5/5
16-04-2018 o godz 22:40 przez: Karolina
W życiu nigdy nie układa się po naszej myśli, a gdy zamieszana jest w to siła wyższa, nie spodziewajmy się dróg usłanych różami. Testament został otwarty, a Konrad stał się 'szczęśliwym' posiadaczem domu w gotyckim stylu, w pakiecie otrzymując dożywotników. Mężczyzna porzuca życie mieszczucha i wyjeżdża sprawdzić co go czeka w owianym tajemnicą miejscu. Pamiętaj drogi czytelniku, siła wyższa nie śpi. Podróż Konrada usiana jest problemami natury technicznej - zepsute tico to jego wróg, dlatego na piechotę dociera na miejsce. Przed domostwem, zwanym Lichotką poznaje Szymona Kusego, ale to oczywiście nie koniec niespodzianek... Oczom Konrada ukazuje się Licho, czyli wiecznie kichający aniołek, który jest wniebowięty obecnością nowej osoby w domu i rąbka nieba by uchylił jego właścicielowi. Krótko później poznaje 4 utopce biorące kąpiel w jednej z łazienek. O Krakersie wie tyle, że doskonała z niego gospodyni domowa, a Szczęsny to autor wielu poematów, konfitur i haftowanych poduszek. Konrad myśli, że to żart, że to się nie dzieje naprawdę, ale cóż godzi się z zastaną sytuacją, jednak w głowie kiełkuje mu myśl, że to tylko do końca roku, że przecież szybko minie. Romańczuk szuka weny i bierzę się za pisanie książki, w międzyczasie wpada na pomysł remontu swojego przybytku. Powoli także przekonuje się do niecodziennych domowników. Licho stara się mu dogodzić na każdym kroku, a że uwielbia sprzątać to dom cały lśni. Krakers gotuje najlepsze obiady, utopce zgodziły się wynieść do przydomowego stawu, a nieszczęsny Szczęsny karmi swoimi poetyckimi przepowiedniami naszego bohatera. Brzmi całkiem ciekawie, ale przecież nie może być wiecznie tak idealnie. W willii pod nieobecność właściciela zjawia się włamywacz, który widząc Licho ucieka w podskokach. Nikt nie wie, że lawinowo posypie się ich już prawie poukładany świat. Wypadek bohatera spowodowany nieoczekiwanym potknięciem o Rudolfa Valentino, przemalowanie zwierzaka na razisty róż... Gdy w domostwie zjawiają się ludzie chcący odebrać zakichanego aniołka, ponieważ według nich Romańczuk nie jest właściwym opiekunem dla tego dziecka i bałamuci grzecznego aniołka, ciąg zdarzeń ulega wyładowaniu. Konrad załamuje ręce, ale wkrótce dochodzi do wniosku, że Lichotka bez Licha nie istnieje. Stwierdza także, że to jego miejsce na Ziemi. Mimo iż z początku sceptycznie nastawiony, teraz wie, że jest tutaj szczęśliwszy niż gdziekolwiek indziej. Walczy z przeciwnościami losu i wszystko wydaje się być znów na dobrej drodze. Pewnego dnia Romańczuk wracając z miasta dostrzega łunę dymu unoszącą się nad lasem. Złe przeczucia nie są tylko złymi przeczuciami. Paląca się willa przyprawia go o zawrót głowy, jednak nie to jest dla niego najważniejsze, sprawdza czy wszystkie jego 'dzieci' są całe, brakuje tylko Krakersa (ale spokojnie wróci!). Gdy Lichotka doszczętnie spłonęła, Szczęsny odszedł, a pozostali zatrzymali się w domu u Kusych. Sytuacja ma swoje szczęśliwe zakończenie, ponieważ przodkowie ubezpieczyli wille na takie wypadki. Nasza rodzina szczęśliwie odnajduje nową "Lichotkę", trochę bliżej miasta, jednak nie liczy się dla nich to gdzie są, a to że prawie wszyscy są w komplecie! Bo nie chodzi nigdy o dom jakim jest budynek, lecz o ludzi którzy są jego mieszkańcami i tworzą wspaniałą, aczkolwiek nieszablonową rodzinę. .... "Dożywocie" to moja pierwsza książka autorstwa Marty Kisiel. Przyznaje bez bicia, dawno nie czytałam czegoś co tak bardzo mnie rozśmieszało. Myślałam, że po książkach Jakuba Ćwieka i serii "Chłopcy" nie trafię na nic takiego, a tu taki miły psikus od losu. Cenię sobie poczucie humoru autorki i lekkie pióro. Przygody Konrada Romańczuka, to świat pełen nieoczywistych zdarzeń, który wciąga od pierwszych stron. Wyrywający sobie piórka anioł, który ma na nie uczulenie, czy wiecznie użalający się nad straconą miłością podwójny samobójca Szczęsny to postacie które ubarwiają całość i czynią ją wyjątkową. Pomysł na testament i zapis o dożywotnikach to jeden z lepszych, sama chciałabym się znaleźć na miejscu książkowego bohatera. Reasumując, książkę oceniam na max w każdej możliwej skali, nie mogę doczekać się, aż w moje ręce trafią kolejne dzieła naszej polskiej, odlotowej Marty Kisiel. Duma mnie rozpiera, że mamy w naszym kraju tak zdolne osoby! No i oczywiście ogromny plus za świetną okładkę, jestem sroką w takich sprawach i aż miło się na nią patrzy, z dumą postawię na swojej półce.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
02-03-2019 o godz 21:41 przez: Snieznooka
„Dożywocie” jest moim pierwszym spotkaniem z twórczością Marty Kisiel, już, nie krzyczcie, obiecuje, że nie ostatnią! Wiem, wiem jak w ogóle mogłam nie sięgnąć wcześnie po jej książki?! Sama nie wiem, jakoś tak wyszło, przypadkiem. A swoją obronę mam tylko tyle, że mam już trzy książki autorstwa Kisiel, więc nie jest źle, prawda? „Słuchaj, cholero, moja cierpliwość to nie Schengen, ma swoje granice”. Konrad Romańczuk dziedziczy dom w środku lasu, ale nie taki zwyczajny, ciepły, sielankowy, oj nie, gwarantuje, że mógłby należeć do wampira, czy innej złej istoty. Mężczyzna jest początkującym pisarzem, budynek, który otrzymał może mieć z dwieście lat, problem w tym, że posiada lokatorów, bardzo niecodzienną ekipę, która na pewno się nie wyniesie z zajmowanego lokum. Lichotka, bo tak nazywa się dworek, miał być jego azylem, miejscem wyciszenia, gdzie miał stworzyć literackie dzieło swojego życia. Nowy początek z dala od wspomnień o Majce, myślał, że najgorsze ma za sobą, a tutaj los spłatał mu figla. „Jako tradycyjny Anioł Stróż Licho nie miało na wyposażeniu żadnych mieczy ognistych ani tym podobnych robiących odpowiednie wrażenie akcesoriów, mogło co najwyżej kopnąć z bamboszka”. Współlokatorem Romańczuka jest najprawdziwszy Anioł Stróż o trafnym imieniu Licho, ma nieco dziwne nawyki, oprócz maniakalnego wręcz hopla na punkcie czystości cierpi na alergię na pierze, i chadza w bamboszach. Mackowaty stwór z zacięciem kulinarnym nazywa się Krakers, dwustuletnie widomo seryjnego samobójcy i niespełnionego poety to Szczęsny. Jeśli myślicie, że to koniec tych cudaków, to się mylicie, na stanie posiadamy cztery utopce okupujące łazienkę i Zmorę, drażliwą kotkę o niesamowicie ostrych pazurach. „Tego roku zima postanowiła być wyjątkowo podstępna. Długo czekała na właściwy moment, tocząc wielce wyrachowaną wojnę psychologiczną, aż