5/5
04-12-2017 o godz 01:54 przez: Anonim
Na polach w jednej z polskich wsi Jan Łabendowicz poznaje swoją przyszłą żonę – Irenę. Mieszkają u Niemki – Frau Eberl i u niej rodzi się ich pierwszy syn – Kazimierz. Kiedy Niemcy muszą uciekać przed Armią Czerwoną, Jan ma odwieźć Frau Eberl do domu, jednak w trakcie drogi ucieka. Chcąc się zemścić, Niemka przeklina go – życzy śmieci Janowi i jego żonie będącej w drugiej ciąży. Życzy także, aby Łabendowiczom urodził się diabeł nie dziecko. I rodzi się Wiktor – nie diabeł, a odmieniec – albinos, jednak na prowincjonalnej wsi nie potrafiąc inaczej wytłumaczyć sobie jego wyglądu, Wiktor dla wiejskiej ludności staje się wcieleniem zła, wężem… Około sześćdziesięciu kilometrów dalej, w Kole mieszkają Bronisław i Helena Geldowie. Mają córkę Emilkę. Kiedy Bronisław, spotykając Cygankę, zbył ją, nie chcąc jej wróżby, wtedy ta rzuca klątwę na jego dziecko. Wkrótce, Emilia zostaje poparzona i jej ciało szpecą blizny, przez co i ona staje się odmieńcem. Po jakimś czasie, ścieżki życia obu rodzin łączą się. Przyznam, że potrzebowałam kilku kartek, aby przyzwyczaić się do stylu pana Jakuba Małeckiego, ale kiedy to już nastąpiło — przepadłam… CUDOWNA i niesamowicie WCIĄGAJĄCA. Szkoda tylko, że tak szybko się kończy, ponieważ czyta się ją błyskawicznie. Strasznie podobały mi się opisy polskich wsi i panujących w nich zwyczajów, przesądów i zabobonów w różnych okresach historycznych. Co więcej, poznajemy, aż trzy pokolenia Łabendowiczów, ale wszystko jest takie spójnie i klarowne… rozpływam się. Reasumując, jestem pod naprawdę ogromnym wrażeniem. „Dygot” jest opowieścią o miłości, przemijaniu szukaniu akceptacji, szczęściu, pechu i o tym, jak krzywdząca dla kogoś może być czyjaś niewiedza. Książka niebanalna, a tym samym godna uwagi i polecenia. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że jest to jedna z lepszych pozycji przeczytanych przeze mnie w tym roku.
Czy ta recenzja była przydatna? 1 0
5/5
02-12-2017 o godz 19:41 przez: Idę czytać
Jakub Małecki ten rok zaliczy do niezwykle udanych. Premiera "Rdzy" dobitnie utwierdziła czytelników w przekonaniu, że warto sięgać po młodego, polskiego autora. Ja sama uległam "Rdzy" i wątpię bym przeczytała w tym roku lepszą książkę. "Dygot" to moje trzecie spotkanie z Małeckim i opisywaną przez niego rzeczywistością. Czas wojny i następujące po niej lata to ulubione czasy autora. Bohaterowie "Dygotu" również ich doświadczają. Wiktor to człowiek inny. Z początku odrażający, onieśmielający i budzący strach. Jego bladość, niezrozumiała wśród mieszkańców polskiej wsi, z czasem oswojona jako tajemniczy albinizm na zawsze stygmatyzuje jego życie i jego życie zakończy. Jednak ludzie nie wiedzą do końca jakie życie ma Wiktor, co widzi, co słyszy i co czuje. Jakub Małecki ponownie porusza w swojej książce bardzo ważny temat. Odmienność. Stygmatyzowanie. Naznaczanie. Kiedy Wiktor spotyka "czekających na niego za wiaduktem" pomyślałam, że w dzisiejszym świecie ciągle jeszcze można spotkać takich ludzi. Ludzi, którzy ze strachu przed innością, z braku wiedzy reagują przemocą, siłą chcą pokonać innego. "Dygot" to ważna opowieść o ludziach, polskiej mentalności zmieniającej się wraz z biegiem lat. Szalone lata 90-te kojarzone z kiczem i eksplozją możliwości są tak samo trudne dla Sebastiana – syna Wiktora, jak lata wojny dla Jana. Z innych powodów, ale jednak trudne. Ballada o polskiej prowincji (jak głosi okładka) jest niesamowicie przepełniona emocjami, ludzkimi dylematami i siłowaniem się z życiem na rękę. Tylko kto w tym pojedynku jest silniejszy?
Czy ta recenzja była przydatna? 1 0
5/5
08-02-2018 o godz 18:06 przez: Anna
Drogi Czytelniku, zabieram Cię w podróż w czasie. Lądujemy w 1938 roku i poznajemy niezwykłe losy zwykłych ludzi. Pasy zapięte? Gotowy? Akcja książki rozpoczyna się od momentu, kiedy Frau Eberl przeklina Jana Łabendowicza za to, że nie udzielił jej pomocy, kiedy ona uciekała przed Armią Czerwoną. Następstwem tych wydarzeń było to, że jego żona urodziła Wiktora - syna o jasnej karnacji. Chłopiec jako albinos był niezwykły, wyróżniał się wśród ludzi, ale ta cecha przysporzyła mu również wielu problemów. Jego życie było pełne zawirowań, posądzany był o niestworzone rzeczy oraz krytykowany przez wiele osób. Poza potomkami Jana i Ireny w książce poznajemy losy Bronka i Heli. Bohaterowie Ci również nie mieli łatwego życia, ponieważ ich córka została poparzona i ledwo uszła z życiem. Historia na początku przedstawia dwie zupełnie inne rodziny, gdzie każda z nich ma swoje problemy i zmagania z codziennością. Z czasem niespodziewanie Autor postanowił połączyć losy wszystkich bohaterów. Jedni z nich spotykają się w przyjemnych okolicznościach, inni w nieco mniej przyjaznych. ciąg dalszy: https://zaczytana-aniaa.blogspot.com/2018/02/dygot-jakub-maecki.html
Czy ta recenzja była przydatna? 1 0
03-12-2017 o godz 10:06 przez: Honorata Jamroży
„Dygot” Jakuba Małeckiego świetna lektura opisująca losy poszczególnych osób z problemami natury psychicznej. Są odrzucenie przez społeczeństwo, napiętnowani przez swoją inność. Upośledzenie, zachowanie, albinizm, deformacje itp. Opis bardzo szczegółowy po przeczytaniu widzi się tego człowieka tak jakby stał przed tobą. Losy wszystkich. Bohaterów są ze sobą splątane. Początek przekleństwa tak jakby nie miał końca, ponieważ odnawia się w następnym pokoleniu. Możemy tutaj zobaczyć okrucieństwo , a zarazem głupotę innych w stosunku do głównego bohatera jakim jest chłopak dotknięty albinizmem. Nikomu nic nie zawinił, a wszyscy wieszają na nim tzw. „ psy”, uważają , że całe zło to przez niego. Są to czasy powojenne, ale i późniejsze gdzie alkoholicy, narkomani to też zło tego świata. Książka świetnie napisana, można ją przeczytać jednym tchem, a jeżeli nie to cały czas chodzi po głowie co dalej. Bardzo polecam.
Czy ta recenzja była przydatna? 1 0
5/5
11-08-2018 o godz 16:54 przez: Zielona Małpa
Sięgając po książkę Jakuba Małeckiego nie wiedziałam, czego się spodziewać. Słyszałam jedynie, że to dobry pisarz z całkiem sporym dorobkiem na wysokim poziomie. Sięgnęłam więc po Dygot i całkowicie wciągnęłam się w tę wieloletnią historię pewnej rodziny. Z punktu widzenia różnych członków rodziny Łabendowiczów zostaje przedstawiony przekrój przez kulturę i rzeczywistość w Polsce od czasów wojennych aż po współczesne. Historia ta przypomina lot liścia z drzewa jesienią. Ma on przed sobą długą drogę pełną podmuchów wiatru, które ściągają liść z pierwotnej trasy. Poruszająca do głębi historia o odmienności i trudach życia na wsi na przestrzeni lat. Pokazuje też, jak bardzo poszczególne pokolenia różnią się między sobą, ale także jak bardzo są podobne pod pewnymi względami. Świetna książka, którą warto przeczytać! Zapraszam na recenzję na blogu https://zielonamalpa.pl/2017/09/dygot
Czy ta recenzja była przydatna? 1 0
5/5
13-10-2015 o godz 15:42 przez: Marysia99
Czy demony, diabły, kreatury mają prawo do pięknego i dobrego uczucia? Czy miłość może wybierać? Czy powinniśmy zabraniać bliskim, aby darzyli się tym uczuciem? Odpowiedź brzmi - nie, bo to nie my wybieramy, nawet, jeśli mamy racje. Dla mnie to twórcza zaduma nad uczuciami i sensem życia.
Czy ta recenzja była przydatna? 1 0
5/5
14-09-2017 o godz 22:15 przez: Ewa Podbielska
„Bo życie to jeden, kur...a, wielki dygot” Istnieje zło, które przywiera do człowieka niczym druga skóra i na zawsze odciska swoje piętno, które kształtuje życie poprzez uprzedzenia doprowadzające do tragedii. Widać to m. in. poprzez okrucieństwo powojennej polskiej prowincji nie wybaczającej odmienności. Opowiada też o tym „Dygot” autorstwa Jakuba Małeckiego. Frau Eberl, Niemka uciekająca przed żołnierzami Armii Czerwonej, przeklina Jana Łabendowicza jego żonę i ich nienarodzone dziecko. Jan początkowo miał ją odwieźć do Niemiec, jednakże w czasie jazdy odmówił jej pomocy i zostawił ją samą wraz z córkami na środku drogi, sam uciekając. Niedługo po tym wydarzeniu Irena, żona Jana, rodzi Wiktora - chłopca o białej jak śnieg skórze, który zostaje odrzucony przez mieszkańców ich wsi jako odmieniec. Z kolei Emilię, córkę Bronka Geldy ściska klątwa cyganki, której ten odmówił pieniędzy. Mając zaledwie kilka lat zostaje ona ciężko poparzona w wyniku wybuchu granatu i ledwo uchodzi z życiem. Drogi obu tych rodzin w pewnym momencie się przecinają, a dodatkowo zespala je uczucie jakie połączy Wiktora i Emilię. Po upływie kilkudziesięciu lat ich syn, typowy lekkoduch, zdoła rozwikłać pewną tajemnicę rodzinną, co w pewien sposób zmienia też jego samego. „Dygot” jest uniwersalną opowieścią o codzienności, wewnętrznych rozterkach, wyobcowaniu wśród rodzimej społeczności, czy inności z góry skazanej na odrzucenie. Słowa w tej książce mają olbrzymią moc i potrafią nawet zabijać. Klątwy rzucone przez cygankę i Frau Eberl ścigają członków obu rodzin nawet po upływie wielu lat. Sam dygot jawi się jako mieszanina cierpienia, zagubienia i jakiegoś wewnętrznego rozmycia. To tajemnicze drżenie wywołane obawą, co będzie dalej. Książka Jakuba Małeckiego opowiada czytelnikom historię zwyczajnych ludzi, którzy są opisywani z perspektywy ich wewnętrznych przeżyć i rozterek wpływających na podejmowane przez nich decyzje. Ja osobiście miałam wrażenie, że dzięki temu stali się oni tacy swojscy, jakby żyli gdzieś obok nas. Jednocześnie autor w subtelny sposób pokazał okrucieństwo społeczności, która nie wybacza odmienności. Wiktor urodził się jako albinos – człowiek o bardzo jasnej karnacji, białych włosach, brwiach i rzęsach. Był przez to prześladowany przez mieszkańców swojej wsi. Oskarżali go oni o wszelkie nieszczęścia, jakie ich dotykały. Nie rozumieli istoty jego przypadłości i z góry ją odrzucali jako coś złego. Wiktor dorastał więc wyobcowany i nieakceptowany przez swoje środowisko. Walczył z własnymi demonami w nikim nie znajdując wsparcia. Z drugiej strony mamy Emilię. Będąc dzieckiem została ona ciężko poparzona w wyniku wybuchu granatu. Co prawda przeżyła wtedy, jednakże do końca życia na jej ciele pozostały szpecące blizny. Z tego też powodu była odtrącana przez rówieśników, co z pewnością ujemnie wpływało na jej życie. Mamy więc dwoje ludzi obarczonych fatum, którzy nie ze swej winy cierpią z powodu swojej inności. Łączy ich uczucie miłości i początkowo wydaje się, że w końcu zaznają szczęścia w życiu. Niestety, owo fatum daje w końcu o sobie znać... W„Dygocie” Jakuba Małeckiego zostały opisane losy 2 rodzin na przestrzeni prawie 70 lat. Jest to historia ich codzienności i brak jest zawirowań wpływających na większą grupę ludzi. Z drugiej strony są w opowieść zostały wplecione wydarzenia, które rzeczywiście miały miejsce (jak np. wybór kard. Wojtyły na papieża czy atak na wieże World Trade Center), jednakże one również nie mają wpływu życie bohaterów. Ich losy są opisane dosyć dynamiczne, ale w taki sposób że czytelnik podczas lektury ma wrażenie, jakby świat wokół niego zwolnił. Jako swego rodzaju smaczek mogę wyjawić, że przez część książki przewija się postać pewnej znanej polskiej aktorki przedwojennej, jednakże to też nie wpływa znacząco na akcję. Bardzo podobał mi się styl książki. Została ona napisana w niezwykle pięknym, literackim języku, dopracowanym w najmniejszych nawet szczegółach. Nawet detale są opisane w wysmakowany sposób. Można by powiedzieć, że przy użyciu minimum słów jest tu pokazane maximum treści. Świat nierealny w wyrafinowany i dobrze zbalansowany sposób są tutaj połączone ze światem rzeczywistym. Rzucone klątwy i ponure przepowiednie tworzą tutaj niesamowity klimat ubarwiający całą historię. Rzeczywistość wymyka się normalnemu rozumowaniu i stoi niejako w kontrze ze sprawami przyziemnymi, których jest przecież niemało. Jakub Małecki stworzył utwór pełny emocji, wymykający się utartym schematom. „Dygot” jest dla mnie książką wyjątkową, literacką perełką, która hipnotyzuje od pierwszej do ostatniej strony. Pamięta się o niej długo po zakończeniu lektury. Wchodzi gdzieś głęboko w człowieka i zakotwicza się na wiele tygodni. Rozumiem i w pełni podzielam zachwyty nad tą książką.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
4/5
15-10-2015 o godz 14:17 przez: Okiem Wielkiej Siostry
Słowa mają magiczną moc – potrafią pocieszyć, wzruszyć, zranić a nawet zniszczyć życie. Bohaterowie "Dygotu" Jakuba Małeckiego przekonują się o tym na własnej skórze. Słowa, które utkwiły w ich umysłach niczym ziarno w glebie, szybko zaczynają pęcznieć, podlewane szarością każdego kolejnego dnia, niepewnością i strachem o siebie i najbliższych. Rosną w zatrważającym tempie zatruwając każdą zdrową komórkę, by w końcu rozszarpać człowieka u kresu sił.


