5/5
18-12-2015 o godz 23:10 przez: KobieceRecenzje365


"Collide" Gail McHugh to nie jest zwykły romans, to nie jest zwykły erotyk. Tę historie mogłoby napisać prawdzie życie. Zapraszam na recenzję.

Emily Cooper po śmierci matki postanawia przeprowadzić się do Nowego Jorku gdzie mieszka jest chłopak - Dillon. Emily bardzo kocha Dillona i jest mu wdzięczna za pomoc, którą okazał jej oraz jej umierającej matce. Dziewczyna jednak nie zamieszkuje ze swym chłopakiem i wprowadza się do mieszkania swej przyjaciółki - Olivii, która jest dla niej jak siostra. I to chyba niestety jedyna mądra decyzja, która zostanie podjęta prze naszą bohaterkę. Pewnego dnia Emily znajduje pracę w restauracji i musi zanieść jedzenie do jednej z firm. Tym sposobem na jej drodze staje przystojny Gavin Black. Okazuje się, że Gavin jest przyjacielem jej chłopaka, wydaje się to przeszkodą nie do pokonania, ale oboje wiedzą, że to przypadkowe spotkanie to po prostu przeznaczenie. W dodatku Gavin gotów jest zrezygnować z przyjaźni, by zdobyć Emily. Nieskazitelny obraz Dillona zmienia się z dnia na dzień, ale nasza bohaterka tego nie zauważa. Do czasu...

Czy Gavin zdobędzie Emily? I czy Emily będzie potrafiła wyrwać się z toksycznego związku? Odpowiedzi na te pytania znajdziecie w powieści "Collide".

"Collide" to emocjonujący rollercoaster uczuć, a podczas czytania nie możemy się zatrzymać ani na chwilę gdyż wciągnięci zostajemy w wir fabuły tejże cudownej powieści. Autorka wykreowała postacie z życia wzięte, z problemami z którymi niestety boryka się wiele kobiet w naszym realnym świecie. Powieść ta opowiada nam losy dziewczyny, kobiety zdominowanej przez człowieka, który usilnie jej wmawia, że jest jego życiem oraz że ją kocha. Ja niestety znam ten problem dogłębnie i widzę, że również autorce nie jest on obcy. McHugh poświęciła wiele trudu, by opisać rzeczywistość, która dotyka kobiety, kobiety które nie zauważają, że dzieje się źle.

Główna bohaterka irytowała nie strasznie swoim zachowaniem, broniąc się przed prawdziwym uczuciem do Gavina, a wmawiając sobie i otoczeniu, że kocha Dillona. Czyżby strach był takim złym doradcą? Nie!!! Emily myśli, że to wszystko przejściowe, że Dillon zmieni się jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Niestety tak się nie stanie, a konsekwencje tego wszystkiego mogą przekreślić wszystko na zawsze.

Na ogromy plus zasługuje wykreowanie postaci.
Emily - zagubiona po śmierci matki, szuka ukojenia w ramionach swojego chłopaka, jest na każde jego skinienie, nie potrafi mu nigdy odmówić i wierzy że to z nim chce założyć szczęśliwą rodzinę.
Dillon - dupek jakich mało. Zapatrzony w siebie bufon, liczący się tylko ze swoim zdaniem. Robiący tylko to co przyniesie korzyść dla niego.
Gavin - Ach… słodki Gavin. Lekkoduch, bawidamek, skrzywdzony przez swoją byłą narzeczoną, który po spotkaniu Emily nie może o niej zapomnieć. Z waleczną duszą i złotym sercem.

Wspaniale opisane są również drugoplanowe postaci. Każdy z nich wnosi coś swojego do tej powieści. Szalona biseksualna Olivia, zwariowana Fallon oraz Trevor, brat Olivii oraz przyjaciel całej reszty. On chyba jest najbardziej rozsądny z całej ferajny.

Cóż więcej ja mogę napisać o tej książce? Po prostu przepadłam. Historia trójkąta miłosnego pomiędzy Emilly, Dillonem oraz Gavinem porwała mnie do końca. Nie mogłam oderwać się choć na chwilę i czytałam kiedy tylko mogłam. Strasznie kibicowałam Gavinowi no ale cóż, nie wszystko układa się zawsze po naszej myśli.

Jest to przepiękna historia miłosna, okraszona wspaniałymi scenami seksu od których rumieniec wpływa na naszą twarzy, a ciało płonie. Naprawdę na wielki ukłon zasługuje autorka za tak prawdziwy obraz fabuły tej powieści. I choć książka porusza bardzo życiowe problemy, to jest napisana w przystępny sposób z dobrymi opisami oraz dialogami, które czyta się zdecydowanie szybko.

Mnie ta powieść zafascynowała i dziękuję Wydawnictwu Akurat, że mogłam zaraz zabrać się za część drugą, bo inaczej bym chyba zwariowała.
Jeżeli lubicie gorące erotyki, ale takie, które poruszają nasze życiowe problemy, to "Collide" jest tym co powinniście wziąć do ręki i przeczytać NATYCHMIAST. Jestem przekonana, że się nie zawiedziecie i będziecie chcieli więcej. Recenzja „Pulse” - czyli drugiej części tej serii, będzie już jutro. Z całego serca polecam Wam tę lekturę.

TĘ KSIĄŻKĘ SIĘ KOCHA A ZARAZEM NIENAWIDZI!!!!

Za możliwość przeczytania książki dziękuję Wydawnictwu Akurat.

Wydawnictwo: Akurat
Data wydania: 17.06.2015
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
2/5
24-06-2015 o godz 15:49 przez: Izabela
Miłość, jak to miłość, uderza nagle, niespodziewanie i kompletnie na zabój. W życiu natomiast jest tak, że kiedy coś się wali, fala nieszczęść niczym domino, spada na nasze wątłe barki, a pomocy znikąd. W książkach zaś jest tak, że będąc w największym życiowym bagnie, dostrzegamy pomocną dłoń, którą wyciąga do nas rycerz na białym koniu. Czy dobrze więc mamić się tego typu wizjami? Zwykle tego nie robię, ale dziś zrobię wyjątek. I choć Gavin absolutnie nie jest rycerzem na białym koniu, to może być księciem z bajki.

