamowite, ale autor m.in. «Śladów» znów mnie zachwycił, mimo początkowej konsternacji, jak inna pod względem stylu jest to książka, w porównaniu do kolejnych. Na pewno jest wyjątkowa ze względu na sposób, w jakim jeden z bohaterów opowiada o fascynacji twórczością Conrada. Sam pomysł na fabułę i dwa wątki również jest rewelacyjny. Aż się boję, jak dobra musi być «Rdza», skoro tylu czytelników nazywa ją najlepszą książką 2017 r. Jeśli wciąż macie twórczość Małeckiego przed sobą, «Dżozef» to dobry wybór na pierwszy ogień.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
11-01-2019 o godz 11:29 przez: midorriii
Książki nie można przerwać... Książka wciąga, przeczytana w kilka godzin, jednym tchem. Opowieść składa się z dwóch wątków: historii trzech głównych bohaterów (czwarty jest mało istotny) - pacjetów szpitala oraz historii dzieciństwa jednego z tych właśnie pacjentów - Stacha. Panowie poznają się poprzez wspólną salę szpitalną, spędzają ze sobą sporo czasu, i stopniowo każdy dzień zaczyna się robić dziwny. Znajomy Grzesia (narratora opowieści) nie może trafić do szpitala, następnie matka i inne osoby również. Pacjentów sali szpitalnej dość mocno to dziwi, bo nigdzie nigdy nie zostali przeniesieni... Widok z okna mają cały czas na tą samą ławkę, z tym samym menelem. Kolejne dziwne rzeczy zaczynają się dziać kiedy na tapetę wchodzi historia opowiadana przez Stacha, który nawet nie zdaje sobie sprawy, że zdradza nowym kolegom swój najmroczniejszy koszmar. Z dnia na dzień historia opowiadana przez Stefana robi się dziwniejsza, a szpital zmienia się nie do poznania... Początkowo myślałam, że Stasiu bierze za mocne leki lub ma rozdwojenie jaźni, ale ponieważ wszyscy w sali doświadczali dziwnych sytuacji (tych samych, jednocześnie) stwierdziłam, że nie będę się zastanawiać tylko doczytam do końca... No i okazało się, że to nie była historia jaką na codzień możemy spotkać, jest o wiele trudniejsza i głębsza i jest troszeczkę doprawiona fantastyką żeby mocniej ukazać jej przesłanie. Nasz bohater Stasiek od małego zmaga się ze swoim potworem, ale dzięki przyjaciołom poznanym w szpitalu zaczyna sobie z tym radzić, a natomiast jego przyjaciele, dzieki Staśkowi zaczeli głębiej zastanawiać się nad swoim życiem. Wszyscy trzej: Kurz, Grzesiek i Czwarty (Stasiek) dochodzą do wielu wniosków do których nie doszliby gdyby nie ich spotkanie w sali szpitalnej. Każdy od tego momentu inaczej patrzy na świat. Każdy stara się pozbyć swojego potwora lub przynajmniej nad nim zapanować. Bo jak wiadomo, każdy posiada swojego potwora. Piekna historia opowiadająca o podróży w której staramy się odnaleźć samego siebie. Wielkim plusem jest fakt, iż powieść napisana jest językiem przystępnym dla każdego mimo, że sama historia taka nie jest. Myślę, że nie każdy ją zrozumie. Czytało się szybko i po prostu nie dało się przerwać... Jeśli Pan Jakub wszystkie swoje książki pisze w taki sposób, że odbiera ludziom sen i pory na jedzenie to chyba znalazłam kolejnego ukochanego autora - a ciężko się wpasować w moje gusta! Polecam !!!!!