Jan Łabendowicz został przeklęty – uciekająca z Polski Niemka, kobieta, która od tej pory będzie śnić się Janowi po nocach, przeklina jego nienarodzone dziecko. Gdy dochodzi do rozwiązania ciąży, mężczyzna słyszy cichy głos swojej żony, który każe mu udusić syna. Wiktor urodził się bezbarwny. Być może w wielkim mieście nikt nie przejąłby się innością chłopca, jednak na prowincji niczego nie da się ukryć. Od tej pory nawet ksiądz podczas niedzielnej mszy będzie podżegać chłopów, by zniszczyli wysłannika diabła.


Historia Bronka Geldy jest podobna. Klątwa rzucona przez Cygankę, której mężczyzna pożałował pieniędzy, dopada jego ukochaną córeczkę. Dziewczynka zostaje poparzona w wybuchu granatu. Od tamtej pory co noc modli się o gładką skórę.


Doskonale wiemy, że losy tych dwóch rodzin się połączą. Wiemy też, że nie ma tu miejsca na happy end.


Małecki przedstawia losy dwóch rodzin na przestrzeni prawie siedemdziesięciu lat. Rozpoczynając powieść w roku 1938, tuż przed wybuchem II wojny światowej, a kończąc ją w XXI wieku, autor decyduje się na poważny mariaż z historią i kulturą Polski, co wychodzi mu przede wszystkim subtelnie, acz sugestywnie. Bohaterowie żyją w niespokojnych czasach, które dynamicznie zmieniają się na ich oczach. Małecki ukazuje to za pomocą małych sygnałów dopełniających obraz polskiej wsi – radio, które Łabendowicz konstruuje w stodole i już niebawem przynosi wiadomości o wybuchu wojny (Jan święcie wierzy, że to on zbudował wojnę), pierwszy telewizor, który bardziej wzbudza strach niż podziw (a w nim Pola Negri, wróg Heleny Geldy), spacer po księżycu, który ludzie biorą za mistyfikację. Obok tych wydarzeń toczy się zwykłe życie, pełne bimbru, potańcówek i ciężkiej pracy. Autor z niemałym wyczuciem oddaje ducha polskiej prowincji, zaczynając od języka postaci, przez pijaństwo i twardą rękę, a kończąc religijności połączonej z wiarą w zabobon.


Wiara ma w tej powieści ogromne znaczenie. Wiara i, jak już wspominałam, słowo. "Na początku było Słowo, a słowo było u Boga, i Bogiem było Słowo". Chociaż ten cytat nie pada w "Dygocie", dla mnie stanowi on swojego rodzaju motto. Koło słowa bowiem kręci się cały świat w utworze Małeckiego. Niestety okazuje się ono bardziej destrukcyjne, niż można by przypuszczać. Nawet, zdawać by się mogło, nieszkodliwe słowo pisane, w którym z upodobaniem zaczytuje się Irena, może wkraść się w umysł i zniszczyć to, co dotąd uważaliśmy za normalne, dobre życie. Najbardziej dosłownym przykładem jego działania jest oczywiście klątwa rzucona na dzieci Jana i Bronka. Jednak to nie sama klątwa, a raczej jej wpływ na umysły tej dwójki interesuje Małeckiego. Choć oczywiście przekleństwo sprawdza się – w tym świecie słowo szybko staje się ciałem – burzy ono przede wszystkim spokój ojców, którzy sobie przypisują odpowiedzialność za te tragedie. Koszmary, niespokojne noce i wiecznie towarzyszące poczucie winy stają się większą częścią życia naszych bohaterów. Jednak autor na tym nie poprzestaje. Słowo niszczy także Wiktora, odmieńca, który staje się największą i najtragiczniejszą ofiarą przesądów. Czy naprawdę krew albinosa jest w stanie uleczyć człowieka?