Gavin Blake, nowojorski Chistian Gray, powiecie. Nie porównam, nie czytałam, omijam szerokim łukiem pomimo atakujących mnie zewsząd reklam, zapowiedzi, plakatów filmowych i zagryzającej wargę Any Steel. Nie zrozum mnie źle, Czytelniku, nie mam nic do literatury erotycznej. Żyjemy sobie spokojnie w dwóch różnych światach, a ja nawet po lekturze „Collide” nie poznam się na jej wspaniałości. Seks to tani temat. Po (nie)świętym Gray’u nastąpił wysyp erotyków o okładkach do złudzenia do siebie podobnych i może jest to coś nowego, może to coś wartego uwagi, może to zniesienie pewnego tabu, lecz wciąż jest to harlequin, tyle że w ładnej okładce na półce w księgarni, nie w kiosku. „Collide” zapowiadało się na taką książkę, jednak erotyk ewoluował do New Adult. Zaskakujące.

Gail McHugh przedstawia nam trzech głównych bohaterów. Emily, nieco zahukaną młodą kobietę, która po stracie matki nie za bardzo ma się gdzie podziać. W Nowym Jorku zamierza podjąć pracę nauczycielki, do której kształciła się w ostatnich latach, jednak nieco bez powodzenia. Centrum jej świata zdaje się być Dillon, facet bogaty, pomocny, kochający, jednak niemający dla niej zbyt wiele czasu, co Emily bardzo przeżywa. Kochany Dillon ma, jak się okazuje, kilka tajemnic i dziewczyna, którą wybrał, by adorowała go co dzień, nie ma zamiaru być na każde jego zawołanie. Pojawia się Gavin, patrz wyżej: książę z bajki, by uratować Emily z opresji i nieco skomplikować jej światopogląd. Nowopoznany mężczyzna zdaje się być nieco napastliwy, jednak to w jego ramionach płakać będzie Emily. Schematyczny trójkąt miłosny odsłania warty poruszenia temat przemocy, manipulacji i dominacji fizycznej oraz psychicznej mężczyzny nad kobietą. Z głupiutkiej opowiastki o problemach sercowych wyszła, zamierzona lub nie, cenna lekcja.

Nie mam pojęcia, czy Gail McHugh zrobiła to celowo, ale wyszło to w miarę dobrze. Literatura NA traktuje o problemach nieco poważniejszych niż szkolne zauroczenie, kłótnia z rodzicami czy bolesna w wieku nastoletnim plotka. Emily straciła matkę, a na jej szczęście obok był Dillon, który załatwiał sprawy związane z pogrzebem i przeprowadzką, gdy dziewczyna nie miała do tego głowy. Świetnie. Ten sam Dillon jednak okazał się draniem, który sądzi, że miłość równa jest posiadaniu. Związek to nie zniewolenie drugiej osoby. Nikt, absolutnie nikt nie powinien być zmuszany do seksu, prowadzony za partnerem na niewidzialnej smyczy (bez podtekstów) czy atakowany z powodu opacznie rozumianej zazdrości. Wszystkie nieprzyjemne sprawy łatwo wytłumaczyć w obliczu drogiej biżuterii, markowych ubrań i bogato wyposażonych apartamentów na Manhattanie. Przemoc rodzi strach.

Na nieszczęście tego wątku, jego tłem jest wielki i cudowny Nowy Jork, wille z basenami, drogie imprezy i arystokracja Piątej Alei rodem z „Gossip Girl” (serialu, którego zdzierżyć mogłam jedynie pięć odcinków, by dać sobie z nim spokój na wieki). Nie oszukujmy się, historia ta jest prosta i naiwna, a oślepiające światła Miasta, Które Nigdy Nie Śpi, jedynie to potęgują. Dillon i Gavin zakrawają na milionerów, młodzi bogowie są właścicielami wielkich firm, na nasza miłosna parka wpada na siebie na każdym rogu Nowego Jorku (co przykładem Teda Mosby’ego jest wyjątkowo trudne, sami wiemy jak długo szukał tam matki swoich dzieci).

„Collide” to powieść, którą czyta się niezwykle szybko, jest pasjonująca pomimo swojej głupoty i wciągająca na parę dobrych godzin. Nie należy jednak do tego typu książek, podczas których lektury czujemy jak nasze szare komórki obumierają, jednak także nie wnosi nic nowego. I choć trochę sceptycznie do niej podchodzę, to czytanie sprawiło mi pewną przyjemność, a Emily, Dillon i Gavin byli na tyle zajmujący, bym nie zważała na pewne irytujące drobnostki. „Collide” to powieść przyjemna, płynna i wciągająca każdego w sposób, do którego nikt się nie przyzna.

[jasubiektywnie.blogspot.com]
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
4/5
06-07-2015 o godz 21:59 przez: Rosemarie
Emily Cooper po śmierci swojej matki przeprowadza się do Nowego Jorku wraz ze swoim chłopakiem, Dillonem, aby rozpocząć nowe życie. Wszystko wydaje się układać wręcz idealnie. Do pewnego momentu. Gdy poznaje przystojnego Gavina Blake'a, niczego już nie jest pewna. Wie jednak, że ich oboje łączy jakieś magnetyzujące przyciąganie... Główna bohaterka walczy o bycie lojalną w stosunku do Dillona, ale przychodzi jej to coraz trudniej, ponieważ już nie rozpoznaje niegdyś troskliwego, a obecnie agresywnego i zaborczego mężczyznę. Emily jest rozdarta pomiędzy tym, co nakazuje jej sumienie a tym, czego pragnie jej serce...


O "Collide" ostatnio było dosyć głośno w Polsce. Spodobała mi się nie tylko piękna i niezwykle klimatyczna okładka tej książki, ale także i sam opis. Ja po prostu nigdy nie mogę darować sobie przeczytania jakiegoś dobrego i podnoszącego na duchu romansu. Na powieść Gail McHugh skusiłam się ze względu na liczne i pozytywne recenzje - stwierdziłam, że po prostu muszę się przekonać na własnej skórze, czy zostanę fanką twórczości tej autorki. I tak właśnie się stało.