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
4/5
11-09-2018 o godz 21:03 przez: BarbaraAndHerBooks
O książkach Jakuba Małeckiego słyszałam już od dłuższego czasu, więc w końcu postanowiłam zapoznać się z jego piórem. Postanowiłam zacząć od słynnego już „Dżozefa”. Narratorem powieści jest dwudziestokilkuletni dresiarz z Warszawy – Grzesiek Bednar, który w wyniku napadu trafia do szpitala ze złamanym nosem, gdzie ma przejść operację. Zostaje umieszczony w pokoju z trzema mężczyznami: 50-letnim biznesmenem – Leszkiem Czysteckim (zwanym Kurzem), wiecznym malkontentem (zwanym Marudą) i Stanisławem Baryłczakiem (zwanym Czwartym) –wielbicielem twórczości Josefa Conrada. To właśnie ten ostatni jest źródłem problemów. W przypływie gorączki nakazuje chłopakowi spisywać swoją ostatnią powieść, a potem nic z tego nie pamięta. Opowiada o małym chłopcu – Stasiu, który wystrugał drewnianego kozła. Figura stała się towarzyszem jego życia oraz źródłem wszelkiego nieszczęścia. Czy chłopiec uwolni się od złego stworzenia? Przeczytajcie książkę, a dowiecie się tego. To moje pierwsze zetknięcie z tym autorem i mogę je zaliczyć do bardzo udanych. Jakub Małecki stworzył niezwykłą powieść, w której przytoczył fragmenty dzieł Josefa Conrada (do tej pory żadnego nie miałam okazji przeczytać), więc jeżeli lubicie jego utwory, to książka powinna Wam się spodobać. Książka pełna jest humoru (nieraz się uśmiałam), ale również mrocznych i dziwnych wydarzeń. Całość jest utrzymana w klimacie realizmu magicznego – nie wiesz co jest prawdziwe, a co tylko snem głównych bohaterów. Dla mnie drewniany kozioł wyrzeźbiony przez chłopca jest metaforą ograniczeń, które nie pozwalają człowiekowi w pełni rozwinąć skrzydeł. I to takich, które sami sobie tworzymy w swoim życiu, wymówką, aby czegoś nie zrobić. Jakub Małecki wykreował ciekawe postaci. Począwszy od Grzesia – warszawskiego dresiarza, który rzuca od czasu do czasu „mięsem”, przez Kurza – biznesmena, który ma na koncie niejeden „wałek” i jest pracoholikiem, aż po tajemniczego Czwartego, który nie opowiada nic o swoim życiu i jest zamknięty w sobie. Powieść bardzo mi się podobała i Wam ją polecam. Koniecznie musicie ją przeczytać. Jej lektura daje do myślenia i skłania do refleksji nad swoim życiem.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
24-05-2018 o godz 17:15 przez: jutka
Jakub Małecki jest moim odkryciem 2017 roku. Każdą z dotychczas przeczytanych książek podziwiam i uwielbiam. W moim odczuciu nikt tak nie pisze o polskiej prowincji jak Małecki, dodatkowo łącząc rzeczywistość z realizmem magicznym. „Dżozef” został wydany w 2011 roku, teraz wraca w nowej poprawionej wersji. Zaczyna się jakby zwyczajnie. Dresiarz Grzegorz obrywa w nos. Ma rozpocząć pracę w sklepie motoryzacyjnym, gdzie pierwszym klientem okazuje się lekarz, który szybko odkrywa, że nos jest złamany i konieczna jest interwencja chirurgiczna. Grzegorz trafia do szpitala, gdzie jego towarzyszami zostają biznesmen Kurz, Maruda i Czwarty - pan Stasio. To właśnie za sprawą pana Stasia do szpitalnej prozy dołączy Joseph Conrad (tak, TEN Conrad!). Stasio w gorączce będzie utrzymywał, że jest wielkim pisarzem i musi dokończyć dzieło życia dyktując swoją powieść Grzegorzowi. Tak poznajemy też Drewniaka, kozła z drewna który ożywa i który będzie towarzyszył Stasiowi przez całe życie. Z powieści Małeckiego znane mi są „Ślady”, „Dygot” i „Rdza”. Wszystkie podobne w wymowie, łączy je symbolika i sposób narracji. „Dżozef” choć najmłodszy z nich, wiele nie odbiega. Odniosłam wrażenie że w „Dżozefie” właśnie ta warstwa magiczności wygrywa