wreszcie, mniej więcej w połowie grudnia, sypnęła śniegiem aż miło i odniosła spektakularny sukces. Drogowcy byli bardzo zaskoczeni. Nikt natomiast nie był zaskoczony zaskoczeniem drogowców i chyba tylko dlatego obyło się bez zamieszek”. Czy w takim towarzystwie można nie zwariować? Czy Romańczuk napisze powieść życia? Może spotka go tak wiele przygód, że nie będzie miał czasu na pisanie? Po głębszym namyśle, czy posiadanie w domu kogoś z zamiłowaniem do sprzątania, albo kucharza, jest takie złe? Mnie by tam odpowiadało, żal m było wiecznie zasmarkanego Anioła, który poddaje się procesowi depilacji. Dożywotniaki tworzyły pewnego rodzaju przedziwna rodzinę, która na pewno nie opuści dworku. Czy chcielibyście mieszkać na co dzień w takim miejscu? W dworku nie ma żadnych instalacji, jednak wszystko działa, czy to nie jest magia? „Przede wszystkim Licho postanowiło uzbroić się po zęby. Spośród przedmiotów zgromadzonych w wieżyczce jako te najbardziej zabójcze wybrało żółte, gumowe rękawice, sięgające mu niemal po pachy, spray na mszyce oraz mopa. Od razu poczuło się większe i groźniejsze. Prawdziwy mały morderca”. Kisiel ma niesamowicie humorystyczny styl, dawno nie czytałam, czegoś tak zabawnego, co sprawiło, że odetchnęłam od rzeczywistości. „Dożywocie” czytałam z ogromną przyjemnością, różnorodność charakterów sprawia, że każdy nas znajdzie swojego ulubieńca. Opowiadanie „Szałwia” podsyca apetyt na więcej literackich opowiastek Marty Kisiel. Potrafi trafnie i dosadnie opisać bolączki naszej rzeczywistości, z którą borykamy się od lat. Słowna zabawa, którą stosuje autorka wyjątkowo przypadła mi do gustu, główny bohater dojrzewa, przechodzi od niechęci po poczucie obowiązku i odpowiedzialności za lokatorów, z którymi przyszło mu żyć. Jedyne zastrzeżenie, jakie mam do autorki to, to, że strony za szybko mi umykały, a ja chciałam czytać dalej, chciałam zacznie więcej. Całe szczęście rekompensują mi to, kolejne powieści, które czekają na swoją kolej.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
16-10-2019 o godz 11:57 przez: Katrina
Konrad Romańczuk ma zamiar napisać swoje literackie dzieło życia w oddziedziczonym po dalekim przodku domu. Gdy jednak przybywa do Lichotki odkrywa, że nie będzie to takie proste. Budynek nie jest pusty. Zamieszkuje go zgraja dożywotników, których pisarz musi wziąć pod opiekę. Wielokrotnie słyszałam porównania Marty Kisiel do Terry’ego Pratchetta. Po lekturze „Nomen Omen” nie do końca jednak rozumiałam, skąd aż tak wiele osób o tym mówi. Gdy jednak w moje ręce wpadło „Dożywocie” tej samej autorki wszystko stało się jasne. Ta książka to – w pozytywnym znaczeniu tych słów – jeden, wielki żart. Autorka bezustannie bawi się słowem, pisząc w sposób dość potoczny i nawiązując do polskich powiedzeń, kalek i kultury. Czerpie z resztą nie tylko z naszych rodzimych motywów. Znajdziemy tu też odrobinę Kinga czy Lovecrafta, a i to przecież nie wszystko. „Dożywocie”, mimo bycia debiutem, zaskakuje naprawdę dobrym warsztatem. Kisiel wprawdzie nie sili się na poetyckość czy powagę (wszak to komedia), jednak by stworzyć działające żarty trzeba przecież mieć często lepsze wyczucie, niż tworząc „kulturę wyższą”. Na dodatek autorka przedstawia nam grupę niezwykle sympatycznych bohaterów. Mieszkańcy Lichotki to wesoła gromadka, której chyba nie da się nie polubić. Przy okazji każdy z charakterów jest bardzo wyrazisty. Nie da się ich pomylić i choć jest ich naprawdę sporo to wszyscy dostają trochę miejsca dla siebie. To nimi „Dożywocie” stoi – nie fabułą. Bo fabuły mimo wszystko w tej powieści Kisiel raczej nie ma. „Dożywocie” ma w moim odczuciu sporo z powieści obyczajowej. Przedstawia nam raczej scenki z życia Konrada i jego dożywotników, które luźno łączą się w całość. Niektóre motywy z początku czy środka powieści wracają na końcu, ale wiele z nich istnieje głównie po to, by rozwinąć bohaterów albo przedstawić nam jakiś żart. To sprawia, że ta książka nie jest powieścią, którą osobiście mogłabym czytać ciągiem. Najlepiej bawiłam się, gdy zabierałam ją do komunikacji miejskiej, czy też miałam na poczytanie dosłownie pięć minut. Dzięki temu mogłam wrócić do postaci, które polubiłam, ale jednocześnie nie czułam się znużona pojedynczymi scenkami, które do niczego ostatecznie nie prowadziły. „Dożywocie” może więc naprawdę dobrze sprawdzić się w takiej formie… o ile nie macie tendencji do wybuchania nagle śmiechem w trakcie czytania. Pod koniec posiadanego przeze mnie wydania wydawnictwo zamieściło „Szaławiłę” – opowiadanie traktujące o dalszych losach Lichotki. Tekst ten zdobył Zajdla za rok 2017 i choć muszę przyznać, że jest naprawdę dobry, to mimo wszystko raczej mnie zasmucił, niż bawił. Czemu? Osoby, które tę książkę czytały chyba będą w stanie mnie zrozumieć: końcówka „Dożywocia” kończy pewien etap w życiu bohaterów, a „Szaławiła” ten fakt pieczętuje. Więcej może wspominać o opowiadaniu nie będę – jest zbyt krótkie, bym mogła swobodnie o nim opowiedzieć bez spoilerów. Muszę też dodać kilka słów o okładce. Nim książka trafiła w moje ręce nie zwróciłam na nią szczególnej uwagi. Na żywo jednak prezentuje się naprawdę dobrze. Elwira Pawlikowska zapewniła książce bardzo klimatyczną i pasującą do treści oprawę, a znajdujące się wewnątrz ilustracje (także jej autorstwa) urozmaicają czytanie. „Dożywocie” to naprawdę przyjemna lektura, która doskonale sprawdzi się jako poprawiacz nastroju. Choć widziałam, że w księgarniach często ląduje w literaturze młodzieżowej sama bym jej za taką nie uznała. Faktycznie, pod tym względem Kisiel jest jak Pratchett – ma na tyle inteligentny żart, że zarówno ci młodsi, jak i starsi czytelnicy znajdą w niej coś dla siebie. Wprawdzie przez brak jednolitej fabuły nie jest książką idealną, ale to w końcu debiut autorki i jak na taki, wypada naprawdę bardzo dobrze.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
02-11-2017 o godz 13:22 przez: Estrella