Słowo działa jednak tylko na ludzi, to w ich umysły zakrada się podstępnie i niszczy to, co napotyka na swojej drodze. Wszelkie modlitwy, a nawet groźby (zupełnie nie w konradowiskim stylu) skierowane do boga, odbijają się echem od jego bezkresu. Modląca się o gładką skórę Emilia nie otrzymuje tego, czego pragnie, Sebastian grożący bogu w kościele, słyszy jedynie pogłos swoich pogróżek. Słowo nie odnajduje drogi do boga, lub też w świecie wykreowanym przez Małeckiego boga po prostu nie ma.


"Dygot" jest pełną bólu i tęsknoty podróżą do czasów, w których magia miała znaczenie. Nie powiedziałabym jednak, że powieść Małeckiego wpisuje się w realizm magiczny. Tu wydarzenia na styku realności i nadrealizmu zaskakują prostego człowieka, który pragnie przestać wierzyć w moc słowa. Jest to także krzyk samotności, samotności spowodowanej utratą samego siebie, którego z każdym dniem jest coraz mniej w ciele, które coraz bardziej przypomina obcą istotę.


Czy więc "Dygot" jest powieścią o życiu, przemijaniu i strachu przed nim? O tym, co wypełnia ludzką egzystencję od dnia urodzin aż po śmierć? To byłoby chyba zbyt przerażające.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
18-10-2015 o godz 16:26 przez: Izabela
Dygot to życie, dygot to miłość, dygot to szaleństwo, dygot to śmierć, nieszczęście, inność i naturalność w jednym. Człowiek dygocze całe swoje życie. Ze strachu, przerażenia, rozpaczy, namiętności, radości czy złości. Dygocze chłopiec, który właśnie dowiedział się o śmierci dziadka, dygocze kobieta chora na białaczkę, dygocze nastolatek na stercie siana z dziewczyną, ale dygocze także kot, który duszony jest przez tego bladego syna Łabendowiczów. Życie to dygot. Zdaje się on dotykać tylko tych wyjątkowych. Tych, co dużo przeszli, co zbyt wiele stracili, co noszą w sobie ten niecodzienny rodzaj smutku. Mówi o tym, że żyjemy, choć od dawna czujemy się martwi. W końcu zdaje się być wszystkim, bo dygot i ciało stają się jednością i nie sposób je rozdzielić. Dygoczesz? Bo ja każdego dnia.

Uciekająca przed Armią Czerwoną Niemka rzuca klątwę na Janka Łabendowicza, który z obawy przed krzywdą własną, ucieka odmawiając pomocy kobiecie. Od tego momentu wszystko idzie nie tak, jak powinno. Janowi i jego żonie rodzi się syn odmieniec. Albinos ściąga na siebie nie tylko przerażone spojrzenia mieszkańców wsi, ale także jest kozłem ofiarnym rówieśników i szybko staje się ich ofiarą. Mały Wiktuś od samego początku nieco wycofany, niepokojący w swym zachowaniu, jako introwertyk staje się dziwolągiem, którego wytyka się palcami. Dorosły już Wiktor bierze za żonę Emilię. W oczach społeczeństwa równie nieatrakcyjną, inną i odmienną, gdyż poważnie poparzoną w dzieciństwie z powodu wybuchu granatu. Życie Wiktora to pasmo cierpień, tajemnic, niezdrowych fascynacji oraz dygotu. Wszystko co zrobił, wróci do niego w przyszłości. Zagadkę karmy i splotów zdarzeń odkryje po latach Sebastian, syn Wiktora.

„Dygot” to mocna powieść. Powieść polska mówiąca o polskiej prowincji bez zbędnych ozdobników. Powieść z odrobiną magii. Powieść, która od początku gdzieś tam między wierszami przypominała mi „Dracha” Twardocha i co przez połowę powieści nieprzyjemnie pulsowało mi w umyśle. Że język taki podobny, że podobny smutek w słowach. Spychając to uczucie na peryferie mojej świadomości cieszyć się mogłam historią, kolejną polską, nadmienię, historią, która aspiruje na książkowego szarpacza wnętrznościami. Wśród polskich żyjących autorów miałam dotychczas niezawodną czwórkę autorów, których książki są na tyle dziwne, na tyle niepokojące i zajmujące, że bez wahania sięgam po ich kolejne niełatwe opowieści. A lubię ich dlatego, że o rzeczach zwykłych piszą tak pięknie. Tak poetycko, że czytając, wie się, że kiedyś będzie się chciało wrócić do zaznaczonych fragmentów tylko po to, żeby zrobić sobie przyjemność. Małecki pisze i ładnie, i brzydko. A przynajmniej brzydko w ładny sposób. Pisze niebanalnie, świadomie i bez przeintelektualizowanego bełkotu. Małecki opowiada. A ja kiedyś poproszę, żeby opowiedział mi to jeszcze raz.

Wiktor jest wiejskim dziwolągiem. Chłopcem zbyt bladym, zbyt cichym, zbyt niebezpiecznym dla społeczeństwa. W umysłach mieszkańców jest kimś, kto spowodował wszystkie możliwe klęski. Kimś, kogo się trzeba pozbyć. Kimś, na kogo trzeba zapolować. To nie człowiek. To nie jeden z nas. Dla Łabendowiczów nie jest ukochanym synem. Jest karą, klątwą jak powiedziałam już na początku. Wzbudza duże emocje. Jednak wyrzuty sumienia uciszają nieustannie miłość i troskę. Dla swojego brata jest kimś ważnym. Jednak nie na tyle ważnym, by ochronić go przed wyzwiskami, krzywymi spojrzeniami czy szkolnymi łobuzami czekającymi przy bramie szkoły. Lepiej nie widzieć, odwrócić wzrok i nie brać na barki problemów, które są zbyt ciężkie dla nastoletniego chłopca. Wiktor Łabendowicz to cały punkt tej powieści. Cała historia jest o nim, choć w większości występuje w niej biernie. Wiktor jest tajemnicą pokoleń.

Jakub Małecki tworzy intrygującą rzeczywistość. Korzysta głównie z realizmu, bo Wiktor, Sebastian, wybuchający granat czy Pies w stajni są do bólu prawdziwe. Misternie wplata w to wszystko klątwę i przepowiednię przyszłości. Bo jak zostało powiedziane na samym początku, tak się stało. Wierzyć czy nie? To kwestia nadzwyczaj subiektywna. Bo co jeśli zrobimy coś złego? Pójdziemy do piekła, zło uderzy w nas rykoszetem, śmierć przyjdzie zbyt szybko do naszych bliskich czy w końcu nic się nie stanie? Bohaterowie Małeckiego są targani wyrzutami sumienia, niepokojami, sprzecznościami, które powodują konflikty nie tylko w ich sercach, ale i w związkach z innymi. Tu, tak jak w życiu, każdy ma swoje demony. Nie każdy o nich mówi. Nie każdy daje im wygrać. Każdy jednak dygocze. W „Dygocie” jest wszystko. Jest szaleństwo, jest przepowiednia, jest namiętność i jest smutek. Jest inność, która hipnotyzuje. Jest życie.

[jasubiektywnie.blogspot.com]
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
4/5
10-11-2015 o godz 08:50 przez: Agnieszka Chmielewska-Mulka
Choć premiera tej książki miała miejsce dość niedawno to pojawiło się do tej pory bardzo wiele opinii na jej temat. Książka porównywana przez niektórych do prozy Jerzego Kosińskiego, Olgi Tokarczuk czy Wiesława Myśliwskiego. Jednak to nie koniec skojarzeń. Oceniający zauważyli także wspólne elementy z twórczością Jonathana Carrolla, Fiodora Dostojewskiego, Andy'ego Weira, Jurija Andruchowycza, Wita Szostaka czy wreszcie Szczepana Twardocha. Sami przyznacie, że sporo tego. A jeszcze dodam, że styl Jakuba Małeckiego według niektórych czytelników przypomina prozę Jonathana Franzena. Pomyślałam, że tak wiele komplementów nie może okazać się bez pokrycia. Zatem zasiadłam do lektury "Dygotu" z dużymi oczekiwaniami.

Jak przeczytałam w jednym z wywiadów z pisarzem "pomysł na książkę zrodził się od zdjęcia autorstwa Brenta Stirtona, które wygrało konkurs World Press Photo i które przedstawia pięciu albinosów. Wszyscy są niewidomi i mieszkają w domu dziecka w Indiach. Robi ogromne wrażenie, kiedy uświadomimy sobie, że ktoś ich musiał do tego zdjęcia ustawić, a oni tego zdjęcia nigdy nie zobaczą. Drugim elementem były historie rodzinne, pseudorodzinne, okołorodzinne, czy zasłyszane gdzieś przy okazji. [...] Interesowało mnie również pokazanie życia człowieka jako całości. [...] Dużo czasu spędziłem nad dokumentacją. Czytałem dużo gazet i książek z tych wszystkich okresów, ale głównie opierałem się na zdjęciach i opowieściach zbieranych po rodzinie. Wykorzystałem wiele autentycznych wydarzeń".