z tą realną, co dodatkowo podkreśla spora porcja absurdu. Drewniak ożywa i towarzyszy Stasiowi w różnych etapach życia, jednocześnie mając wpływ na inne osoby. Podobnie jak w pozostałych zdania są krótkie, a jednocześnie pełne treści. Wystarczy kilka linijek żeby nakreślić rys bohatera, a dalsza lektura jedynie podsyca naszą ciekawość. Co zwraca uwagę to duża dawka humoru, gdzie w innych powieściach stanowiła delikatne tło, to w „Dżozefie” wychodzi na prowadzenie. I sporo jest Conrada – nawiązanie do jego twórczości, filozofii życia, cytowanie i odgrywanie bohaterów – co można traktować jako hołd złożony pisarzowi. Co tu dużo pisać - Małecki to klasa sama w sobie. Genialny w treści, urzekający w prostocie. Każdą kolejną jego powieść można brać w ciemno.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
12-06-2018 o godz 18:17 przez: Idę czytać
„Kolejne wyrazy przyciągały go do siebie, czytał je teraz po kolei, od pierwszej strony, chwytając ukrytą pod nimi opowieść.” Czterech mężczyzn w sali szpitalnej: Grzegorz - typowy dres, Kurz - biznesmen, stary Maruda i Czwarty - miłośnik Josepha Conrada. Operacja nosa, zabiegi, nic szczególnego. Bohaterowie spędzają ze sobą całe dnie, dogadują się, rozmawiają, oglądają tv. Cóż innego można robić w szpitalu? Może jedynie gapić się w ścianę lub za okno. Czwarty, Pan Staszek w majakach zaczyna dyktować powieść, którą zapisuje Grzegorz. Opowieść wydaje się relacją z dzieciństwa. Mały Stasiu widzi skrzaty, które są uwięzione w kawałkach drewna. Postanawia je ratować, rzeźbi nadając drewnu kształt uwiezionego skrzata. Pewnego dnia spod ręki Stasia wychodzi kozioł. Już nigdy nic nie będzie takie samo. Pewnego dnia Pani Kurzowa nie może trafić do sali, gdzie leży mąż, innego dnia kolega Grzegorza wysyła sms-a, że nie przyjdzie, bo wszystko pozamykane. Początkowo mężczyźni nie zdaje sobie sprawy z tego co się dzieje. Nie chcąc zdradzać jaki związek mają drewniane rzeźby z opowieści Czwartego ze zmieniającym się szpitalem, powiem tylko, że w tej historii kolejny raz można dostrzec niezwykły kunszt Jakuba Małeckiego. "Dżozef" to opowieść o podejmowaniu decyzji, własnych wyborach, o demonach, które mieszkają w każdym z nas. Momentami o wyrzutach sumienia? Nie można w kilku słowach streścić "Dżozefa", bo to powieść szczególna, szczegółowa, nie ma tam ani jednego niepotrzebnego słowa, zdania, akapitu. Realizm magiczny, który upodobał sobie Jakub Małecki jest tu niezwykłej jakości. I teraz mam problem. Która z powieści Jakuba Małeckiego jest najlepsza? Powiedzieć polecam, to nic nie powiedzieć. Czytajcie polskich autorów!
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
4/5
23-10-2021 o godz 15:03 przez: Klaudia
Dżozef to czwarta książka autora, którą czytałam. Niezmiennie jestem zauroczona stylem, postaciami i przesłaniem, jakie niosą za sobą jego książki. Sięgając po ten tytuł nie miałam pojęcia o czym tak naprawdę będę czytać, nie sprawdzałam żadnych opisów ani recenzji. Poszłam na żywioł i to spotkanie zaliczam do udanych. Fabuła rozgrywa się na dwóch płaszczyznach czasowych. W teraźniejszości i przeszłości. Grześka poznajemy w momencie, kiedy trafia on do szpitala ze złamanym nosem. Na sali, oprócz niego, leży jeszcze Stachu, zwany Czwartym oraz Leszek, zwany Kurzem. Mimo sporej różnicy wieku, Grzesiek nawiązuje z towarzyszami relację bliską przyjaźni. Rozmowy o wszystkim i o niczym raz na jakiś czas przerywają ataki Stacha, któremu wydaje się, że jest Josephem Conradem. Mężczyzna w przypływie gorączki zmusza chłopaka do spisywania jego słów. Ma to być ostatnia powieść słynnego pisarza. Nie