Konrad Romańczuk niespodziewanie otrzymuje w spadku dom od dalekiego krewnego, o którym istnieniu nie miał pojęcia. Początkujący pisarz bez wahania pakuje swoje manatki i opuszcza betonowe ściany mieszkania w mieście. To ma być jego nowy początek życia z dala od zgiełku miasta i wspomnień o Majce, bo nic tak nie wpływa na wenę twórczą, jak spokój. Jednak siła wyższa trzyma rękę na pulsie i serwuje Konradowi różnoraką gamę problemów. „Wszystko było nie tak, a nawet gorzej (...)" Wyobrażenie Romańczuka nijak miało się do rzeczywistości. Mężczyzna zamiast domu na miarę samego Hemingwaya otrzymuje upiorny dwustuletni dom, usytuowany z dala od cywilizacji w stylu gotyckim z rodem z kiepskich filmów grozy… i to w dodatku z lokatorami. I to nie byle jakimi! - Licho- Anioł stróż w bamboszkach, z alergią i manią czystości. - Szczęsny- 200 letni duch nieszczęśliwie zakochanego pisarza z depresją i zamiłowaniem do haftu krzyżykowego. - Krakers- pradawny stwór o ośmiu mackach – szef kuchni, który piecze pyszne ciasteczka, a i poranną kawę przygotuje. - Utopce- wodne stwory przebywające w łazience, oczywiście nie w tej co trzeba. - Zmora- kotka z charakterem i ostrymi pazurkami. Konrad zupełnie nie spodziewał się takiego obrotu wydarzeń. Jak poradzi sobie w nowej sytuacji? Z nowymi i nie całkiem normalnymi lokatorami? Czy pisarz ukończy swoje Dzieło Życie, które samo się nie napisze i pozostanie w Lichotce, czy też przy pierwszej lepszej okazji uciekanie do miasta? Przecież to miał być jego nowy etap w życiu. „Dożywocie” było pierwszą książką autorstwa Marty Kisiel, po którą miała przyjemność sięgnąć i tuż po przeczytaniu zastanawiałam się dlaczego wcześniej nie miałam pojęcia o jej istnieniu!? Pierwsze wydanie „Dożywocia” pojawiło się w 2010 roku. W 2015 roku ponownie zawitało na półki księgarń z nową okładką i pod szyldem Wydawnictwa Uroboros. W październiku po raz kolejny wydawnictwo wypuściło ową książkę, dodając do niej premierowe opowiadanie „Szaławiła”. Nie miałam pojęcia czego mam spodziewać się po twórczości Marty Kisiel. Książka była dla mnie owiana tajemnicą i dzięki tej niewiedzy otrzymałam niebanalną i przezabawną historię. Autorka wykreowała przesympatyczne i barwne postaci, których nie da się nie lubić. Licho jest słodkim Aniołem, a Szczęsny potrafi zajść za skórę i to nie raz, jak na nieszczęśliwie zakochanego, romantycznego poetę przystało! Konrad z przyjemnością pozbyłby się go z domu i to jak najszybciej. Postać Widma wielokrotnie doprowadzała mnie do łez. Książka to świetne, zabawne dialogi i nietuzinkowe postaci, których na pewno nie spotkasz w żadnej innej książce. Fabuła nie jest jakoś niezwykle pasjonująca, nie ma w niej dramatycznych zwrotów akcji i wydarzeń wywołujących drżenie na całym ciele, jednak jest dość płynna i ciekawa, a dobrze napisane dialogi i opisy sprawiają, że książkę można pochłonąć w kilka godzin. Z ciekawością śledziłam perypetie Konrada i jego dożywotników. Zastanawiałam się, jak ogromne okażą się pokłady cierpliwości Konrada do jego towarzyszy, a szczególnie Szczęsnego. Bez wątpienia Konrad Romańczuk, Licho, Szczęsny, Krakers, Zmora, Utopce i różowy królik to wesoła ekipa, którą koniecznie musisz poznać. Zagwarantują ci godziny śmiechu i wylanych przy tym łez. Jeśli masz ochotę sięgnąć po przyjemną i lekką książkę, napisaną z przymrużeniem oka i nie nastawiając się przy tym na fenomenalną pod każdym względem fabułę to „Dożywocie” jest dla ciebie! Ja na pewno sięgnę po inne książki autorki oraz kontynuację pt. „Siła niższa”. https://mowmikate.blogspot.com/2017/11/marta-kisiel-dozywocie.html
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
4/5
17-02-2019 o godz 22:45 przez: Anonim
"-Co pan mi tu wygaduje? - Konrad zaczynał tracić cierpliwość. Wyszarpnął komórkę z kieszeni spodni. - Skoro nie ma instalacji, to jak niby naładowałem telefon? -Pewnie prądem, inaczej się chyba nie da, co nie? Ale widzę, że pan sobie nie podzwonisz z tego maleństwa. Licho! Chodź no tu, złap panu zasięg! Z nożem do masła w dłoni Licho przytruchtało na werandę. Wzięło komórkę od Konrada, kichnęło i zaraz ją oddało. Zerknął na wyświetlacz. Pełny zasięg. (...)" (Na wstępie zaznaczę, że organizuję #booktour z tą książką, więc jeśli moja opinia Was zaciekawi na tyle, że będziecie chcieli zapoznać się z twórczością autorki - dajcie znać. :)) Wyobraźcie sobie, taką sytuację. Siedzicie sobie w domku, pijecie kawkę i nagle... ni z tego, ni z owego otrzymujecie wiadomość - właśnie otrzymałeś spadek od dalekiego krewnego, którego imię i nazwisko kompletnie nic Ci nie mówi. Facet przepisał na Ciebie dom na odludziu wraz z "dożywotnikami", cokolwiek to znaczy. Dziwna sytuacja, ale wchodzisz w to, bo w zasadzie nic nie tracisz. Docierasz na miejsce,a tam... gotycki dom z wieżyczką! A wewnątrz... anioł mający alergię na pierze (czyt. na własne skrzydła) oraz na bałagan, widmo panicza Szczęsnego - poety romantycznego, gdzie depresja to jego drugie imię, utopce - te stworzonka znajdziesz chyba w każdej łazience, Krakers - potworek z nieskończoną ilością macek, który gotuje fenomenalnie... Zapewniam, nie wymieniłam wszystkich lokatorów Twojego nowego miejsca zamieszkania. Konrad Romańczuk (bo tak się nazywa słynny spadkobierca) jest pisarzem tworzącym swoje Dzieło Życia. Taki domek na odludziu wydaje się być dla niego miejscem idealnym. Cisza, spokój, tylko pisać. Zważywszy na lokatorów - nic bardziej mylnego :). Zapewniam, będzie ciekawie :). Fragment "Dożywocia" miałam okazję przeczytać w zbiorze opowiadań Marty Kisiel "Pierwsze słowo". Co się stało? Zaiskrzyło od razu! Wystarczyło kilka zdań, a ja... płakałam ze śmiechu. Byłam pewna, że chcę poznać pełną wersję przygód mieszkańców Lichotki. Nie jestem w stanie Wam porównać tej książki do innych powieści. Myślę, że jeszcze nikt nie wymyślił czegoś podobnego. "Dożywocie" to genialny naturalny antydepresant, serio! Masz doła? Czytaj, śmiało! Nie masz? Też dobrze, bo i tak będziesz co jakiś czas wybuchać niekontrolowanym śmiechem. Bohaterowie są świetnie wykreowani, każdy z nich jest wyjątkowy, wyrazisty, dający się lubić. Sama historia jest naprawdę niezwykła, napisana pięknym, lekkim językiem. Spotkałam się ze stwierdzeniem, że Marta Kisiel jest mistrzynią słowa. Nie sposób jest się z tym nie zgodzić. Chylę czoła przed autorką. Za język, za oryginalność. Cykl "Dożywocie" to kawał naprawdę dobrej, niespotykanej fantastyki. "Siła niższa" (2 tom) oraz "Szaławiła" (tom 2,5 - którą to historię znajdziecie w egzemplarzu książki ze zdjęcia jako dodatek) już za mną. Z niecierpliwością czekam na tom trzeci, który ukaże się już w marcu! Także, no... Alleluja i do przodu! :) "- Na akwarycznych bogów, niechże pan ciszej przeżuwa... Ja cierpię... - Cierp, bratku, cierp za miliony - zarechotał. - Będziesz miał o czym wierszem pitolić przez następny miesiąc. - Jam niewinien... - Winien jak cholera. Urżnąłeś mi anioła, rozczochrańcu."