Historia, którą prezentuje swoim czytelnikom Gail McHugh na pierwszy rzut oka może się wydać bardzo banalna i transparentna. W końcu motyw trójkąta w literaturze jest dosyć szeroko znany i pisarze często z niego korzystają. I choć generalnie nie przepadam za tego rodzaju kombinacjami (wydają mi się zbyt przewidywalne i mało ciekawe), to w przypadku "Collide" pokochałam stronę, w którą autorka zdecydowała się pójść. Związek Emily & Dillona jest na tyle niejednoznaczny, że tak naprawdę przez większą część lektury miałam spore wątpliwości co o nich myśleć. Oszem, Dillon to dosyć agresywna i zaborcza postać, ale co by nie powiedzieć - miał swoje dobre strony i dobre momenty, chociażby te dosyć skąpo opisane przez pisarkę. Mam tutaj namyśli, gdy chłopak pomagał swojej dziewczynie po śmierci jej matki. Ja sama na miejscu głównej bohaterki czułabym się co najmniej skołowana. Szkoda jedynie, że autorka jakby na siłę starała się przedstawić tę osobowość jako złą. Jednak wydaje mi się, skoro trójkąt będzie obowiązywał w kolejnych częściach, a z pewnością tak będzie dla urozmaicenia akcji, Dillon pokaże jeszcze swoją "inną" stronę. Co się tyczy Gavina... Polubiłam go, aczkolwiek chyba liczyłam w tej kwestii na większą sympatię. Jest on póki co zbyt troskliwy i zbyt "uroczy", żeby wzbudzał jakieś większe emocje. Okej, w prawdziwym życiu zapewne jest mężczyzną idealnym, jednak w książkach to właśnie badboye skradają największą uwagę i sławę.


Szczerze mówiąc to spodziewałam się, że w "Collide" wątek trójkąta będzie oczywiście obowiązywał, co można wywnioskować z opisu na tylnej okładce, ale myślałam, że kontynuacja już obędzie się bez niego. Najwyraźniej się myliłam, co bardzo mnie cieszy w tym przypadku, ponieważ zakończenie jest pełne suspensu. Coś czuję, że Gail McHugh w sequelu nieźle namiesza w życiu Emily...


Zdecydowanie największym mankamentem "Collide" jest główna bohaterka. Do bólu irytująca i niezdecydowana. Naprawdę z całej siły starałam się wykrzesać do niej choć iskrę sympatii, ale niestety nie udało mi się to niezwykle trudne zadanie. W pewnym momencie lektury zaczęłam się wręcz zastanawiać co widzą w niej Dillon i Gavin, oczywiście oprócz urody. Najbardziej w Emily irytowała mnie jej dziecinność i nieustannie niezdecydowanie. Sama nie wiedziała czego chce, a podobno to dorosła kobieta. Mam nadzieję, że w kontynuacji ją polubię (choć minimalnie).


"Collide" nie jest książką pozbawioną wad, największą z nich jest Emily, jednak to wcale aż tak bardzo nie przeszkadzało mi w lekturze. Nie w momencie, gdy miałam inne interesujące osobowości do podziwiania. Dillon - postać niejednoznaczna, która wyzwala w czytelniku wiele emocji, co o nim sądzić? Za kogo go mieć? Gavin, na którego zawsze można polegać i który bez wątpienia ma niesamowicie magnetyzującą relację z Emily. Kogo ostatecznie wybierze główna bohaterka? Będę musiała sięgnąć po kontynuację, "Pulse", aby się tego dowiedzieć, ponieważ Gail McHugh zaserwowała swoim czytelnikom iście poetyckie zakończenie, które zwiastuje jeszcze więcej emocji i dynamizmu w drugim tomie. Już nie mogę się doczekać tych kilku godzin przyjemnej i satysfakcjonującej lektury... Polecam, na obecną porę "Collide" jest wręcz idealnym i najlepszym wyborem!
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
3/5
25-06-2015 o godz 17:35 przez: Bookcase Monster
Książka ta rzuciła mi się w oczy na kilku blogach. Od razy przyciągnęła mnie jej okładka, bo przyznaję, że była ona dla mnie nieco tajemnicza i byłam ciekawa co w sobie kryje. Kilka dni później dostałam propozycję jej przeczytania, więc bardzo się ucieszyłam i udało mi się nawiązać taką współpracę. Przyznam, że spodziewałam się czegoś lekkiego i też niezbyt ambitnego. Na pierwszych stronach natknęłam się na wiele dialogów, które tylko utwierdzały mnie w takim przekonaniu. Poniżej zamieszczę fragment, który doskonale się do tego odwołuje. Całe szczęście, że stopniowo ulegały one zmianie.

"- Przestań. Koniec z myśleniem o Panu Wysokim, Przystojnym i Podniecającym. - Rozwiązała kucyk. - Poza tym kocham Dillona. Pan Wysoki, Przystojny i Podniecający będzie darem lodu dla jakiejś innej kobiety."
[s.22]

Im dalej w treść, tym coraz bardziej przekonywałam się do tej książki, gdyż miałam wrażenie, że robi się trochę poważniej. Nie był to też typowy erotyk, którego oczekiwałam, co tylko działa na korzyść. Z opisu może się wydawać, że mamy do czynienia z kolejnym panem Greyem, ale w rzeczywistości jest zupełnie inaczej. Gavin wykazuje się znacznie większą dojrzałością, nie ma przerośniętego ego i przede wszystkim widzi w Emily kogoś więcej, niż tylko swoją zabawkę na wieczory. Niestety takich pozytywów nie można przypisać głównej bohaterce, która swoim zachowaniem może irytować niejednego czytelnika. Em jest niesamowicie naiwna oraz podatna na manipulację i wpływy ze strony innych. Wielokrotnie jesteśmy świadkami, gdy udaje ślepą na przewinienia swojego chłopaka i jego krętactwa. Nawet gdy sprawa wydaje się być oczywista, ona nadal znajduje jakieś usprawiedliwienia i nie potrafi przejrzeć na oczy. Wydaje mi się, że jej działanie spowodowane jest tym, iż wydaje jej się, że jest ona mu coś winna. Bardzo często wybiera też drogę, która jest dla niej łatwiejsza, bezpieczniejsza, niż tę, która naprawdę ją uszczęśliwi.