Okazało się, że pisarz stworzył tu udane połączenie wielu wątków. Tak. Mamy zatem rodzinną tajemnicę, obraz złego oblicza wiejskiej społeczności, klątwę, przemijanie, wyobcowanie. Ponadto akcja dzieje się w latach 1938-2004 zatem odnaleźć tu można zarówno czasy wojenne, PRL jak i współczesne. Chwilami ma się wrażenie jakby pojawiały się tu elementy fantastyczne. Może dlatego niektórzy właśnie po tej cesze zaszufladkowali "Dygot". Moim zdaniem bardziej adekwatne określenie dla tych niecodziennych elementów to wątki metafizyczne. Momentami przypominające baśniowe wytwory zasłyszane w wieku dziecięcym. Muszę wspomnieć o tym, że wielość postaci początkowo trochę może przytłaczać, jednak okazuje się, że każdy z bohaterów wnosi coś do tej historii. Tylko początkowo wydaje się, że będzie tu jeden główny bohater. Nawet zwierzęta odgrywają tu ważną rolę. Często zmieniając ją nie do poznania.

I choć książkę czyta się dość szybko nie można jej nazwać lekką ani przyjemną lekturą. Obraza i rozpacz odmieńców wyziera z każdej strony, a szczęście pojawia się rzadko i trwa jedynie przez moment. Brak zrozumienia dla inności i strach przed nią to tylko dwa z wielu powodów pogłębiającego się z każdą stroną wyobcowania. A później pojawia się już tylko samotność. Podsumowując wydźwięk treści tej książki zacytuję fragment innego wywiadu z autorem brzmiący "straszni są ludzie, a nie potwory. Bać się powinniśmy ciemnoty i ślepej furii losu, a nie klątw czy przepowiedni. [...] Ja naprawdę miewam wrażenie, że pod tą całą zbieraniną składającą się na widzialną rzeczywistość pulsuje jakaś szalona, ślepa siła. Nie wiem, co to właściwie jest, i nigdy się nie dowiem."

Chcąc użyć jednego słowa, aby określić styl Małeckiego zdecydowałabym się na przymiotnik oryginalny. Na tym tle mniej nawet dziwi trudność w kwestii prób rozszyfrowania znaczenia tytułowego dygotu. Może ma być rozumiany jako przenośnia, a może ma znaczenie symboliczne. Niestety nie wiem. Nieznane pozostały dla mnie intencje autora w tej kwestii. Nawet po przeczytaniu owej historii. Nie da się natomiast nie zauważyć, że z kart tej książki bije ogromna tęsknota za przeszłością i obawa przed uciekającym czasem. Jednak trzeba podkreślić, że fakty historyczne nie grają tu pierwszych skrzypiec, choć ich ilość prawdopodobnie zadowoli niejednego fana historii. Na plus można zaliczyć także umiejętne ominięcie wątków politycznych i brak zbiegów okoliczności. Na pochwałę zasługuje także pomysł z jednakowymi pierwszymi i ostatnimi zdaniami w powieści. Podkreślający nieprzerwaną pętlę czasu, zataczającą coraz to nowe koła. Trochę zdziwił mnie jednak fakt, że autor sportretował swych bohaterów wyłącznie w sytuacjach podbramkowych. Jakby ludzie nie doświadczali innych. Muszę na koniec jeszcze wspomnieć o tym, że wraz z biegiem historii opisy realiów znacznie się wydłużają. Aż dochodzimy wraz z bohaterami do lat nam współczesnych i wtedy naszło mnie pytanie: czy aby pisarz nie przesadził zbytnio z długością owych opisów?...
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
12-08-2016 o godz 23:49 przez: Aleksandra Korniak
Ostatnio na jednej z fejsbukowych grup, jakiej jestem członkiem rozgorzała dyskusja na temat polskim autorów – że nudni, że niezbyt uzdolnieni. Wielokrotnie pojawiał się argument – Polska jest nudna, nie jest miejscem pobudzającym wyobraźnię, nikt nie potrafiłby mi jej „sprzedać”. Tymczasem recenzowana przeze mnie pozycja – „Dygot” Jakuba Małeckiego zdecydowanie zaprzecza wszystkim tym zarzutom. To mrożąca krew w żyłach opowieść o polskiej prowincji – ale nie tej sielskiej anielskiej, którą znamy chociażby z hitowego serialu TVP „Ranczo”, ale o tej przerażającej, tajemniczej i magicznej, wciąż przepełnionej ludzkimi zabobonami, czarnowidztwem i uprzedzeniami.

Rodzina Łabendowiczów pada ofiarą klątwy, którą rzuca na nią uciekająca przed Armią Czerwoną Niemka. Wkrótce na świat przychodzi młodszy syn Jana i Ireny – Wiktor, odróżniający się od pozostałych mieszkańców wsi białym kolorem skóry i czerwonymi oczami. Z powodu swojej choroby chłopak staje się obiektem kpin, a także strachu i nienawiści mieszkańców wsi. Choć zdaje się, że całe jego życie będzie pasmem nieszczęść, pojawia się w nim osoba równie pokrzywdzona przez los. Emilia Gelda, zgodnie z przepowiednią Cyganki, cudem przeżyła eksplozję granatu ocalałego z czasów II wojny światowej. Poparzona i okaleczona, wbrew temu, „co ludzie powiedzą” zakochuje się w bladym chłopaku… Czy jednak dwoje wyrzutków ma szanse na szczęście? Czym tak naprawdę jest ludzkie życie? Odpowiedzi na to pytanie stara się udzielić nam wybitny polski pisarz młodego pokolenia – Jakub Małecki.

„Dygot” z pewnością różni się od literatury prostej, młodzieżowej, czy nawet obyczajowej, kobiecej. To lektura, która wymaga skupienia i pełnego przyzwolenia, by autor zabrał nas do wykreowanego przez siebie świata – pięknej lecz i przerażającej polskiej prowincji. Na szczęście, autor ułatwia nam wejście do rzeczywistości, którą kreuje. Posługuje się pięknym, poetyckim niemal językiem, nie unikając rozbudowanych zdań i poruszających metafor. Autor nie stara się gnać z akcją, skupia się raczej na artyzmie swojej powieści, serwując czytelnikowi zachwycające opisy i zmuszające do refleksji przemyślenia.

Ciekawym zabiegiem jest to, że postaci wiodące prym w „Dygocie” to klasyczni „antybohaterowie” – nie są to osoby piękne, dobre, chcące zmieniać świat. To prości ludzie, którzy, tak jak ja czy Ty zmuszeni są dźwigać trudy swojej codziennej egzystencji. Nie są idealni – popełniają wiele błędów, z których nie zawsze wychodzą, często grzeszą i upadają. Ich życie jest do bólu zwyczajne i może właśnie w tej zwyczajności tkwi siła powieści Jakuba Małeckiego. W dobie szukania „inności” – kiedy największą popularnością cieszą się książki fantastyczne bądź dystopijne, pisarz ukazuje tajemnicę i mistycyzm zwyczajnego życia. Choć akcja książki rozciągnięta jest na wiele, wiele lat, nie dostrzeżemy tu wpływu historii na życie bohaterów. To zwykli, prości ludzie, których nie obchodzi wielka polityka. Zmiany dziejowe są poruszone ledwo w kilku zdaniach, Jakub Małecki udowadnia, że dużo ciekawszy od wielkiej historii jest zwykły, szary człowiek.

Autor umiejętnie wplótł do swojej książki elementy realizmu magicznego. Pojawiają się w niej postaci jakby wycięte ze słynnych ballad i baśni ludowych – wiejska czarownica, upiór czy obdarzone pewnymi magicznymi zdolnościami zwierzęta – koń, pies, sowa. Jednocześnie pisarz nie określa jednoznacznie, cz ponadnaturalne zdarzenia mają miejsce naprawdę, czy są jedynie wytworem wyobraźni bohaterów. Tak jak w legendach, które czytali nam rodzice, gdy byliśmy mali – jedni niech wierzą, inni – pozostaną sceptykami.

Książka Jakuba Małeckiego ukazuje ponurą wizję życia człowieka, który przez cały czas zmaga się z kapryśnymi wyrokami ślepego losu i własnym przeznaczeniem. W tym spojrzeniu na świat brakuje optymizmu, wiary w ludzkie siły. Według pisarza, wciąż żyjemy w tytułowym dygocie, podatni na wszystkie przykre niespodzianki, jakie los czy Bóg mają dla nas przygotowane.