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
2/5
27-08-2018 o godz 20:32 przez: Carmen
Nastał wreszcie dzień, kiedy spotkałam się z twórczością Marty Kisiel. Sięgałam po „Dożywocie” z nadzieją na mega lekturę, ale coś poszło nie tak. Co dokładnie? Za bardzo zafiksowałam się na przedstawionych na okładce bohaterów, przez co moje oczekiwania były baaaardzo wysokie. Wręcz za bardzo. Ale dość tych wstępów! Konrad Romańczuk to 33-letni mężczyzna, który dostaje w spadku wiekowy dom… ale nie tylko! Konrad szybko się przekonuje, iż jego nowy domek zamieszkują szalenie osobliwi mieszkańcy. Kto na przykład? Anioł, który uwielbia sprzątanie i ma alergię na własne pióra, czy dusza młodego poety, która nie daje nikomu spokoju i sama też nie potrafi go zaznać. Brzmi ciekawie? A zapewniam, że pozostali lokatorzy są jeszcze ciekawsi! Pierwszy tom cyklu „Dożywocie” zamieszał mi w głowie, niczym czarownica w małym kotle. Z jednej strony przypadło mi do gustu miejsce akcji, czyli nie pierwszej świeżości dom, umiejscowiony z dala od ciekawskich spojrzeń. Takie klimatyczne miejsce, gdzie chętnie udaliby się łowcy duchów – jeśli tego nie zrobiliście, koniecznie rzućcie okiem na okładkę książki! Z drugiej strony, opis lokatorów, którym podzieliła się autorka, sprawił, iż moja wyobraźnia stworzyła sobie pewną całość, w której działo się naprawdę dużo. I teraz tak… Otworzyłam książkę, zaczęłam czytać i... czar prysł. Największym rozczarowaniem okazało się zderzenie mojego wyobrażenia z wizją autorki. W mojej głowie było mrocznie, ale jednocześnie lekko. W głowie autorki było natomiast na siłę lekko i bardzo dziecinnie. Nie potrafiłam się przekonać do treści i właściwie do tej pory nie potrafię. Sam pomysł podoba mi się bardzo i gratuluję autorce fantazji. Połączenie starego domu z nietypowymi lokatorami, w których nikt nie wierzy, jest pomysłem świeżym i naprawdę ciekawym. Niestety samo wykonanie kompletnie mnie nie przekonało. Zwłaszcza humor, który był często i gęsto, ale dla mnie był to humor suchy i trochę na siłę. Przepraszam, ale nie przekonał mnie. Brakowało mi również jakiegoś wątku, który wyraźnie odcinałby się na tle całej reszty. Mogłoby to być cokolwiek. Naprawdę. Bo nic nie nudzi bardziej, jak czytanie o codzienności. A jak dodać do tego lekkość, która jest taka na siłę, to już w ogóle. „Dożywocie” to dla mnie dobrze rokująca fantastyka opisana w dziecinny sposób. Z pewnością wiele osób się ze mną nie zgodzi, ale tak to właśnie widzę. Jednak na plus zaliczyć można ilustracje, które są bardzo klimatyczne. Szkoda tylko, że jest ich tak mało, bo zaledwie kilka. Nie mam dobrego zdania o „Dożywociu” i jest mi z tego powodu bardzo źle. Czaiłam się na niego bardzo długo, okładka i opis obiecywały mi mnóstwo dobrej zabawy, a tymczasem wspominam jedynie ciągłe sprawdzanie, ile jeszcze stron do końca. Ale postanowiłam się nie poddawać i sięgnę po drugi tom, czyli „Siłę niższą”. Czy będzie lepiej? Wierzę, że tak. Choćby z uwagi na zakończenie „Dożywocia”, które nieco mnie zaintrygowało. I z uwagi na niektórych bohaterów, których polubiłam po naprawdę długim czasie.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
06-09-2020 o godz 10:54 przez: CzytanieNaszymZyciem
Seria "Dożywocie" zyskała sobie ogromną popularność zarówno wśród dzieci, jak i dorosłych. Zainteresowała również mnie, więc w końcu postanowiłam po nią sięgnąć. Czy było warto? Fabuła pierwszego tomu opiera się na tym, że główny bohater - Konrad Romańczuk - dziedziczy dom. Okazuje się jednak, że mowa tu nie o zwykłym domku rodzinnym, a o gotyckiej willi. Żeby tego było mało, willa ma już swoich, bardzo specyficznych, mieszkańców... Żeby przybliżyć Wam nieco ich sylwetki oraz styl, w jakim utrzymane zostało "Dożywocie", wklejam tutaj opis z okładki: Siła wyższa bez wątpienia jest kobietą, Pech bez wątpienia mężczyzną, a Licho... licho je tam wie. Poza tym płeć uczulonego na własne pierze anioła stróża z manią czystości to dla Konrada Romańczuka (głównej osoby tego dramatu) bynajmniej nie największy problem. Z połączonych mocy nadprzyrodzonego trio powstaje bowiem fatum z prawdziwego zdarzenia: klątwa ciekawych czasów. Będzie ona odtąd sprawowała dożywotni nadzór nad każdym krokiem Konrada, świeżo upieczonego spadkobiercy Lichotki, wiekowego domu z upiorną, gotycką wieżyczką rodem z kiepskich filmów grozy, oraz całym dobrodziejstwem inwentarza: nieszczęsną duszą panicza Szczęsnego, seryjnego samobójcy, poety, mistrza całorocznej depresji i haftu krzyżykowego - sztuk 1. Mackami szefa kuchni o chrupiącym imieniu, przybyłego wprost z głębin odwiecznego ZUA - sztuk minimum 8. Utopcami zawsze nie w tej łazience co trzeba - sztuk 4. Najprawdziwszą Zmorą w postaci charakternej kotki - sztuk 1 plus 4 kły i 18 pazurów w pakiecie. Wrednym różowym królikiem, niepozornym omenem straszliwej zagłady - zbiór nieprzeliczalny. Tylko właściwie kto tu kogo dostał w spadku: Konrad dożywotników czy dożywotnicy Konrada? Musicie przyznać - brzmi cudownie! Już nie dziwię się wszystkim zachwytom nad tą serią. "Dożywocie" to książka lekka, niewymagająca, zabawna, ciepła i z humorem. Myślę, że to idealna lektura na odstresowanie się, na relaks z kubkiem dobrej herbaty w dłoni. Pomysł na fabułę był dość banalny i jednocześnie ciekawy. W końcu nikt nie wie, kto (lub co) mieszka w gotyckim zamku. Sama sceneria budzi wiele skojarzeń i jest idealnym punktem wyjścia do wykreowania mnóstwa ciekawych postaci oraz uwikłania je w sieć intryg. "Dożywocie" to również przykład książki łączącej pokolenia. Jestem przekonana, że bawić się przy niej mogą dosłownie wszyscy! Oczywiście, wspomnieć należy o tym, że każdy z nas ma inne poczucie humoru i na pewno znajdą się tacy, którym styl Marty Kisiel po prostu nie będzie odpowiadał. Trudno tutaj konkretnie zdefiniować, dla jakich czytelników ta książka będzie odpowiednia. Myślę, że warto spróbować i przekonać się na własnej skórze. Do mnie ten typ humoru zdecydowanie trafił, dlatego książkę serdecznie polecam! Jeśli czytaliście "Dożywocie", dajcie znać, czy Wy też jesteście #teamLicho! :)
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