Oczywiście historii tej też nie brak humoru. Niejednokrotnie przeczytamy zabawne dialogi pomiędzy bohaterami, które wywołają uśmiech na twarzy. Musimy się też liczyć z tym, że niektóre z nich są znane i wydawać się wam będą oklepane, ale nadają całości przyjemny klimat. Jednakże humor to nie wszystko, co w powieści się liczy. Mimo z początku założonej przeze mnie metki płytkiego erotyka, która szybko okazała się nieporozumieniem, zwraca się naszą uwagę na dużo ważniejsze aspekty. Przeczytamy tutaj między innymi o przemocy psychicznej, zdradzie, kłamstwie i toksycznych związkach. Zobaczymy, że życie nie zawsze usłane jest płatkami róż i nie zawsze kończy się jak w baśni. Historia ta wyzwoli w nas masę emocji, zarówno tych dobrych, jak i złych.

Ocena: 7/10

"- Jezu! - wykrztusiła.
- Nie Jezus. Gavin, Gavin Blake - odpowiada ze sztuczną powagą, wyjmując piwo z sześciopaku."
[s.81]

"- Zdaje się, że jesteś w świetnym nastroju. - Gavin uśmiechnął się do Emily. Zauważył, że ma mocno szkliste oczy.
Przechyliła głowę, żeby na niego spojrzeć.
- Szy ktosz ci kiedysz móóówił, że jestesz bardzo szmeksy?
- Szmeksy? - Najwyraźniej spodziewał się odpowiedzi, nie pytania. A już na pewno nie tego pytania. - Nie chciałaś powiedzieć seksy?
- Nieee, jest szmeksy i jest seksy. A ty, kochany, jesteś szmeksy."
[s.167]

Teraz czas na kilka słów o wydaniu książki, które według mnie jest naprawdę świetne. Książkę czyta się przyjemnie dzięki dobrze dobranemu stylowi czcionki oraz jej wielkości. Język, którym została napisana, jest lekki i przyjemny, dzięki czemu nas nie przytłacza i czyta się bardzo szybko. Okładka przyciąga wzrok i wykonana jest bardzo starannie, przez co nie ulega zniszczeniu podczas czytania. Dodatkowy ukłon w stronę czytelnika, to zamieszczony na końcu pierwszy rozdział kolejnej części, który podsyca nasz apetyt i pozostawia zniecierpliwionych w oczekiwaniu na kolejną część.

Książkę szczególnie polecam wielbicielom romansów i erotyków, a także każdemu, kto chciałby się zaznajomić z takim gatunkiem. Tak jak też wspomniałam, nie nastawiajcie się na wiele pikantnych scen, gdyż to nie jest główny wątek tej powieści. Książka ta z czasem naprawdę pobudzi wasze emocje i poruszy serca, a nawet pozostawi mały niedosyt. Teraz jedyne co nam zostaje, to czekać na jej kontynuację.

Oryginalna recenzja: http://bookcasemonster.blogspot.com
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
4/5
12-08-2015 o godz 20:29 przez: Kropka
Wcale nie miałam ochoty na tę książkę. Po wyboistej przygodzie z Niepokorną byłam trochę zdystansowana. Romansom z erotycznym podtekstem przykleiłam etykietkę. Nie najlepszą. Miło było poprawić sobie o nich zdanie.

Fabuła Collide nie należy do najoryginalniejszych - to muszę autorce zarzucić. Jest banalna i do bólu przewidywalna, ale ten banał dobrze się czyta. Jest trójkąt. Ona i ich dwóch. I jest dylemat. Duży.

Emily przeprowadza się do Nowego Jorku tuż po śmierci mamy. To był dla niej spory cios, wychowywała ją tylko ona i nawiązała się między nimi niesamowicie silna więź. Brakowało jej rad, przyzwoleń, pokierowania na właściwy tor... Emilly po stracie najbliższej osoby nie potrafiła samodzielnie sterować swoim życiem, chciała, aby matka zawsze mogła być z niej dumna, ale nie była pewna, który z wyborów jej to ułatwi. Pomagał jej Dillon - jej chłopak. Pomagał podczas choroby, przy pogrzebie i po śmierci matki, gdy Emilly musiała stanąć na własne nogi. Kochał ją, rozumiał i wspierał.
Po przeprowadzce jednak zamieszkują osobno, ich związek to dopiero kilkumiesięczna miłość i Emilly postanawia zamieszkać z przyjaciółką - Olivią. Znajduje też pracę i zupełnie przez przypadek poznaje Pana Wysokiego, Przystojnego i Podniecającego. Gavina. Już po pierwszym spotkaniu zapadają sobie w pamięć. Chociaż to mało powiedziane. Gavin oszalał na jej punkcie. Nie zmieniła tego nawet wiadomość, że Emilly to dziewczyna jego przyjaciela. Tymczasem Dillon zaczyna pokazywać swoje prawdziwe oblicze. Przestaje być księciem z bajki, podczas, gdy Gavin właśnie taki wydaje się być. Emilly staje przed trudnym wyborem.Wybrać Dillona, który kocha ją, którego znała i lubiła jej matka i który jest dla niej bezpieczną przystanią? Ale który się zmienił i Emilly nie jest pewna czy ta miłość, którą ją darzy, jest dobra... Czy może seksownego, namiętnego playboya, który jest dla niej wielką niewiadomą, ale którego bez wątpienia pokochała?

Wybór trudny, choć dla nie których oczywisty. Czytając recenzje innych osób odniosłam wrażenie, że nie czuli całego problemu Emilly, że Gavin był ideałem ze snów, a Dillon skończonym kretynem. Irytowało ich niezdecydowanie głównej bohaterki. Mnie nie. Rozumiem jej rozterkę i rozchwianie. Nie można, przecież pod wpływem sytuacji, które niebezpiecznie się ze sobą zbiegły, podejmować decyzji zaważających o całym jej życiu. Dillon mimo, że daleko mu było do ideału, mimo, że był paskudnie zaborczy, zazdrosny i jego charakter należał do, delikatnie mówiąc, trudnych, to kochał Emilly. Na swój własny, trochę spaczony sposób. Możecie na mnie krzyczeć, ale do pewnego momentu bardzo mu współczułam. W żaden sposób nie potrafię usprawiedliwić Emilly, za to co mu zrobiła. Bo to, że on był dupkiem, nie znaczy, że ona była lepsza. Skutkiem tego nie polubiłam ani Emilly, ani Dillona. Ani Gavina. Nie wiem. Jakoś śmieszyły mnie jego teksty i irytowało rozbijanie związku kumplowi. Mimo wszystko. Pokochałam za to Olivię. Za to, że za przyjaciółmi skoczyłaby w ogień, za to, że była tak cholernie zabawna i bezpośrednia. Dla Liv - dla niej musicie przeczytać tę książkę. I Trevor, brat Liv. Jego też polubiłam. Bardzo sympatyczny chłopak, opiekuńczy, który nie wpieprza się w życie przyjaciołom, ale potrafi z nimi porozmawiać, kiedy widzi, że coś dzieje się nie tak. Decyzje jednak, zawsze pozostawia im.