Podsumowując, uważam, że „Dygot” to pozycja zdecydowanie godna uwagi! Odróżnia się od większości dostępnych na rynku czytelniczym pozycji tym, że skupia się na życiu zwykłego człowieka, nie tracąc przy tym wcale na atrakcyjności. Ukazuje polską prowincję jako rozpalające wyobraźnię miejsce wypełnione tajemnicą i magią. A przede wszystkim, uczy pokory wobec przewrotnego losu. Gorąco polecam!
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
4/5
10-01-2016 o godz 12:17 przez: ruderude
Książka jest emocjonalną opowieścią o życiu polskich rodzin na prowincjach, o ich problemach i faworyzowaniu lepszej części społeczeństwa od wszelkich odmienności, co zostało przedstawione na przykładzie rodziny Łabendowiczów i Geldów. W obu rodzinach pojawiają się dzieci, które z czasem stają się inne niż reszta społeczeństwa – wyróżniają się pod względem wyglądu – przez co ich życie staje się pasmem smutku, nieszczęść i samotności. Losy obu rodzin krzyżują się (w dość przewidywalny sposób), miłość łączy dwoje odmieńców, a dzięki ogromnemu uczuciu na świat przychodzi ich całkowicie zdrowy potomek.

Autor zapewnił czytelnikowi podróż w czasie – od wojen i czasów PRL-u, aż po współczesność. Skupił się głównie na przedstawieniu swojego wyobrażenia (a może po części też swoich doświadczeń?) minionych już lat na przykładzie polskiej wsi. Początkowo nie mogłam zupełnie wkręcić się w książkę – pierwsze 100 stron było prawdziwą męczarnią, później okazało się, że wyjątkowość powieści nie tkwi w jej fabule, a między jej wierszami. Mimo że z czasami PRL-u osobiście miałam niewiele wspólnego, poraziła mnie rzeczywistość powieści..
Bohaterowie przedstawieni zostali w bardzo naturalistyczny sposób, żadne z nich nie dysponuje nadnaturalną mocą, przez co odbiór powieści jest jeszcze łatwiejszy, a oni sami stają się jeszcze bardziej rzeczywiści i idealnie dopasowani do wykreowanej przez autora wsi. Borykają się z biedą i samotnością, które stale dotykają mieszkańców niezurbanizowanych obszarów. W książce Małeckiego został poruszony też bardzo istotny temat odmienności jednostek w społeczeństwie, który do tej pory występuje (nie tylko w przypadku biedniejszych społeczności), a do tej pory stanowi dość istotny problem. Okazuje się, że prześladowanie i wyśmiewanie może bardzo skutecznie uprzykrzyć komuś życie, doprowadzając go do załamania i całkowitego wyalienowania.
Mimo pozornego negatywnego charakteru powieści, pojawiają się również wątki miłosne, będące istną wisienką na torcie. To właśnie one doskonale obrazują prawdziwość życia i zasadę, że raz bywa lepiej, a raz gorzej.

Mimo całej masy zalet, w powieści pojawiają się też wady, które w moim przypadku skutecznie powstrzymały mnie od fali ochów i achów. Przede wszystkim, wspomniany już wcześniej specyficzny wstęp, który zupełnie mnie nie zachwycił, a nawet powiem, że prawie odstraszył i odebrał całą przyjemność z zagłębiania się we wstępie lektury. Kolejnym elementem, który niespecjalnie przypadł mi do gustu, jest zlanie wszystkich czasów w jedną kupę, bez ich ewidentnego rozdzielenia (były rozdziały rozdzielające wyszczególnione lata, ale jak dla mnie było to niedostateczne) – została zachowana odpowiednia ciągłość czasowa, bez żadnych nagłych skoków w przeszłość czy przyszłość, ale mam wrażenie, że na niektóre elementy powieści, zabrakło autorowi pomysłu i je „przyspieszył”, co też wzbudza we mnie uczucie braku staranności.

Przyznam szczerze, jako okładkowa sroka, że grafika na Dygocie całkowicie mnie zahipnotyzowała i zauroczyła. Wiem, że jedni jej nienawidzą, natomiast ja należę do tych, którzy ją uwielbiają. Po przeczytaniu książki stwierdzam, że teraz darzę ją jeszcze większym uczuciem, bo wiem, że w fabule znajduje się odniesienie do okładkowego, białego jak mleko chłopca. A dodatkowo jest super fotogeniczna, za co jeszcze bardziej mi się podoba!

Podsumowując – uważam, że książka Jakuba Małeckiego jest warta zakupu i przeczytania, nawet jeżeli uważacie, że to nie są Wasze klimaty. Jest to powieść z pewnością niepowtarzalna i jedyna w swoim rodzaju, na którą warto się zdecydować. Początkowo nie mogłam zrozumieć fenomenu tej książki, jednak z dotarciem do jej zakończenia byłam w stanie to zrozumieć (chociaż zupełnie go nie przejawiałam). Małecki pisze językiem prostym, ale posługuje się nim w bardzo staranny sposób.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
30-11-2015 o godz 08:41 przez: Iwona_C_
Jakub Małecki "Dygot"

Fizyczna odmienność zawsze wiąże się z napiętnowaniem, szczególnie w małych, hermetycznie zamkniętych, wiejskich społecznościach. Właśnie w niewielkiej wsi, blisko Koła przyszedł na świat wyjątkowy chłopiec – albinos, którego losy naznaczyła klątwa Niemki rzucona na jego ojca. Jakub Małecki w Dygocie przedstawia losy „odmieńców”, którzy szukając szczęścia często się gubią w swoim postępowaniu. Ukazuje polską prowincję na przestrzeni blisko siedemdziesięciu lat – pokazuje jak niszczy ją od środka marazm, zastój i brak perspektyw na przyszłość dla tamtejszej społeczności.

Janek Łabendowicz został przeklęty przez Niemkę uciekającą przed Armią Czerwoną. Miał ją bezpiecznie odwieźć do domu, jednak stchórzył i uciekł. Kobieta przeklęła jego nienarodzone dziecko – klątwa szybko dała o sobie znać. Jego żona Irena rodzi albinosa, co w tamtejszej, niewielkiej społeczności budzi nie lada sensację. Chorą sensację i zafascynowanie. Według wierzeń ludowych krew i części ciała albinosa mogą czynić cuda – uzdrawiać, poprawiać zdrowie i przynosić szczęście. Mimo przeciwności losu mały Wikuś rośnie zdrowo, jednak kreuje swój własny świat, w którym pojawia się „rozmyte”.

W oddalonej o 60 km miejscowości żyje rodzina Geldów. Bronkowi i Helenie rodzi się córeczka – Emilia, na którą wszyscy wołają Milka. Pewnego dnia Cyganka mówi Bronkowi, że piekło pochłonie i wypluje ich dziecko. I tak też się dzieje. W domu ciotek, u których akurat przebywa Milka wybucha granat, dziewczynka cudem przeżywa, jednak jest bardzo poparzona. Całe jej ciało jest jedną wielką raną. Również i ona jest piętnowana w społeczeństwie, lecz nieco inaczej niż Wiktor Łabendowicz.

Odrzuceni przez społeczeństwo, żyjący niejako poza nim zakochują się w sobie i biorą ślub… Jak potoczą się ich losy, czy w końcu przełamią ciążące nad ich rodami klątwy i odgonią nieszczęścia?

Jakub Małecki stworzył naprawdę wyjątkową powieść. Opowieść o Wiktorze i jego rodzinie hipnotyzuje już od pierwszych słów. Przyciąga tak samo jak wyjątkowa okładka, od której nie sposób oderwać oczu. Autor zręcznie łączy motywy naturalistyczne, tak charakterystyczne dla powieści XIX-wiecznej z pewną poetyką, a nawet mistycyzmem. Wyraźne widoczne są również elementy realizmu magicznego. Świat żywych łączy się ze światem niematerialnym. Twarde, proste myślenie o tym, jak przeżyć dzień pokrywa się z wiarą w klątwy, gusła i ludowe przesądy. Szczególnie uderza fakt, że i na ziemiach polskich uważa się, że części ciała albinosa mogą uleczyć lub dodać sił, a sam człowiek o mlecznej skórze może powodować szereg nieszczęść.

Na pozór prosty, czasami brutalny i dosadny język doskonale współgra z tłem dla wydarzeń stworzonych przez autora.

Niepokojący, a zarazem niezwykle realny jest obraz polskiej wsi przedstawiony w powieści. Jest tu prostota codziennego życia, marazm, brak perspektyw, wszechobecny alkohol, bieda i brutalność zmieniających się w Polsce realiów politycznych na przestrzeni siedemdziesięciu lat. Uzupełnieniem dla świata ludzkiego jest otaczająca go natura i zwierzęta – wierni przyjaciele człowieka, którzy nie zawsze na tej przyjaźni wychodzą dobrze.

Powieść Małeckiego to lektura dla wymagającego czytelnika. Jednak osoby kochające czytelnicze wyzwania powinny po nią sięgnąć. Na pewno się nie zawiodą. Niezapomniany klimat utworu i jego przesłanie zamknięte w ludzkim dygocie zostaje z nami jeszcze na długo po przeczytaniu ostatniego zdania książki.

http://czytajac.pl
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
15-10-2015 o godz 00:55 przez: Karolina Tokarz
"Jesteś krzyk, jesteś dygot, jesteś kropla w rzece."