mając wyboru, Grzesiek sięga po zeszyt i zaczyna pisać. Z czasem oboje z Kurzem przepadają w opowieści o losach młodego Stasia i jego towarzysza, Kozła Drewniaka. Wciągającą historię o pokonywaniu własnych lęków i demonów przerywają od czasu do czasu migawki ze szpitala, gdzie wraz z rozwojem opowieści Stacha, zaczynają się dziać dziwne rzeczy. Elementy fantastyczne zawarte w tej książce mnie nie zraziły, mimo że nie jestem wielką fanką tego gatunku. Są jednak na tyle subtelne, że jestem w stanie je zaakceptować - szczególnie że dodają powieści niezwykłego klimatu, a ja właśnie tę niezwykłość najbardziej cenię sobie w dziełach autora ❤️
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
4/5
01-02-2023 o godz 11:15 przez: karola
Leżysz w szpitalu w oczekiwaniu na składanie połamanego nosa. Razem z Tobą na sali dwóch mężczyzn: stary maruda i biznesmen. Wnet pojawia się ten CZWARTY, wielbiciel Josepha Conrada. Mężczyzna czyta dzieła tegoż pisarza bez przerwy. Raz w miesiącu sięga po Lorda Jima, a pozostałe książki autora są mu równie dobrze znane. Cytuje go nawet w gorączce, która coraz częściej go dopada i wtrąca w otchłań majaków i nieprzytomności. A Ty masz chwycić za długopis i pisać to, co dyktuje Pan Stanisław. Opowiada on dość mroczną i tajemniczą historię małego chłopca, Stasia, który wyrzeźbił z drewna kozła. Kozioł bynajmniej szczęścia Stasiowi nie przynosił, a opowiadana historia nie sprzyja pacjentom. Z każdą chwilą ściany sali szpitalnej się przybliżają, pokój się pomniejsza, korytarz znika i panowie zostają sami na oddziale... Bardzo to była wielka przyjemność poznać Dżozefa i historię małego Stasia. Kozioł młodzieńca wywołuje strach. Jest strachem. Uosabia lęk, z którym każdy z nas się mierzy. Raz jest większy, raz mniejszy, ale dobrze byłoby się go pozbyć na dobre. Pan Małecki pisze pięknie, umie w humor, umie w grozę i napięcie. Bohaterowie umieszczeni w jednej sali stanowią wachlarz osobowości, pełen barw i emocji, które łatwo odszukać w sobie i najbliższych. Uwielbiam tę prozę i z czystym sumieniem polecam Wam Dżozefa. Mnie zostały do nadrobienia jeszcze dwie książki autora ( W odbiciu oraz Zaksięgowani). Czekam, oczywiście, na nowości, a Wy? Też czekacie? Czytaliście książki Jakuba Małeckiego? Która jest Waszą ulubioną?
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
07-08-2018 o godz 13:58 przez: Izabela Stefanowicz
Dżozef Jakub Małecki Wydanie wznowione z 2011 roku. Co zachęciło mnie do wybrania tej pozycji? Poprzednie książki autora, które trafiły w moje serce. Dygota pochłonęłam, tak samo było w przypadku Dżozefa. Dwudziestotrzyletni Grzesiu Bednar rozpoczyna pierwszy dzień pracy ze złamanym nosem, jego pierwszy klient okazuje się być lekarzem. W ten sposób Grzesiu traci pracę i trafia do szpitala, gdzie dzieli salę z trzema mężczyznami. Kurz jest biznesmanem, Maruda, marudzi (przydomek mówi sam za siebie), za to Czwarty, który wraca na salę po operacji krtani dzień przed operacją Grzesia jest bardzo specyficzny, zaczytuje się w książkach, szczególnie w twórczości Joseph'a Conrada. Życie Grzesia po poznaniu pana Stasia staje na głowie, a w jego głowie pojawiają się dziwne myśli... "Kurz uważa, że największą pomyłką ludzkości było wynalezienie telefonu komórkowego. Ja uważam, że znacznie gorzej się stało, że zajebano mi mój własny, ale Kurz twierdzi, uwaga, że to dobrze. " Nasz główny bohater jest zarówno narratorem, dzięki czemu mamy informacje z pierwszej ręki. Książka bardzo mi się podobała. A Jakub Małecki jest wspaniałym autorem, który porusza ciężkie tematy w lekki sposób, niektóre cytaty zostają w pamięci, a jego humor sprawia, że śmiejemy się do książki jak mysz do sera.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