Ocena takich książek jest trudna. One są przyjemne, bo są trochę banalne i proste. Czyta się je szybko i łatwo, bo nie przekazują wartości nad którymi trzeba byłoby się zatrzymać. Uważam jednak, że warto raz na jakiś czas przeczytać taką książkę, o ile jest tak fajna jak Collide. Bo mimo banalności porusza trudne tematy, jest dobrze pisana, chwilami zabawna i potrafi przyprawić o szybsze bicie serca.

http://aleksandra-kropka.blogspot.com/2015/08/collide-gail-mchugh.html
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
4/5
25-08-2015 o godz 19:08 przez: tygrysica
Kolejny raz przeszukując promocje w biedronce udało mi się trafić na ciekawą książkę. Tym razem jest to Collide autorstwa Gail McHugh.

Gail McHugh mówi o sobie, że jest czekoladoholiczką, która od zawszę uwielbiała wymyślać romantyczne historie. Pewnego dnia obudziła się z przeczuciem, że musi coś napisać. Tak właśnie powstało Collide. Debiutancka powieść autorstwa pani McHugh. Na co dzień jest szczęśliwą żoną oraz matką trójki uroczych dzieci.



Collide opowiada nam losy miłosnego trójkąta. Dwóch mężczyzn i jedną kobietę. Emily dopiero, co straciła matkę w wyniku straszliwej choroby. Przetrwała całą tą sytuację tylko dzięki pomocy cudownego Dillona. Młoda kobieta zakochana po uszy postanawia przeprowadzić się wraz z ukochanym do Nowego Yorku. Tam poznaje pana wysokiego, przystojnego i podniecającego. Mężczyznę marzeń nie jednej z pań. Wysoki, ciemno włosy o oczach koloru nieba. Już na samą myśl każda z nas czuje się zauroczona. Niestety pan Wysoki, Przystojny i Podniecający okazuje się być jednym z przyjaciół Dillona. Dodatkowo wszystko komplikuje fakt, że cudowny Gavin poczuł nie tylko pożądanie do Em.

To historia, których na pierwszy rzut oka mogłoby się wydawać, że wśród romansów nie brakuje. Jednak, kiedy brniemy, czym dalej odkrywamy pewną nietypowość. Nasz uroczy Dillon wcale nie jest taki uroczy. Każdy z nas ma swoją gorszą stronę, a ta Parkera okazuje się dość mroczną.



Życie prowadzi nas w różnych kierunkach. Nie zawsze tych właściwych. W pewnym momencie budzimy się z przekonaniem, ze człowiek, którego darzymy miłością nie jest tą samą osobą, co kiedyś. Okazuje się, że wcale nie znamy ludzi, z którymi byliśmy tak blisko. W skrajnych przypadkach odkrywamy w drugim człowieku potwora. Na nieszczęście Emily trafiła właśnie na takiego człowieka.

W tym momencie powinniśmy postawić sobie pytanie. Czy wdzięczność może zawładnąć nami tak bardzo, że postanawiamy związać się z potworem? Albo może, jak to się dzieje, że niektórzy potrafią tak bardzo nas omotać? Właśnie te dwa pytania cały czas kołatały się po głowie czytając książkę. Z czasem te dwa pytania skleiły się w jedno. Dlaczego?

Potrzeba naprawdę wiele siły, aby otrząsnąć się z tak toksycznej relacji.



Książka na początku wydała mi się oklepana. Pomyślcie sami. Masz za sobą już wiele książek tego gatunku, a kiedy otwierasz kolejną i na początku widzisz ten sam schemat to masz ochotę rzucić ją w kąt. Ileż można czytać ciągle powtarzający się schemat.

Cieszę się, że dałam książce szansę. Czym dalej brnęłam tym bardziej byłam zaskoczona. Odkryłam, że się myliłam. Schemat, który na początku wydał mi się przewidywalny i powtarzający się stał się nagle czymś zaskakującym i nowym. Akcja ciągle trzymała mnie w napięciu. Zastanawiałam się, co nasi bohaterowie znowu wymyślą. Czym mnie zaskoczą? Owszem bywały momenty, że książka była przewidywalna i zaczynała mnie irytować, ale to tylko momenty, które przemieniały się w zniecierpliwienie, co dalej.

Bardzo podobało mi się w książce to, że autorka nie skupiła się tylko na jednym z bohaterów tylko na każdym po trochu. Brakowało mi w tym przypadku większej ilości uczuć. Mimo wszystko w romansie powinno być trochę więcej rozczulania się nad sobą.

Muszę przyznać również, że chwilami miałam problemy z rozdzieleniem, kto co mówi. Czy teraz narratorem jest Gavin czy może Emily. Odrobinę zlewało się to.



Na koniec chce wspomnieć, że strasznie spodobała mi się dedykacja książki.

„Mojej matce. Miałaś rację.”

Takie proste słowa, a uderzają w każdego z nas.



Jeśli szukacie czegoś, co zajmie przyjemnie wam czas polecam sięgnąć po Collide. Nie powinniście się z nią nudzić. Z niecierpliwością wyczekuje kolejnej części. Ponieważ sposób w jaki zakończyła się powieść trzyma mnie niesamowicie w napięciu co będzie dalej.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
06-01-2016 o godz 18:40 przez: Maadziuulekx3
Zakazany owoc smakuje najlepiej... Najpierw przyciąga, kusi nie dając o sobie zapomnieć, a gdy go spróbujesz... Przepadniesz z kretesem...

Uwielbiam książki które grają na moich emocjach, które roztrzaskują serce na milion małych kawałeczków, które nie raz podnioszą ciśnienie z czego głowa boli bez opamiętania. Kocham je za to, że nie śpię po nocach, że bohaterowie żyją wciąż we mnie pomimo zamknięcia ich historii, za to, że potrafią uzależnić. Tak samo było z Collide. Przepadłam... Pochłonęła mnie w całości... Doprowadziła do skrajnego załamania...