01-04-2018 o godz 19:30 przez: Laurie
http://zniewolone-trescia.blogspot.com To nie jest skomplikowana książka, choć trudno mi powiedzieć, żeby była przewidywalna. Ot opowiastka o przygodach nowego pana domu i jego wesołej hałastry. Powiedziałabym więcej, wygląda to trochę jak zbiór opowiadań z jednego uniwersum. I jest to zaleta „Dożywocia”. Jest lekko, nieco absurdalnie, zabawnie, choć nie brakuje też chwil dramatyzmu – pomińmy chwilowo dramatyzm panicza – kiedy na horyzoncie pojawiają się „moralizatorzy” z pobliskiej miejscowości czy agentka pisarza z piekła rodem. Do tego czyta się szybko, więc jest to idealna pozycja na wolne popołudnie z kubkiem herbaty i kocykiem. Największą zaletą są tu bohaterowie, którzy w większości są całkiem sympatyczni. Konrad, typowy mieszczuch, pisarz początkowo wydawał się nijaki, ale z czasem, gdy zaczął czuć, że Lichotka należy do niego, stawał się postacią, którą polubiłam. Licho, anioł stróż z umiłowaniem do porządku i dość dziecinnym postrzeganiem świata zyskał moją sympatię swoją niewinnością. Naprawdę, kiedy Konrad niemal go oddał „obrońcom moralności”, byłam gotowa głównego bohatera ukamieniować. Tak się nie robi. Nawet Szczęsny mnie nie irytował, choć aż się prosiło, żebym nie obdarzyła go sympatią. Jednak jego wariackie pomysły doprowadzały mnie do ataku śmiechu i wzbudzało współczucie wobec Konrada, który musiał znosić odchyły wielce nieszczęśliwego panicza. Także Kusy, który doglądał domu i był taką złotą rączką, zyskał moją przychylność. W ogóle Marta Kisiel stworzyła uniwersum pełne sympatycznych postaci, wśród których ledwo dwie nie przypadły mi do gustu swoim zapamiętaniem wobec źle pojmowanych zasad. Nowe wydanie zawiera również opowiadanie „Szaławiła”, w którym poznajemy Odę Kręciszewską szukającą swojego miejsca na ziemi. Z zawodu lekarka wiele lat spędziła poza granicami kraju na różnych misjach i pomagała ludziom. Teraz zaś wróciła i kupuje działkę w środku lasu, na której buduje sobie niewielki domek. Szybko pojawia się w nim kaleki pies, Kuleczka, a także czort o pachnącym imieniu Bazyl. „Szaławiła” idealnie wpasowuje się w uniwersum „Dożywocia”. Tu również pojawiają się sympatyczne postacie, przyjemnie się je czyta. Jedyną różnicą jest warsztat autorki – widać różnice w stylu, co uważam za plus całości. „Dożywocie” to sympatyczna opowieść pełna absurdu i sympatycznych postaci, z którymi czytelnik łatwo się zżyje. Cieszy też, że Marta Kisiel nie zapomina o tym uniwersum i wraca do niego, czego owocem jest „Szaławiła”. Nie pozostaje mi nic innego, jak zaopatrzyć się w „Siłę niższą” i polecić Wam spotkanie z Konradem i jego wesołymi dożywotnikami.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
31-10-2017 o godz 15:18 przez: werka777
Już ze samego streszczenia wynika, że czytelnik będzie miał do czynienia z przygodą lekko dziwaczną. Nie jest inaczej, kiedy przekracza się progi powieści. Ażeby móc w pełni cieszyć się jej światem, trzeba do niej oczywiście podejść z przymrużeniem oka. Od początku wiadomo, że autorka nie postawiła na wiarygodność, a wszechobecny humor. Trudno mówić o realnym wydźwięku charakteru bohaterów, którzy nie dość, że wyjęci ze strasznych historyjek, to jeszcze skarykaturowani i zniekształceni. Któż to widział takie zbiorowisko paranormalnych zjawisk w jednym miejscu i to w dodatku sprzątających, obdarowujących prezentami czy potrzebujących bliskości! Ta gromada dziwactw na pewno nie wystraszy, ale za to rozśmieszy. Tłem wydarzeń okazuje się stary dom z gotycką wieżą, który główny bohater otrzymuje w spadku. Mroczna sceneria, przypominająca krajobraz wyjęty rodem z filmu grozy, nadaje książce klimatu i okazuje się niezbędnym dopełnieniem parodii, która w efekcie tworzy sympatyczny obraz zakręconej ekipy upiorów. Na bazie horroru, Marta Kisiel zbudowała więc komedię, niestandardową oraz wymagającą… cierpliwości. Dlaczego? Długo miałam problem z tym, by wejść w rzeczywistość fundowaną w książce. I nie mam na myśli groteskowych bohaterów, którzy swoją drogą ostatecznie całkiem mnie zachwycili. Szkopuł tkwi w języku, specyficznym, momentami stylizowanym na stare czasy, ze spersonalizowanym stylem wypowiedzi dotyczącym każdej dziwacznej postaci. Napotykając opór treści, nie potrafiłam zrozumieć ani humoru, ani sensu zagłębiania się w dalszą treść. Wiedziałam jednak, że wysokie noty tej książki na portalach literackich nie biorą się z nikąd. Brnęłam w to dalej i nie pożałowałam, bo „Dożywocie” to naprawdę zabawna, zakręcona, nieprzewidywalna i wciągająca lektura. A przywykając do stylu, w jakim została opowiedziana, pozostaje już czysta esencja szalonej wyobraźni, cisnącej na usta szczery uśmiech. To nie jest książka dla wszystkich. Nietypowo śmieszna, niestraszna, ale w tym swoim nienaturalnym wydźwięku całkiem przekonująca. Przypominam o trudnych początkach, przez które warto przejść, by spędzić ekscentryczną przygodę u boku uczulonego na pierze Anioła czy seryjnego samobójcy Szczęsnego. Ja dałam się w to wciągnąć i przez pewien czas myśląc, że to zupełnie nie moja bajka, teraz, ukończywszy już całość, nie żałuję.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
15-01-2018 o godz 09:04 przez: Kamila Kaczmarska