Wystarczy jedna chwila, gdy porzucasz swoje człowieczeństwo, by linia Twojego losu diametralnie zmieniła bieg. Wystarczy, że raz odmówisz pomocy, powodowany strachem o własne życie, by na zawsze zostało ono przeklęte. A przekleństwa rzuconego w chwili największej rozpaczy nigdy nie cofniesz, nie zmyjesz win, a na pewno nigdy nie zapomnisz.

Jan Łabendowicz znalazł się w sytuacji, gdy na próbę zostało wystawione jego człowieczeństwo, a on się go wyparł. Kobieta, której obiecał pomoc w ucieczce przed Armią Czerwoną przeklina jego oraz całą jego rodzinę. Trudno nie uwierzyć w moc tej klątwy, gdy kilka dni później przychodzi na świat jego syn. Wiktor jest albinosem, ale w tym czasie termin ten nie jest powszechnie znany. Dla mieszkańców Piołunowa był tylko odmieńcem, karą za grzechy i powodem wszystkich spadających na nich nieszczęść.

Wiktor przetrwał. Nie tylko przetrwał, ale zdołał się zakochać z wzajemnością i założyć rodzinę. Któż lepiej zrozumie odmieńca, niż drugi odmieniec? Kto będzie w stanie go pokochać nie zważając na inność, wyalienowanie i nienawiść ludzi? Emilia, tak jak i on, wyglądała inaczej. Tak, jak i on musiała zmagać się z odtrąceniem przez rówieśników, z ciekawskimi spojrzeniami i szeptami za plecami. Jej kalectwo również było wynikiem przekleństwa rzuconego na jej ojca. Stworzyli tragicznie wspaniałą parę. Jednak klątwa tak szybko nie wygasa…

"…prawdziwymi szaleńcami są ci, którzy patrzą na to wszystko dookoła i pozostają normalni. Każdy, kto ma trochę oleju w głowie, musi w końcu zwariować."

Ich jedyny syn przychodzi na świat już po tym, gdy w Wiktorze zwycięża szaleństwo i wewnętrzna potrzeba autodestrukcji. Dopiero po latach, wychowywany jedynie przez matkę Sebastian, odkrywa prawdę o okolicznościach śmierci ojca. Do tej pory zdążył już na własnej skórze poczuć skutki dawnej klątwy. Pchany potrzebą zmian i lepszego życia, zmarnował je sobie ledwo rozpocząwszy… Nieszczęścia, cierpienia i bolesne ciosy od życia w rodzinie Łabendowiczów nigdy się nie kończą.

Realizm magiczny powieści porywa, przerażając i zachwycając jednocześnie. Sposób, w jaki przeplatają się w niej ludzkie losy, a przeszłość wpływa na teraźniejszość zadziwia, jednocześnie pozostawiając wrażenie właściwego i sprawiedliwego. Choć autor snuje opowieść fikcyjną, to jednocześnie tak dogłębnie prawdziwie ludzką. W dwóch małych miejscowościach i w dwóch rodzinach zawarł Małecki całe spektrum ludzkich uczuć, wad, zalet, lęków. Feeria barw, wachlarz emocji – czegóż więcej chcieć od dobrej współczesnej prozy?

„Dygot” to radość przeplatana z rozpaczą, to piękno wymieszane z ohydą, to sielanka polskiej wsi połączona z jej okrucieństwem, ciemnotą i brzydotą. To człowieczeństwo w wielu odmianach i odcieniach, miłość bliźniego wystawiana na najcięższe próby. To piętnowana inność, która okazuje się być pełniejsza i piękniejsza od tego, co uznawane jest za normalność. Małecki porusza trudne tematy, a robi to w sposób tak pięknie poetycki, że nie sposób oderwać się od lektury. Ta powieść jest jak pradawna ludowa pieśń – porywa od pierwszych słów, czyta się ją narzuconym przez kolejne rozdziały rytmem. Pod powiekami zostawia tysiące obrazów, które pojawiają się w formie krótkich błysków. Bo „Dygot” jest też, jak impresjonistyczny obraz, na którym najważniejsza jest gra świateł i cieni. Bo w życiu nic nie jest tylko czarne lub białe, a najważniejsze jest wszystko, co pomiędzy.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
22-11-2015 o godz 13:09 przez: Absurdalna
Dygot to ciarki, to drżenie i gorączka.

„Dygot” to także tytuł książki Jakuba Małeckiego opowiadającej o przenikaniu się losów dwóch rodzin. Ród Geldów i Łabendowiczów to swoisty model, w którym nie brakuje cierpienia, miłości i słabości, a to wszystko na tle zmieniającej się Polski. Nasz kraj jest kolejnym z wielu bohaterów, który przeistacza się w walczącego herosa, by następnie wkroczyć w lata PRL-u, a z czasem przejść transformację godną współczesności. (...)

Akcja „Dygotu” toczy się na polskiej prowincji. Zdawałoby się, że jest ona na tyle zacofana, że może cechować ją jedynie przewidywalność. Nic bardziej mylnego. Polska prowincja jest naznaczona okrucieństwem, strachem przed życiem ale i walką o życie.
Życie na polskiej prowincji szczególnie w czasach wojny było związane z rozpamiętywaniem przeszłości i dygotem na myśl o przyszłości. Niektórzy ludzie zamieszkujący ją stali się swego rodzaju demonami, stąd książce Jakuba Małeckiego nie można odmówić psychodelicznego charakteru. Jednocześnie ci sami ludzie to twórcy historii rodzinnych, siostry, bracia, żony i mężowie. Serdeczni, bezpretensjonalni, ale i narażeni na ślepy los.
Im dłużej się zastanawiam, tym bardziej jestem pewna, że życie ludzkie jest fascynujące.

W książce Jakuba Małeckiego na plan pierwszy wysuwa się postać Wiktora Łabendowicza - najpierw bezbronnego chłopca, a następnie zagubionego mężczyzny, albinosa. Jego ojciec - Jan Łabendowicz - do końca życia był pewien, że odmienność swojego syna „zawdzięcza” uciekającej przed Armią Czerwoną Niemce, której nie udzielił pomocy.

Poniewierany od dziecka, porównywany do kosmity i do przyczyny wszystkich plag w zamieszkiwanej prowincji Wiktor, wreszcie odnajduje osobiste szczęście u boku okaleczonej dziewczyny z rodziny Geldów. Ślub naznaczony dyskryminacją i poczęcie syna Sebastiana to jednak ostatnie chwile wspólnego szczęścia tego małżeństwa. Po latach to właśnie on - Sebastian Łabendowicz - człowiek o wielu twarzach ma szansę na odkrycie wielkiej rodzinnej tajemnicy, która niejako przypadła w spadku. Czy prowincjonalna mentalność zabiła mu ojca?

Książka Jakuba Małeckiego składa się z pięciu etapów historycznych. Jest to nasza czytelnicza wędrówka od 1938 roku ku współczesności. Można by powiedzieć, że najbardziej jaskrawy bohater tej powieści, czyli Wiktor Łabendowicz wybrał sobie najgorszy z możliwych momentów na bycie „dziwolągiem”. Kim jest albinos? Może ma coś wspólnego z siłami nieczystymi? Skąd ta inność, skoro wszyscy w rodzinie byli normalni? Krótki artykuł ze Stanów Zjednoczonych to jedyna wzmianka o tej odmienności, a co więcej wzmianka, która nie miała racji bytu wśród mieszkańców polskich wsi i miasteczek lat 40. i 50. XX wieku.

„Dygot” prezentuje panoramę ludzkich zachowań. Zwyczajni bohaterowie stanowią plejadę charakterów. Chłopak patrzący na mnie z okładki, który początkowo budził we mnie lęk i intrygował, nabierał znaczenia im głębiej poznawałam fabułę książki.
„Dygot” mnie zasmucił. Pełno tu nostalgii i zapachu minionych czasów, które swoją drogą, dobrze że są już za nami. Książkę Jakuba Małeckiego warto przeczytać ze względu na jej oryginalność i poetycką wymowę, wymagającą umiejętności czytania między wierszami.

Jeśli jesteście zaintrygowani tą historią, to musicie po nią po prostu sięgnąć. Nikt w tak realistyczny sposób nie opisze Wam losów wspomnianych rodzin, jak autor „Dygotu”.

www.NiebieskaObwoluta.blogspot.com
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
4/5
09-11-2015 o godz 11:28 przez: Adriana Bączkiewicz
Rzadko sięgam po powieści obyczajowe, ale w przypadku tej treści i zakrawającej o perfekcję okładki, nie mogłam jej sobie odpuścić. Kiedy słyszę dodatkowo, że jest to książka inna niż wszystkie; zadziwia, przeraża i odkrywa wiele tajemnic, to wiem, że już przepadłam.

W tej pozycji nie mamy do czynienia tylko z jednym głównym bohaterem. Jest to powieść wielopokoleniowa, gdzie początek mamy w roku 1938, a kończy się w 2004. Te spektrum czasu pozwala nam wysnuć wniosek, że będziemy mieli styczność z przemianami dotyczącymi: pokoleń, ustroju, a nawet i samego myślenia. I to wartość dodana w tej pozycji, ponieważ sprawny czytelnik odszuka w niej pewną perełkę, którą warto zapamiętać na dłużej. Na okładce dostrzegamy napis: Naznaczona wstrząsającą tajemnicą ballada o pięknie i okrucieństwie polskiej prowincji. I pod tym zdaniem się podpisuję.