Zaraz po skończeniu studiów na życie Emily spada ogromny cios: kobieta, którą uwielbiała całe życie, która była jej opoką, a jednocześnie jedynym rodzicem, jakiego dobrze znała, odeszła. Gdyby nie obecność jej chłopaka Dillona, który towarzyszył jej w tych trudnych chwilach, nie miałaby sił wstać nawet z łóżka. Wraz z nim przeprowadziła się do Nowego Jorku zostawiając za sobą bolesną przeszłość by rozpocząć nowy rozdział w księdze życia. Wprowadziła się do najlepszej przyjaciółki, znalazła pracę. Była pewna, że w końcu trafiła na odpowiednie tory, a jej życia już nic nie zachwieje. Myliła się... Pewnego dnia poznaje Gavina- seksownego, czarującego faceta, który od pierwszego wejrzenia wywraca życie Emily do góry nogami. Wie, że Gavin to strefa zakazana, jednak z każdym dniem przyciąga ją coraz bardziej do siebie. Dziewczyna w pewnym momencie znajduje się między młotem, a kowadłem. Cokolwiek wybierze, jedno jest pewne: ból, który przeżyje najmniejszą cząstką swojego ciała pozostanie z nią na zawsze.

Wiele słyszałam o Collide, zbiera recenzje pozytywne jak i negatywne, więc chciałam przekonać się na własnej skórze jakie wywże na mnie wrażenie. Gdy tylko przeczytałam pierwszy rozdział powieści momentalnie przepadłam. Nie potrafiłam się od niej oderwać, barwni bohaterowie porwali mnie w swój świat przekrzykując siebie nawzajem bym choć raz zwróciła na nich uwagę. Powieść aż kipi od różnorakich emocji, dzięki czemu czytelnik przeżywa wszystko co przytrafia się naszym głównym bohaterom, od złości po ogromną miłość. Za wszelką cenę pragnęłam zobaczyć co wydarzy się dalej, jak postąpi Emily w sytuacji w jakiej się znalazła, chciałam poznać historię Dillona i zarówno Gavina, zrozumieć dlaczego ci mężczyźni zawrócili dziewczynie w głowie.

Większość czytelniczek krytykuje postępowanie Emily, że jest niezdecydowana, naiwna, za bardzo ufna... Wiem, że takiej osoby nie da się polubić, jednak ja dostrzegłam w niej odzwierciedlenie własnej osobowości, czułam się jakbym czytała o mojej historii. Dlatego bohaterka tak bardzo skradła moje serce, kibicowałam jej jak najlepiej potrafiłam, płakałam, gdy autorka podrzucała jej wiele kłód pod nogi uniemożliwiając dziewczynie drogę do szczęścia. Wszyscy bohaterowie zaskarbili sobie moje serce w mniejszym lub większym stopniu z czego wyśmienicie bawiłam się przy tej powieści. Płakałam, złościłam się, śmiałam, rozczulałam, do teraz czuje jak galopujące emocje nie chcą się uspokoić w mym wnętrzu.

Każda z nas marzyła kiedyś o historii wyjętej jak z bajki. Przystojny rycerz przybywa na białym rumaku by uwolnić nas z opresji. Nawet mnie czasami udało się zajrzeć w głąb własnej podświadomości tylko dlatego by wyobrazić sobie faceta idealnego. Collide był namiastką mojego wyobrażenia, który wciąż pochłaniał mnie w czeluści rozkoszy, pożądania, nienawiści i bólu. Książka spełniła wszystkie moje oczekiwania jakie jej na początku przypisywałam. Nie do końca zaspokoiła moją ciekawość, gdyż kończy się tak, że ma się chrapkę sięgnąć po kolejną część. Dała mi wiele niezapomnianych przeżyć, wiele emocji, które do teraz krążą w mojej podświadomości. Powieść z którą warto się zapoznać. Gorąco polecam.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
22-06-2015 o godz 18:12 przez: Ksiazkomania
Gdy tylko zobaczyłam tytuł książki i pobieżnie przeczytałam opis na myśl przyszła mi piosenka o tym samym tytule. Następnym moim krokiem było odsłuchanie piosenki „Collide” i dokładne przeczytanie opisu książki. Słowa piosenki idealnie wpasowują się w fabułę. Dlatego na tytuł recenzji postanowiłam wybrać mały fragment tekstu piosenki.

„Czasami niewłaściwe rzeczy prowadzą nas do właściwych ludzi.”

Emily nie tylko musi się uporać z zakończeniem szkoły, ale również z czymś bardziej tragicznym. Umiera jej matka, z którą żyła bardzo blisko. Dziewczyna postanawia wyprowadzić się do Nowego Jorku, do swojego chłopaka. Chociaż nie zamieszkują razem, to Emily jest wdzięczna Dillonowi, że był przy niej w tych trudnych chwilach i jest z nią mimo wszystko. Jednak coś się w niej zmienia gdy poznaje piekielnie przystojnego Gavina. Łączy ich niewidzialna więź, którą oboje starają się zrozumieć. Emily zostaje rozdarta między miłością do swojego chłopaka, a nowym znajomym, który przyciąga ją samym spojrzeniem i pobudza w niej dotąd nieznane zmysły. Dillon się zmienia, ale czy Emily będzie w stanie to zauważyć? Czy będzie w stanie wybrać, do kogo należy jej serce?

„Był aktorem na scenie, ćwiczącym swoją rolę, a ona była jego publicznością.”

Bałam się. Szczerze się bałam jak sięgałam po tę książkę. Romanse to dziedzina, w której dopiero raczkuję, jednak „Collide” to nie jest typowy romans. Przejaw literatury współczesnej, jak i new adult jest tu bardzo widoczny. „Collide” to właśnie coś pomiędzy typowym new adult, a romansem. Coś czego brakuje ostatnio na rynku. Każdy odnajdzie się w tej fabule i mogę zagwarantować, że nie będziecie się nudzić.