O autorce (przepraszam, ałtorce) dowiedziałam się przypadkowo i pierwsze, co rzuciło mi się w oczy na jej profilu, to to, z jakim dystansem pisze, a jej wypowiedzi często podszyte są humorem. Dawno nie czytałam typowo zabawnej książki, więc byłam ciekawa, jak wypadnie Dożywocie. I wypadło bardzo dobrze. Konrad Romańczuk ni stąd, ni zowąd dowiaduje się, że ktoś z jego dawnych krewnych przepisał mu dom na odludziu. Konrad jest pisarzem i mogłoby się wydawać, że cisza i spokój byłyby świetnymi warunkami dla weny, więc pakuje się w swoje Tico i ucieka od zgiełku miasta. Nie spodziewał się jednak, że innymi mieszkańcami Lichotki (bo tak nazywa się dom) będą; anioł Licho uczulony na własne pierze, dwustuletnie widmo panicza Szczęsnego, pradawny stwór z ciemności z umiłowaniem do gastronomii o imieniu Krakers i trójka utopców. Do ciszy i spokoju daleko, miesiąc bez wizyty w szpitalu to nie miesiąc, Szczęsny doprowadza Konrada do rwania włosów z głowy, trzeba stróżować nad aniołem stróżem, ale w tym całym rozgardiaszu Romańczuk uświadomi sobie jedno: czym jest rodzina. Styl pisania autorki jest satyryczny, przesadzony wręcz, co wcale nie jest minusem. Wszystkie postacie tam są karykaturalnymi wzorcami osób, które znamy, i z których często się naśmiewamy. Nie spotkałam się jeszcze z takim stylem, jest on po prostu charakterystyczny, inny, gdzie nie trzeba się wysilać, żeby się uśmiechnąć podczas czytania. Cała historia podzielona jest na krótkie części, które jednocześnie są ze sobą powiązane, a też każda rozpoczyna inny wątek, po prostu pięć długich rozdziałów. Ta książka po prostu jest barwna, pełna jaskrawych kolorów, nie prosta i nie nudna. Myślę, że spodobałaby się osobom w każdym wieku. Jedyne, co mnie trochę nużyło, to miejscami przydługie opisy. Wciąż w tym samym zabawnym klimacie, ale można by było zrobić je krótsze – przyłapałam się w pewnym momencie na tym, że te dłuższe omijam. Akcja, co prawda, nie jest wartka i szybka, więc długie opisy zwyczajnie zaczynały nudzić. Mimo to nie ukrywam, że historia jest niesamowicie przyjemna, a postacie super wykreowane, więc nawet taki minus mi nie przeszkadzał. Czytanie leci szybko i idzie się wciągnąć, wystarczy mieć na to czas. Nie mam co narzekać na tę książkę, bo bardzo mi się spodobała, na pewno odznacza się na tle innych, które dotychczas przeczytałam.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
03-09-2018 o godz 19:53 przez: Inthefuturelondon
Powiem Wam, że zanim jeszcze sięgnęłam po tę książkę, byłam w stu procentach przekonana, że jest to komedia kryminalna. Pojęcia bladego nie mam dlaczego to mi tak utkwiło w głowie. Kiedy już zaczęłam czytać, zdałam sobie sprawę, w jak ogromnym błędzie byłam. Choć Konrad na początku niekoniecznie przypadł mi do gustu, to po dłuższej lekturze w końcu się do niego przekonałam. Zapytacie czemu tak go nie lubiłam? A no dlatego, że ledwie zobaczył Lichotkę (tak nazywał się jego nowy dom), już zaczął narzekać. Jak typowy mieszczuch: że za cicho, że za daleko od ludzi, że to, że tamto. Wytrzymać się nie dało! Sympatią też nie obdarzył swoich lichotkowych lokatorów, choć ja polubiłam ich od razu. Aniołek Licho od razu podbił moje serce, bo jest to po prostu przeuroczy bohater. Przeuroczy i zabawny w swojej takiej infantylności. Dożywocie to moje pierwsze spotkanie z twórczością Marty Kisiel. Na początku nie odnalazłam tego humoru, o którym tak wielu wielbicieli książek tej autorki mówi. Muszę jednak przyznać, że z czasem zaczęło robić się coraz zabawniej. Aniołek, który przefarbował swojego króliczka na różowo? No błagam Was! Przecież to było naprawdę śmieszne. I nie piszę tego używając sarkazmu. ;) Spodobał mi się styl autorki. Marta Kisiel pisze lekko i choć akurat w tej książce pojawiało się takie wyszukane słownictwo, to nie miałam z tym żadnego problemu. Książkę czytało się naprawdę przyjemnie i szybko. Humor odnalazłam i nie minęło dużo czasu, kiedy zaczęłam płakać ze śmiechu. Wspomnę teraz coś o samym wydaniu książki. Okładka jest dość... straszna i trochę mi nie pasuje do tej historii, ale! Z drugiej strony, nie wyobrażam sobie jak miałaby wyglądać inna okładka. Ciekawym elementem jest pojawienie się rysunków w środku książki. Przeważnie był jeden rysunek na jeden rozdział. Raz mieliśmy ilustrację Aniołka, raz Konrada, a raz nawet pojawił się rysunek przedstawiający panicza Szczęsnego. Muszę przyznać, że jeśli ktoś nie potrafił sobie wyobrazić tych postaci, to te rysunku sprawdzały się idealnie. Książka ta jest bardzo przyjemnym czytadłem, a już idealnie sprawdzi się na długie jesienne wieczory. Myślę, że klimat powieści genialnie wpasuje się w panującą wtedy aurę. Ja z pierwszego spotkania z panią Kisiel jestem bardzo zadowolona i z ogromną chęcią sięgnę po kolejne Jej książki.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
11-09-2019 o godz 14:12 przez: alexx
„Słuchaj, cholero, moja cierpliwość to nie Schengen, ma swoje granice”, czyli niezwykle zabawna historia z elementami fantastyki. Dożywocie to moje pierwsze spotkanie z Martą Kisiel i już mogę powiedzieć, że polubiłam autorkę. Dożywocie rozpoczyna serię o tym samym tytule. Pewnego dnia Konrad Romańczuk dziedziczy dom. Świetnie się składa, bo pomoże mu to ułożyć sobie życie i uniknąć niewygodnego związku. Z chęcią przyjmuje spadek, a dopiero później sprawdza, co dokładnie odziedziczył. A otrzymał gotycką willę – tyle że w pakiecie z grupą bardzo charakterystycznych bohaterów. Co więcej, w tomie znalazło się najnowsze opowiadanie Marty Kisiel Szaławiła. Dowiedz się, co działo się z Lichotką pomiędzy Dożywociem a Siłą niższą! Od pierwszych stron podobał mi się sposób narracji. Pełno w niej humoru i sarkazmu. Ostatnio tak uśmiałam się przy Zbrodni po irlandzku Aleksandry Rumin. Autorka stworzyła galerię barwnych i niecodziennych postaci. Przed państwem Anioł Stróż, który ma na imię Licho i posiada manię sprzątania, a do tego może Ci zapewnić zasięg w telefonie i super szybki Internet na zawołanie. Anioł ma alegorię (o ironio!) na pierze. Następny bohater nazywa się Krakers i jest dwustuletnim widmem, który w przeszłości popełnił samobójstwo, teraz niczym Marta Gessler serwuje wyśmienite posiłki. To nie koniec. Mamy jeszcze poetę Szczęsnego, który ułoży Wam piękne wiersze. A na przyszłość lepiej nie zaglądajcie do łazienki, gdzie możecie natknąć się na cztery utopce. Nie zapominajmy także o Zmorze, kotce, która potrafi pokazać pazurki. Dożywocie to lekka i przyjemna lektura, podczas której uśmiech nie schodzi z twarzy. Bohaterowie są pokręceni (ale w dobrym znaczeniu tego słowa) i nietuzinkowi. Ironia goni ironię na zmianę z absurdem. Jestem oczarowana językiem i obecnym dowcipem. Autorce wyszło to niesamowicie i jestem pod wielkim wrażeniem, a bohaterowie skradli moją sympatię. Książka idealna na relaks. Dla mnie była przyjemną odskocznią od kryminałów i thrillerów, które czytam na co dzień. Bawiłam się wybornie! Autorka rozbudziła we mnie tak wielką ciekawość, że na pewno sięgnę po kolejne tomy. Alleluja! Apsik!