Historia tu przedstawiona nie jest banalna, gdyż krążymy wokół tematów zakazanych i niecodziennych. W końcu albinizm w dawnej Polsce (i w niektórych zakątkach świata do dziś) było czymś nowym, tłumaczone wyłącznie wierzeniami i związano je z przekleństwem. Stąd też, dzięki Jakubowi Małeckiemu mamy dostęp do świata, gdzie albinizm bohatera, poparzenia i blizny drugiej bohaterki, wydają się być napiętnowane i z góry skazane na okrutny los. W moim mniemaniu saga rodzinna źle brzmi, ale świetnie opisuje tą historię, która jest tajemnicza, czasami odrażająca, ale zarazem ciekawa i dlatego chcemy brnąć w jej treść dalej i dalej.

Nie wiem dlaczego, ale gdy czytałam Dygot, jakoś tak przypomniała mi się Zbrodnia i kara Dostojewskiego. Ten obłęd i irracjonalność ma coś wspólnego z książką Jakuba Małeckiego. Gdy czytamy tę pozycję, a raczej poszczególne rozdziały, które zwiastują nam dany rok wydarzeń, sami niechybnie przenosimy się do tych czasów. Nie przyznam, że styl Autora jest łatwy w odbiorze, ponieważ krąży on wokół czegoś lirycznego i nieoczywistego. To jest sztuka, by za pomocą prostych słów stworzyć tekst dosadny, ale i inny zarazem. Nie wiem jak inaczej opisać ten styl, jest bezbłędny i ciekawy, jednak trzeba się w niego odpowiednio wczytać.

Wspomniana prowincja jest niecodzienna, ale jego mieszkańcy w jakiś sposób porażają głupotą, owymi wierzeniami, zapędami i chociaż nie mi oceniać dawne dzieje, to jednak chyba tak było. Coś co było nowe, traktowano je jak nasienie szatana i próbowano się tego pozbyć. Ważne dla tamtych ludzi było dobro domu i rodziny, a jak wiadomo wierzeniom bardzo łatwo ulec. Jakub Małecki w sposób konkretny i przejrzysty przedstawił tamte czasy, ale również nie zapomniał o dalszych pokoleniach i ich zmian, gdy w ich życie wkraczało nowe millenium.

Nie czytam takich historii zbyt często, a nawet teraz po Dygocie mogę śmiało stwierdzić, że za rzadko sięgam po taką literaturę. Autor w tej powieści ukazał najwartościowszą rzecz, z jaką przyszło mi się spotkać w literaturze: że czasy w których żyjemy mają wpływ na nasze myślenie, czyny i ostatecznie kierują naszym życiem. Stąd też ta ballada o pięknie, brzydocie, przemijaniu i przede wszystkim samotności ma taki uniwersalny, a zarazem niejednoznaczny wydźwięk.

O niektórych pozycjach nie da się zbyt wiele napisać, bo czasem brakuje słów i tym razem nie jest inaczej. Dopóki nie przeczytasz tej pozycji czytelniku, to nie będziesz wiedział co miałam na myśli.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
4/5
31-10-2017 o godz 14:06 przez: medyk
Gdy przed ponad miesiącem rozwodziłam się w zachwytach nad najnowszą powieścią autora, nie sądziłam, że przyjdzie mi sięgnąć po jego starsze książki tak szybko. Nie ukrywam, nie brakowało mieszaniny niepokoju i dystansu, zwłaszcza gdy nasłuchałam się stwierdzeń, że to właśnie Rdza jest póki co najlepszym dziełem pisarza - szybko jednak zignorowałam przypominający mi o tym fakcie głos w mojej głowie i dałam się ponieść kolejnej niebywałej historii (kolejnych niebywałych historii, w końcu to nie opowieść o jednym człowieku, a kilku pokoleniach). Ponownie połknęłam ją na raz, ponownie skończyłam z burzą wypełniających mnie emocji i ponownie przyjdzie mi z nie lada trudem złożyć jakiekolwiek sensowne zdanie. Ale spróbujmy. W gruncie rzeczy, przy pierwszej styczności z autorem, nie wiedziałam do końca, czego się spodziewać. To było jak powolne odkrywanie czegoś zupełnie nowego, z czym nie miało się wcześniej styczności, nie wiedząc jeszcze, czy jest to coś zachwycającego, czy wręcz przeciwnie. Trochę jak błądzenie w labiryncie, który trzeźwo ocenić można dopiero po jego opuszczeniu - wtedy z całą pewnością ośmielimy się stwierdzić, czy brak bądź obecność niespodzianek po drodze była czymś intrygującym czy nie. W Rdzy błądziłam. Nie wiedziałam, czy mam się spodziewać nagłych zwrotów akcji, czy spokojnej ballady, czy mam zwracać uwagę na szczegóły, skupić się na teraźniejszości, emocjach, relacjach, czy dać się ponieść refleksji. W moim przypadku proza Małeckiego zyskała przy drugim spotkaniu. Sposób prowadzenia narracji, powolne splatanie rozrzuconych sznurków w jeden, podróże przez dekady - to było jak powrót do rodzinnego domu, do czegoś znanego. I tym samym, znając fundamenty, nie musiałam już myśleć nad intrygującą budową powieści, oddałam się temu, co naprawdę chciało zostać przekazane. I znów, jeśli ktoś szuka fajerwerków, tutaj ich nie znajdzie. To nie jest miejsce dla nich, fajerwerki zarezerwowane są dla miast. Wieś jest cicha, tworząca z pozoru idylliczny obraz, ale za to potrafi skrywać okrutniejsze historie. To właśnie uderza najbardziej - prawdziwe uprzedzenia, które kilkadziesiąt kilometrów dalej, w wielkim mieście, są uważane za anegdotkę nawiązującą do zamierzchłych czasów, na prowincji są czymś powszechnym. Albinos na ulicy może co najwyżej przyciągnąć kilka ciekawych spojrzeń, godzinę drogi od miasta jest uważany za wcielenie szatana, obarczane o nieudane plony, którego krew leczy wszelkie dolegliwości. Wydaje się nieprawdopodobne, dlatego tym bardziej daje do myślenia. Tym, co w książkach Małeckiego zachwyca najbardziej, jest kalejdoskop ludzkich losów. Przez karty powieści przewija się kilka pokoleń i choć ma się wrażenie, że w takiej plątaninie życiorysów nie sposób się nie zgubić, to jest wręcz odwrotnie. Obserwujemy kolejne postaci, które kończą żywot rozpoczęty kilkadziesiąt stron wcześniej. Nie da się przejść obok tego obojętnie, przemijanie i ludzkie tragedie uderzają, wymuszają refleksję. Dochodząc do końca człowiek poruszony jest nie tylko ważniejszymi wątkami fabularnymi, co również tłem. Nie da się zrozumieć tego fenomenu, nie doświadczając tego na własnej skórze. Dlatego zdecydowanie polecam. Warto. Po prostu.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
14-11-2015 o godz 22:00 przez: Jemich
„Dygot” to saga rodzinna, której akcja dzieje się na wielkopolskiej wsi i w Poznaniu od lat 30. XX wieku aż do 2004 roku. Poznajemy Janka Łabendowicza, który ma odwieźć do Niemiec uciekającą przed Armią Czerwoną Niemkę, ale porzuca ją w drodze. Kobieta przeklina go za to, grożąc, że urodzi mu się diabeł, przeklęte dziecko. Niedługo potem na świat przychodzi Wiktuś, chłopiec dotknięty albinizmem… Na wsi ta choroba to przekleństwo, dlatego chłopiec szybko zaczyna być szykanowany i prześladowany. Niektórzy wierzą nawet, że narządy i krew „bielutkiego chłopca” mają uzdrawiającą moc... Gdy we wsi wybucha epidemia grypy, Wiktor poznaje, czym jest prawdziwa nienawiść, bo staje się kozłem ofiarnym miejscowej ludności.
Z drugiej strony mamy rodzinę Geldów. Mała Emilka zostaje poparzona w wyniku wybuchu granatu. Jej ojciec, Bronek, słyszy straszną przepowiednię – w zamian za szczęście swojej córki, będzie musiał oddać coś bardzo cennego… Dziewczynka pozna w życiu miłość, ale ten, kto ją pokocha, nie będzie całkiem normalny… jak można się domyślić, Emilia zakochuje się w Wiktorze, i z wzajemnej fascynacji rodzi się wielka miłość. By dowiedzieć się, co się stanie, gdy losy Łabendowiczów i Geldów się splotą, będziecie musieli sięgnąć po „Dygot”.

Straszliwe przekleństwo i cygańska przepowiednia – świat bohaterów powieści zanurzony jest w realizmie magicznym. Cała ta historia przedstawia walkę z losem i własnym życiem, które staje się próbą oszukania rzeczywistości. Niestety nie da się odwrócić tego, co jest nam pisane. Jednak pomimo tragedii, z którymi na co dzień się stykamy, życie toczy się dalej. Pomimo dygotu. Dygotu przed tym co nastąpi, dygotu na wspomnienie tego, co już było. Dygot to życie. Dygot – to my.