Książka opowiada o losach trójki głównych bohaterów – Emily, Dillona i Gavina. Są to bardzo dobrze wykreowani bohaterowie. Wyraziści, barwni i z charakterem. Postacie drugoplanowe pokochałam od razu. Nawet szybciej niż głównych bohaterów. Autorka znakomicie zazębiła wszystkie akcje, wszystkie postacie i wyszło coś co można nazwać „książką idealną”. Nie jest przesłodzona, nie jest to ckliwy romans, nie jest to powieść czysto psychologiczna. Mamy tu uczucia i emocje, które odczuwamy razem z bohaterami. Czytając „Collide” zatracamy się całkowicie w rozdarciu Emily, w uczuciach Gavina i przekrętach Dillona. Kontakt z rzeczywistością zostaje całkowicie zerwany.

Narracja występuje w trzeciej osobie. Znajdziemy elementy humoru, ale również momenty, w których uroni nam się łezka. Wszystko za sprawą emocji, które włożyła autorka do tej książki i zamknęła w niespełna 350 stronach. Zakończenie przygważdża czytelnika do muru i mimo dołączonego fragmentu drugiej części, nie zaspokaja naszej ciekawości. Fragment drugiej części przeczytałam pobieżnie, nie chciałam znać dalszych losów, bo wiem, że moje serce byłby bardziej złamane nie mogąc od razu przeczytać „Pulse”. Zakończenie „Collide” rozbija kompletnie. Chociaż możemy się domyślać takiego obrotu spraw, to autorka zadbała o to byśmy nie przewidzieli najmniejszych szczegółów, które rozrywają czytelnika na strzępy. Każdy czytelnik powinien związać się mniej lub bardziej emocjonalnie z książką. Ja jestem z tej grupy, która przeżywa każdą powieść, dlatego „Collide” na długo, jak nie na zawsze, zostanie w moim sercu i z wielką radością będę sięgała po nią kolejny i kolejny raz.

Szczerze polecam tę książkę. Zatracenie się, oderwanie od codziennych problemów i myśli gwarantowane! Spędzicie miło czas z naprawdę znakomitą lekturą. Niestety ta chwila przemija bardzo szybko, bo książkę się wręcz pochłania.
http://ksiazkomania-recenzje.blogspot.com/
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
2/5
24-09-2015 o godz 23:04 przez: Sophie
Ostatni raz oglądasz się przez ramię na swój stary dom i wsiadasz do taksówki. Pojazd rusza, a ty po raz kolejny upewniasz się, że masz ze sobą bilety na samolot. Oddychasz z ulgą. Znajdują się dokładnie tam gdzie powinny. Wyciągasz telefon i skupiasz się na wpatrywaniu w godzinę. Gdy dojeżdżasz na lotnisko, łapiesz podręczny bagaż w którym masz ubrania na kilka najbliższych dni i wchodzisz do środka. Czas zacząć nowe życie.

Zaraz po ukończeniu college'u, Emily spotyka dotkliwy cios: niespodziewanie umiera jej matka. Emily przeprowadza się ze swoim chłopakiem do Nowego Jorku, by zacząć życie od nowa. W Nowym Jorku poznaje Gavina – czarującego mężczyznę. Dziewczyna jest rozdarta między lojalnością do dotychczasowego partnera, od którego nigdy nie zaznała niczego złego, a namiętnością do przystojnego zdobywcy serc. Sytuacja szybko się komplikuje, ponieważ z biegiem czasu Dillon zaczyna coraz częściej ujawniać swoją prawdziwą, mroczną naturę, a z kolei nadzwyczajna atrakcyjność i tajemniczość Gavina okazuje się jedynie maską, za którą kryje się bolesna przeszłość.

W czasie kiedy zabrałam się do czytania Collide potrzebowałam dobrej książki, gdzie pierwsze skrzypce będzie odgrywał wątek miłości. W skrócie – potrzebowałam przeczytać romans. Po chwili zdecydowałam się na tę powieść. Trafiłam w dziesiątkę. Fabuła, która mi się podobała i miała fajny zarys została niestety beznadziejnie ukazana. Gail McHugh, autorka, mogła trochę bardziej się do tego przyłożyć. Naprawdę, kilka miesięcy porządnych ćwiczeń i mogłaby stworzyć porywającą historię.

Jeśli już jesteśmy przy autorce, to muszę powiedzieć, że cały czas mam wrażenie, że w ogóle nie zwracała uwagi na to co pisze, a jej język jest po prostu tak bardzo amatorski, że z trudnością przebrnęłam przez Collide, które same w sobie mi się podobało. Nie przypadło mi do gustu, a nawet zniesmaczyło, to, że autorka ma obsesje na skupianiu się na erotycznych przygodach bohaterów. Gdyby nie było by to co piątą stronę, to nawet nie zwróciłabym na to nawet uwagi, a tak, strasznie to przeszkadza w lekturze. Zamiast tego mogłyby się znaleźć sceny, które przekonają nas do tego, że Emily, Dillon i Gavin naprawdę mają jakąś duszę.

Postacie były nawet w porządku, gdyby nie patrzeć na Emily, która na każdym kroku mnie rozczarowywała. Jest ona lekkomyślna, łatwowierna i taka, jaka nie powinna być żadna postać. Najczęściej zachowuje się jak dziecko, które robi dokładnie wszystko co mu się powie, nawet jeśli każe jej się zjeść karmę dla psa. Za Dillonem nie przepadałam już od pierwszych stron powieści. Ma on przemożną potrzebę dominowania nad każdym i nie potrafi znieść odmowy. Zastanawiam się, w jaki sposób główna bohaterka mogła z nim być w związku i robić wszystko na co on ma ochotę, a nie ona. Gavina zaś przypadł mi do gustu. Wydaje mi się, że jest to jedyna postać jaką Gail wykreowała w całości.

Collide skończyłam półtora miesiąca temu, ale do tej pory trudno jest mi wyrazić swoją opinię. Jest to jedna z książek, o której po przeczytaniu nie mam żadnego zdania. Próbowałam kilka razy przelać swoje myśli na papier, ale to nie jest takie łatwe. Zakończenie mnie zaskoczyło, więc z pewnością sięgnę po kontynuację. Mam nadzieję, że McHugh poprawiła to, co tak bardzo mi się nie podobało. Trzymajcie kciuki.