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
05-03-2020 o godz 14:23 przez: Aleksandra Stasieńko
„Dożywocie” jest pierwszym tomem cyklu o tej samej nazwie, opisującym fragment życia Konrada, gdy dostaje on w spadku chatkę w lesie, na totalnym odludziu wraz z nietypowymi mieszkańcami. Całe dotychczasowe życie pisarza wywraca się do góry nogami, gdy decyduje się zamieszkać w domku o wdzięcznej nazwie Lichotka. Owi nietypowi lokatorzy to między innymi najbardziej uroczy i niewinny aniołek – Licho, którego wielką pasją jest sprzątanie i czyszczenie wszystkiego dookoła, Krakers – potwór z innego wymiaru zajmujący się kuchnią i gotowaniem, Szczęsny – widmo nieszczęśliwie zakochanego poety, który Konradowi mocno działa na nerwy oraz inne stworzenia takie jak utopce, kotka czy króliczek. Cała ekipa ma wiele przygód i zwariowanych sytuacji, a w książce zostało opisane życie Konrada po przeprowadzce i adaptacji do nowego miejsca, stworzeń i sytuacji. Marta Kisiel jak zwykle opisuje wszystko w naprawdę zabawny i barwny sposób, z niezwykłą trafnością podkreśla pewne cechy i stereotypy, które dotyczą każdego z nas. Książka niesie przesłanie, by nie odrzucać inności, że nieznane nie zawsze oznacza złe, jak silne więzi potrafi mieć przyjaźń i do jak wielkich poświęceń jesteśmy skorzy wobec naszych bliskich. Akcja „Dożywocia” nie jest może tak wartka jak akcja trzeciego tomu – „Oczy uroczne”, jednak fabuła opisująca różne przygody bohaterów pozwala dobrze ich poznać, polubić i się do nich zbliżyć. To właśnie postacie są najsilniejszym elementem tej powieści, zostają w pamięci czytelnika na naprawdę długo i wspominane są z wielkim sentymentem. Kolejny mocny punkt to humor, gdyż nie można podczas czytania tej książki nie uśmiechnąć się choć parę razy. Sarkastyczny i momentami wredny Konrad, niewinne Licho, irytujący niespełniony poeta sprzed 200 lat i cała reszta stanowią mieszankę wybuchową, a w Lichotce dosłownie wszystko może się zdarzyć. Jeśli jeszcze nie poznaliście książek tej autorki ani bohaterów Dożywocia to myślę, że warto to zmienić. Fani humoru i absurdalnych sytuacji powinni być zachwyceni.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
25-01-2018 o godz 15:27 przez: zaczytanapatka
Konrad Romańczuk to ponad trzydziestoletni pisarz, który otrzymał w spadku dom "Lichotkę". Mężczyzna właśnie rozstał się ze swoją niedoszłą narzeczoną i pragnie w spokoju tworzyć Dzieło Życia. Wraz z Lichotką dostaje on uciążliwy dodatek w postaci istot nadprzyrodzonych. W domu mieszka Licho, anioł stróż, Krakers, pradawny stwór z głębi odwiecznego zła o niezwykłym talencie kulinarnym, widmo nieszczęśliwie zakochanego seryjnego samobójcy panicza Szczęsnego, utopce, kotka zmora i Rudolf Valentino, różowy królik. Konrad nie doczeka się spokoju i ciszy a z sympatycznymi mieszkańcami będzie miał prawdziwe urwanie głowy. Urocze Licho ma alergię na piórka i obsesję na punkcie sprzątania, Szczęsny żyje wyłącznie poezją a mały różowy królik wciąż czyha na życie Konrada. Niespodzianek tutaj nie brakuje, a Konrad nie raz zostanie przyprawiony o gwałtowny skok ciśnienia. Jestem bardzo pozytywnie zaskoczona tą książką. Ona jest ŚWIETNA! Fantastyczna powieść napisana z niezwykłym poczuciem humoru. Uśmiałam się do łez przez większą część książki. Tej powieści się nie czyta - ją się wprost pochłania już od pierwszych stron. Największym atutem jest właśnie humor oraz ciekawa fabuła i barwni bohaterowie. Ta książka niewątpliwie poprawia nastrój. Marta Kisiel wypełniła swoją powieść dobrym humorem aż po brzegi. Każdy bohater wprowadza w całość historii niezwykły czar i urok. każdy z nich ma specyficzny charakterek i w życie biednego Konrada wnosi wiele chaosu. Mieszkać tam i nie zwariować to dopiero sukces. Właśnie takie dożywocie w spadku mi się marzy. Urocze Licho, którego nie da się nie pokochać, mistrz cukiernictwa Krakers, gotów poklepać dobrotliwie macką kiedy trzeba oraz panicz, mistrz depresji i wielki poeta. "Dożywocie" zasługuje na owacje. Wielkie brawa dla autorki. Fantastyczna książka. Idealna lektura na poprawę humoru. Polecam, polecam, polecam!