Warto sięgną po „Dygot” ze względu na jego bohaterów. Emilia i Wiktor tworzą niezwykłą parę. Oboje są dotknięci klątwą, oboje cierpią z powodu swojego wyglądu. Wiktor jest szykanowany i doświadcza nienawiści od dzieciństwa. Nawet najbliżsi czasem czują się w jego towarzystwie nieswojo. Emilia z kolei cierpi w duchu, ponieważ nigdy nie pogodziła się do końca ze swoim okaleczonym ciałem. Oboje pełni są wątpliwości co do swoich uczuć, miotają się między tym, co prawdziwe, a tym, co w marzeniach. Wydaje mi się, że każdy z nas nosi w sobie cząstkę Emilii lub Wiktora, dlatego warto przeczytać powieść Małeckiego i przyjrzeć się dokładnie jej bohaterom.

W końcu „Dygot” to też literacka uczta. To przepięknym językiem opowiedziana historia zmian, które zaszły w naszym kraju przez 70 lat. Moją szczególną uwagę zwrócił opis barwnych lat 90., które pamiętam, więc przyjemnie było mi się cofnąć do czasów dzieciństwa. Myślę, że i dla starszych czytelników „Dygot” będzie miłą, sentymentalną podróżą w przeszłość, bo w końcu to powieść i o nas – o Polakach. Zachęcam Was wszystkich gorąco, żebyście sięgnęli po powieść Jakuba Małeckiego, jeśli jeszcze tego nie zrobiliście.

Po pełną recenzję zapraszam na bloga (http://ktoczytazyjepodwojnie-blogliteracki.blogspot.com/2015/11/dygot-jakub-maecki-recenzja-12.html) i vloga (https://www.youtube.com/channel/UCpFkjxVLLiTySxlCwe6OB-Q) :)
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
12-10-2015 o godz 21:20 przez: wasilkab
Ten wpis powstał bezpośrednio po przeczytaniu książki, która poruszyła mnie wyjątkowo. Czasem trafiają się takie literackie perełki, o których trudno zapomnieć. Do nich należy premierowa powieść Jakuba Małeckiego "Dygot" (premiera 7 października 2015 r.).
Wiedziałam, że należy spodziewać się czegoś wyjątkowego, ale nie sądziłam że będzie to książka, która w tak przejmujący sposób opowie o ludzkich losach, splecionych z sobą i uwikłanych w codzienność toczącą się wytyczonymi torami.
"Dygot" to opowieść bardzo spójna mimo wielu wątków i postaci. Tym, co mnie najbardziej zachwyciło była mozaika bohaterów, ludzi połączonych ściśle z sobą, uzupełniających się. Praktycznie nie znajdziemy w powieści takiej postaci, która została powołana przez autora na darmo. Każda jest ogniwem całości. Nikt tu nie jest tłem, ponieważ każdy ma rolę do odegrania w opowiedzianej historii.
A historia ta związana jest z dziejami dwóch rodzin Geldów i Łabendowiczów, których los splecie w świecie zmieniającym jedynie scenerię następujących po sobie wydarzeń z lat 1938 - 2004.
Można śmiało określić tę powieść mianem sagi o życiu polskiej prowincji, która wibruje swoim prywatnym rytmem i lekko porusza kołem historii.
Polska prowincja, powojenne losy małych wiosek i miasteczek z Kujaw i Wielkopolski , codzienność i troski chłopów narażonych na klęski nieurodzaju oraz ich zaciekła walka o przetrwanie momentami przywodziły mi na myśl reymontowskie Lipce. Wprawdzie czas wydarzeń historycznych odmienny a jednak chłopska mentalność podobna.
"Dygot" to opowieść o strachu, o ludzkich słabościach, wierze w przepowiednie i siłę klątwy, która może wpłynąć na losy wielu pokoleń niejednej rodziny. Strach przed odmiennością, której nikt nie rozumie. Lepiej jest wyrzucić ją poza nawias, jak wiejską wariatkę czy chorego psa.
Głównymi bohaterami powieści są albinos i poparzona w okrutny sposób dziewczyna. Odmieńcy, których prowincjonalna społeczność odrzuca, unika i odwraca od nich głowę. Tych dwoje połączy miłość oraz rodzinne tajemnice.
Ludzie z powieści żyją swoimi troskami. Autor w prosty sposób pisze o ich bólu, krzywdzie, niepokoju, małych radościach i chwilach szczęściach. To są do bólu prości ludzie, którzy żyją w przekonaniu, że każdy z nich ma los odgórnie przypieczętowany.
Świat wokół nich się porusza, tryby machiny przynoszą nowe wydarzenia, gdzieś tam daleko ludzie lądują na Księżycu a bohaterowie powieści przeżywają "sprasowane dni" a czasem dygoczą i krzyczą z bezsilności. Choć tytułowy dygot ma w powieści bardzo wielorakie i magiczne znaczenie.
Co mnie jeszcze urzekło w tej powieści? Każdy, nawet najdrobniejszy szczegół ma w niej znaczenie, tworzy wraz z ludźmi bogatą mozaikę i ma związek z historią (np.widły znalezione na polu w Piołunowie pochodzące z okresu bitwy pod Płowcami rzeczywiście znajdują się w warszawskim Muzeum Wojska Polskiego).
"Dygot" to świetnie napisana książka z barwnie przedstawionymi bohaterami, którzy żyją zwyczajnie, ale próbują wyrwać się z zaklętego kręgu zdarzeń. Całość dopełnia natura i zwierzęta, które w powieści nie są jedynie zbędnym tłem.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
22-09-2016 o godz 16:59 przez: Merry
Jakiś czas temu obiło mi się o uszy, że "Dygot" Jakuba Małeckiego to bardzo dobra książka. Prawdę powiedziawszy rzadko sięgam po tego typu literaturę, ale postanowiłam zrobić wyjątek, tym bardziej, że już czeka na mnie najnowsza powieść autora.

Polska prowincja. Przestrzeń kilkudziesięciu lat, kilku pokoleń. Jan Łabendowicz odmawia pomocy uciekającej Niemce. Ta rzuca na niego klątwę. Wkrótce na świat przychodzi syn Jana, jednak nie jest to zwykłe dziecko. Nienaturalnie blade. Białe włosy. Jak to bywa w okrutnym świecie, Wiktor szybko staje się tematem plotek, obiektem drwin, wyzwisk i tym podobnych. Tymczasem córkę Bronka Geldy dosięga klątwa Cyganki. Emilka zostaje ciężko poparzona. Na życie zarówno Łabendowiczów, jak i Geldów wpływa wiele sytuacji, zdarzeń, a także przepowiedni. W końcu obie rodziny łączą się w dość nieoczekiwany sposób poprzez związek Wiktora i Emilii, a po wielu latach zostaje rozwiązana zagadka tragicznego wydarzenia.

Ta książka jest po prostu niesamowita. Mroczna, tajemnicza, zaskakująca. Na pewno nie należy do powieści łatwych, ale przy tym czyta się ją bardzo szybko i z zainteresowaniem. Wracając do jej niesamowitości. To historia, która dzieje się na przestrzeni kilku pokoleń. Widać, jak zmieniają się czasy, wartości. To także pokazanie inności, która dawniej, zwłaszcza na prowincjach, była wytykana palcami, przeklinana, uznawana za wcielenie zła. Z tym wiąże się również mrok tej powieści. Negatywna siła ciągle gdzieś się przewija. Nie zawsze jest widoczna gołym okiem. Po prostu, wyczuwa się ją. Tajemnicza śmierć jednego z bohaterów to również bardzo ciekawy, zaskakujący i ważny element tej powieści.

Przepowiadanie przyszłości, klątwy, stereotypy. Tego tutaj także nie zabrakło. Kiedy sprawdzają się wypowiedziane słowa, wszystko staje się bardziej przerażające. Ma się wrażenie, że nic nie da się już zrobić, zmienić. Przekleństwo, przed którym nie da się uchronić. Co za tym idzie, kiedy rodzi się Wiktor, który, jak się okazuje, choruje na albinizm, staje się obiektem drwin poprzez stereotypy. Przecież takie dziecko na pewno jest gorsze. Każde odstępstwo od przyjętych norm, nie jest wszak mile widziane. Nikt nie zastanawia się nad tym, że takie zachowanie wobec niego, może nie skończyć się dobrze. Człowiek "obdarzony" innością często musi się mierzyć z nieprzychylnie nastawionym otoczeniem, co z pewnością utrudnia mu normalne życie. Zaczyna zadawać sobie pytania. Dochodzi do takich, a nie innych wniosków.

"Dygot" to niełatwa powieść. Wymagająca. Poruszająca ważne tematy o inności, ale nie tylko. Nostalgiczna, mroczna i szokująca. Chociaż rzadko sięgam po tego typu powieści, ta już samym opisem na okładce bardzo mnie zaintrygowała, a kiedy zaczęłam lekturę, nie mogłam od niej odejść. Bardzo mi się spodobała i z chęcią niebawem rozpocznę "Ślady". Z kolei "Dygot" polecam osobom, które lubią niebanalne książki nienależące do łatwych i przyjemnych.

http://fascynacja-ksiazka.blogspot.com/2016/09/dygot-jakub-maecki.html
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
Więcej recenzji