29-09-2020 o godz 19:37 przez: Agnieszka
W zasadzie nie wiem, czy to książka o czterech facetach zamkniętych w szpitalu, czy książka o książkach Josepha Conrada, jakby tego nie rozważał "Dżozef" Jakuba Małeckiego zauroczył mnie do imentu. Grzesiek Bednar zostaje napadnięty na warszawskiej Pradze, po czym ze złamanym nosem trafia do szpitala, gdzie rezyduje już trzech, zupełnie różnych facetów. Jeden z nich zafascynowany jest twórczością angielskiego pisarza polskiego pochodzenia, Józefem Teodorem Konradem Korzeniowskim herbu Nałęcz. Stanisław Baryłczak nakłania Grzegorza do spisania swojej ostatniej powieści. W trakcie tej czynności poznajemy historię Stasia, jednocześnie obserwując z boku to, co dzieje się na szpitalnej sali, a dzieją się tam wbrew pozorom, niesamowite rzeczy. Realizm magiczny pełną gębą, ale nie taki głupiutki, jak w książkach dla nastolatek. Małecki tak prowadzi tę opowieść, że człowiek czyta, a gęba sama otwiera mu się ze zdziwienia. W białych rękawiczkach przykuwa czytelnika do papierowych stron, czarując słowem. Poprzez bohaterów ukazuje prawdziwą wartość życia. Bardzo polecam Wam tę pozycję, jeśli jakimś cudem jeszcze jej nie poznaliście. IG @angelkubrick
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
11-08-2018 o godz 17:47 przez: Zielona Małpa
Dżozef Jakuba Małeckiego kusił mnie jeszcze przed liftingiem. Ale po wydaniu książki w odświeżonej formie wiedziałam już, że muszę po nią sięgnąć. Powieść zapowiadała się nietuzinkowo. Miało to być połączenie powieści dresiarskiej w zetknięciu z literaturą Josepha Conrada i odrobiną horroru i baśni. Dość niecodzienne połączenie. Ale w wykonaniu Jakuba Małeckiego wszystko zamienia się w złoto. Dżozef to powieść, w której główny bohater całe życie udaje głupszego, niż jest w rzeczywistości. Trafia do szpitala, gdzie leży na sali z innymi pacjentami. Jeden z nich jest zapalonym miłośnikiem twórczości Josepha Conrada i wciąż nawiązuje do jego książek. Kiedy jego stan pogarsza się, zaczyna dyktować ostatnią powieść Josepha Conrada w przekonaniu, że jest swoim ulubionym autorem. Jakub Małecki doskonale poprowadził fabułę tej książki. Specyficzny klimat kurczącej się rzeczywistości i strachu przed wyimaginowanymi barierami - doskonały. Polecam każdemu, kto nie miał jeszcze okazji czytać tej książki.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
10-08-2018 o godz 15:54 przez: anonymous
W wyniku bójki Grzesiu łamie nos i trafia do szpitala, gdzie na sali poznaje trzech towarzyszy :) Biznesmana, marudę i Stanisława. Stanisław, czyli ten czwarty, kocha prozę Josepha Conrada. I to właśnie on zasadniczo początkuje tą dość zwariowaną hisotorię. W wyniku gorączki, zaczyna majaczyć. Opowiada o różnych niestworzonych historiach, które z czasem zaciekawiają współlokatorów i wprowadza ich w niezwykły wymiar. Wymiar, w ktorym Stasiu opowiada o własnoręcznie wystruganym koźle, który przyniósł mu pecha oraz o pewnych innych nieco mrocznych historiach. Cała książka to istne szaleństwo. Fantazy pełen grozy, wulgaryzmu, męskiego klimatu oraz niekiedy brutalności. Blokowiska, perypetia postaci i dość silne charaktery. Powieść dresiarska, pełna zadziorności. Tutaj nie ma ani chwili na nudę. Z pewnością ta książka znajdzie nie jednego wielbiciela. Jest ona zaskakująca i czyta się ją bardzo szybko i przyjemnie. Jak dla mnie, ta książka jest strzałem w dziesiątkę. POLECAM!
Czy ta recenzja była przydatna? 0 1
Mniej recenzji Więcej recenzji