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
17-12-2020 o godz 14:00 przez: Sylwia
"Dożywocie" to pierwsza książka Marty Kisiel, którą czytałam i przyznam, że przepadłam. Pierwsze skojarzenie z książką to ogromne poczucie humory i niezwykli bohaterowie. Sama chętnie bym w Lichotce zamieszkała, albo chociaż zabrała Licho, (Nie)Szczęsnego oraz Krakena do siebie. Fabuła kręci się wokół Lichotki, domu na odludziu, który w spadku otrzymuje znany pisarz Konrad Romańczuk. Nie byłoby w tym niczego nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że spadek obejmuje również osobliwych lokatorów; uczulonego na pióra aniołka w bamboszkach Licho, rządzącego kuchnią ośmiornicę Krakena, podwójnie martwego poetę upiora Szczęsnego oraz kilka sztuk kochających kąpiele utopców. Czy z taką ekipą można się nudzić? Nie można, chyba że jest się pisarzem i potrzebuje się ciszy i skupienia do pracy... Już dawno tak dobrze się nie bawiłam, wsiąkając w powieść doszczętnie. Autorka nie przesadziła w żadną stronę, a groteska, absurd i komedia łączą się u niej bardzo zgrabnie. Każda postać ma swoje miejsce, każda jest bardzo dobrze opisana (poza dziewczyną głównego bohatera, o której dużo mówi, ale nie mamy szans jej poznać "na żywo"), każda ma swoje specyficzne cechy, czyniąc ją ciekawą i jedyną w swoim rodzaju. Ciężko nie polubić tych lokatorów z przymusu. Cała fabuła skupia się na Lichotce i jej mieszkańcach, którzy z entuzjazmem witają nowego opiekuna. Konrad początkowo traktuje ich jak zło konieczne, ale kiedy wydarza się nieszczęście, pisarz uświadamia sobie, jak wiele dla niego znaczą. Jednak zanim to nastąpi Romańczuk wplącze się w eko-aferę, przeżyje nalot krwiożerczej agentki i spotka piękną, ale milczącą kobietę. Co z tego wszystkiego wyniknie? Polecam sprawdzić! Warto :)
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
15-04-2018 o godz 17:39 przez: podróżdokrainyksiążek
„Dożywocie”, to jedna z tych książek, po które się chce sięgnąć już po samym opisie z tyłu okładki. Nie mogłam się doczekać, aż ją przeczytam, gdyż naprawdę miałam przeczucie, że jest to nietuzinkowa pozycja z wielka dawka humoru, jak wiadomo nie każdemu może się on spodobać, jednak nie tylko po tę pozycję sięgnęłam, same postacie w niej to temat na odrębną rozmowę, gdyż są różnorakie, od każdej z nich możemy się czegoś innego spodziewać, a dzięki temu stary dom tętni życiem i nie jest tylko antykiem z kilkudziesięcioletnią historią, jaka się w nim wydarzyła. Do domu wprowadza się młody pisarz, który odziedziczył go po nieznajomej mu wręcz osobie z rodziny. Mogło, by się to dla niego okazać wybawienie. Gdy w ten sposób może uciec od swoich dawnych spraw, odnaleźć nowy azyl i ostoje dla siebie, by pisać swoje dzieło życia, które zapewni mu dobrobyt. Jednak wszystko się zmienia, gdy w samym progu domu powitał go anioł, niby nie istniejąca istota a stoi przed nim w dodatku chory. Jednak to nie jedyne zmartwienie Konrada, to wszystko się dopiero zaczyna. Gdy spotyka utopce, których w żaden sposób się nie może pozbyć z łazienki, kotkę, która ma tak ostre pazurki, że każdego postawi do pionu czy nawet króliczek, który nie wiadomo kiedy co spsoci, zaś wystarczy zejść do piwnicy, by niej spotkać licho z zamiłowaniem do gotowania. Co w tym domu może się nie zdarzyć?! Mieszanka tak wybuchowa, że aż warto przeczytać, a jak na złość nad młodzieńcem jeszcze czuwa agenta, która za wszelką cenę chce dopilnować, by napisał wszystko w wyznaczonym terminie.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
09-08-2019 o godz 22:37 przez: Ovieca
Wiecie jak to jest jak wasza dobra znajoma wybiera nie znaną Wam książkę do Book Touru? Ja wiem! @kasia_recenzuje po raz kolejny wciągła mnie w swoje sidła i zachęciła do spotkania z historią z pierwszej części serii „Dożywocie”. I wiecie co Wam powiem? Ta książka jest zupełną bombą! Przemknęło mi gdzieniegdzie, że początek jest trochę oporny. Wiecie jaką miałam minę jak się okazało, że już pierwsze strony powaliły mnie na kolana? Wystarczyło, że pojawił się Anioł zwany Lichem i już przepadłam w tej opowieści. Konrad dziedziczy dom. Dom, który ma nietypowych lokatorów. Anioła, który ma manię sprzątania; stwora Krakersa, który oburza się, gdy nie ma z czego gotować; utopce, które upodobały sobie urzędowanie w łazience oraz Panicza, który za życia zabił się, bo był nieszczęśliwie zakochany. Ta historia jest ciepła, urocza i porywająca do cna. Z każdą kartką chciałam wiedzieć, jakie przygody i wydarzenia czyhają na naszych bohaterów, który urzekli mnie swoją różnorodnością. Zdecydowanie moim ulubieńcem jest samo w sobie Licho, ale zdecydowanie moim faworytem był Panicz! Mogło by się rzec – „ten to ma zdrowie!”. Nie zliczoną ilość razy śmiałam się niemal do łez. Jak dla mnie zupełny hit – znowu chyba kupię tę książkę właśnie po to, by móc do niej wracać!
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
01-11-2017 o godz 23:05 przez: onlypretender
Twórczość Marty Kisiel kojarzy mi się przede wszystkim z wyrazistymi postaciami. To właśnie bohaterów pokochacie najbardziej, bo stanowią oni podstawę jej książek. Nie ważne, co się dzieje, ważne, że są. Razem ze swoim zachowaniem, wtrąceniami, osobliwościami.Pozwólcie, że przedstawię Wam kilku z nich: • Licho - anioła w bamboszkach, • Nieszczęsnego panicza Szczęsnego - romantycznego ducha, • Krakersa - zamieszkującą spiżarnię ośmiornicę o nietypowym hobby. To właśnie na grupę takich bohaterów trafia rasowy mieszczuch, pisarz Konrad Romańczuk, który otrzymuje w spadku Lichotkę razem z dożywotnikami. Po przyjeździe na miejsce zastaje budynek wyglądający zupełnie inaczej, niż się tego spodziewał... Tutaj jeszcze kilka krótszych argumentów: • Ktoś kiedyś chyba powiedział, że książka ma być rozrywką. Gwarantuję, że Dożywocieto rozrywka na najwyższym poziomie. Tylko nie czytajcie w nocy, bo możecie obudzić sąsiadów. • Obiecuję Wam coś jeszcze: po lekturze możecie się spodziewać zakwasów. W policzkach. • Niezależnie od tego, jak długi dzień macie za sobą, jak bardzo dostaliście w kość, kilka akapitów Dożywocia pozwoli Wam się zrelaksować i wywoła na Waszej twarzy uśmiech. fragment recenzji z bloga www.wyznaniaczytadloholiczki.blogspot.com
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
4/5
08-03-2019 o godz 10:39 przez: 16agniecha15
Dożywocie to powieść, która przyniosła mi masę radości. Już dawno nie czytałam książki, przy której tak dobrze się bawiłam. Humoru tutaj od groma. Co chwila chichrałam się jak głupia. ;) Pani Marta stworzyła wspaniałą historię, z ciekawą fabułą i pełną śmiesznych dialogów. A moimi ulubieńcami są zdecydowanie Konrad i nieszczęsny Szczęsny. Dzięki nim można się nieźle bawić. :D Powieść pochłonęła mnie bez reszty. Jest tak fajna, że ciężko się od niej oderwać. Do tego czyta się szybko i choć język nie jest taki prosty, to idealnie pasuje do całego zarysu książki. I sprawia, że jeszcze bardziej zyskuje ona w moich oczach. Ach to był zdecydowanie kawał dobrej literatury! To moje pierwsze spotkanie z twórczością autorki, które uważam za bardzo udane. Na półce dalsze części cyklu więc tylko się za nie zabierać. I dalej czerpać taką przyjemność i radość z ich czytania. Uważam, że styl autorki jest niepowtarzalny i inny niż wszystkie. A co za tym idzie baaaardzo intrygujący i niesamowicie ciekawy. Ogromne TAK dla tej powieści. Polecam i zachęcam, bo jestem pewna, że się nie zawiedziecie! :)
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
14-07-2019 o godz 09:35 przez: Irene
Książka przemyca wiele nawiązań do popkultury (ach ten Wywiad z wampirem), poezji romantycznej (często we fragmentach) i absurdów życia codziennego. Czytało mi się ją świetnie i z trudem się od niej odrywałam, gdy inne zajęcia wzywały. Nie wiem czy to kwestia humoru, czy stylu pisania, ale mimo ogromniej różnicy w historii, kojarzyła mi się czasem z „Szamanką od umarlaków” Martyny Raduchowskiej, która również bardzo mi się podobała. Na pewno poleciła bym ją tym, którzy szukają czegoś lekkiego i zabawnego. Sprawdzi się zarówno w te piekielne upały, do poczytania na wyjeździe jak i do przepłoszenia śmiechem jesiennych smuteczków. Myślę, że często będę do niej wracać. Cała recenzja na : https://kacikksiazkowyirene.blogspot.com/2019/06/recenzja-dozywocia-marty-kisiel.html
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
Więcej recenzji