5/10

„Czasami niewłaściwe rzeczy prowadzą nas do właściwych ludzi.”


http://boook-reviews.blogspot.com/2015/09/gail-mchugh-collide.html
Czy ta recenzja była przydatna? 0 1
4/5
04-08-2015 o godz 13:06 przez: Books&Culture
Emily właśnie kończy college. Zaraz po tym, na powitanie dorosłości, dostaje od losu cios poniżej pasa - umiera jej matka. To bardzo ciężki okres w życiu dziewczyny. Gdyby nie wsparcie jej chłopka Dillona, któremu wiele zawdzięcza, nie ruszyła by z miejsca tak szybko. Przeprowadza się do Nowego Jorku, gdzie zamierza rozpocząć nowe życie.

To właśnie tam poznaje Gavin'a. Już od pierwszego momentu, gdy na siebie spojrzeli, w powietrzu wyczuć się dało namiętność.


"Był seksowny, zakazany, niebezpieczny, zdecydowanie facet do łóżka - a ona o tym wiedziała."


Emily odrzuca wszelkie myśli o tym mężczyźnie. Przecież kocha Dillona. Jednak ten po pewnym czasie zaczyna co raz częściej ukazywać swoje prawdziwe oblicze..

Dziewczyna jest rozdarta między lojalnością do dotychczasowego partnera a nadzwyczajną atrakcyjnością i namiętnością Gavin'a, którego wizerunek playboya to jedynie maska, za którą kryje się bolesna przeszłość.


Samo patrzenie na nią bolało tak, że nie mógł się skupić na żadnym konkretnym szczególe jej postaci. Sycił oczy jej wspaniałą figurą. Mógłby umrzeć szczęśliwy, wspominając wygląd jej kasztanowych włosów...


Emily musi podjąć decyzję. Tylko pytanie brzmi: czy wybierze wdzięczność za pomoc w przeszłości, którą ofiarował jej Dillon, czy może pójdzie za głosem serca, który prowadzi ją do Gavin'a?



* * * *

Collide to zdecydowanie książka, którą chce się czytać. Historia, która nie jest jakoś zbytnio wyszukana, mimo wszystko nas wciąga. Opleciona prostym językiem powieść wywołuje wiele emocji.

Na pochwałę zasługują kreacje bohaterów.
Emily z czasem jest wręcz irytująca. Coś postanawia, ale jednak zmienia zdanie. Zbyt ulega manipulacjom i kieruje się wdzięcznością.
Natomiast Gavin to typowy ideał. Nic dziwnego, że każda do niego lgnęła. To także nie pierwsza męska postać w literaturze, która z pozoru wydaje się playboyem, a wnętrze ma wrażliwe. Jednak kreacja tej postaci nie okazała się porażką, wręcz przeciwnie, wywołała u mnie ciepłe odczucia.
Co do Dillona, choć na początku mnie śmieszył, później miałam ochotę kopnąć go w tyłek.

Nie zabrakło także akcji, która w szczególności widoczna jest bliżej zakończenia książki. Spodziewałam się happy end'u, ale na niego jeszcze za wcześnie. Rozwiązanie zastosowane przez autorkę jest jak najbardziej zadowalające.

Niespodzianka na sam koniec. Początek drugiego tomu! A to oznacza, że dano nam kawałek dalszej historii, byśmy zgłodnieli ciągu dalszego i chcieli więcej. No i cóż... Zadziałało. ;)


Teraz nie pozostaje nam nic innego, jak czekać na wrześniową premierę drugiego tomu jakim jest "PULSE".

Jeśli jeszcze nie zapoznaliście się z tą lekturą, to nie ma się nad czym zastanawiać.
Wierzcie mi - chcecie ją przeczytać. Nie potrzebujemy historii z kosmosu, aby dać ponieść się emocjom.


A na podsumowanie cytat, który urzekł każdy skrawek mojej duszy:
"Gdybyś mi powiedziała w dniu, kiedy się poznaliśmy, że złamiesz mi serce i że miną dni, miesiące, nawet lata, a ból nie przeminie, i tak bym się w tobie zakochał."

http://books-culture.blogspot.com/2015/08/collide-gail-mchugh.html
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
4/5
02-07-2015 o godz 18:26 przez: Monika Szulc
Po nieoczekiwanej śmierci matki, Emily wraz ze swoim chłopakiem przeprowadza się do Nowego Jorku, by zacząć wszystko od nowa. Na miejscu dziewczyna poznaje Gavina- przystojnego bogacza, który wzbudza w niej silną ekscytację i namiętność. Emily jest lojalna i wierna swojej miłości, lecz z biegiem czasu jej ukochany chłopak Dillon zaczyna pokazywać swoją mroczną stronę. Czy Emily ulegnie namiętności czy pozostanie w związku, który ją niszczy? Odpowiedz być może jest prosta, lecz życie takie nie jest.

Główna bohaterka Emily jest postacią burzliwą i nie zawszę można ją lubić, głównie ze względu na swoje czyny. Dziewczyna tkwi w wyniszczającym związku a jej łatwowierność względem Dillona czasami aż zdumiewa. Można pomyśleć, że łatwo rzucić faceta, który jest zazdrosnym despotom umiejącym wywołać poczucie winy w drugim człowieku. Należy zwrócić wielką uwagę na relację tej dwójki. Emily chwilami denerwuję, jednak w tym związku jest prawda i realność. Życie to nie bajka i nie można winić kobiet za wierność i walkę o miłość. Z perspektywy obserwatora łatwo oceniać, lecz kiedy to my znajdziemy się w takiej sytuacji jak bohaterka, już nie tak lekko dokonać prawidłowego wyboru. Bardzo podoba mi się ten wątek. Wzbudza ogromne emocje, głównie złość na Dillona. W całym tym nieszczęściu pojawia się Gavin. Pomimo nieudanego związku w przeszłości wie, czym jest miłość i jakimi prawami się rządzi. Mężczyzna ten zawróci w głowie każdej czytelniczce, umie mówić o uczuciach i pozwala otworzyć się Emily.

Narracja trzecioosobowa sprawdziła się tu idealnie i pozwoliła na lepsze poznanie nie tylko Emily, ale i Gavina. Język jest prosty a całą powieść czyta się lekko. Akcja toczy się spokojnie i jak dla mnie były chwile, kiedy chciałam by wydarzenia nabrała tępa, co wciągnęłoby mnie całkowicie, a tak znalazły się momenty troszkę nudne, na szczęście było ich niewiele. W książce można znaleźć wiele mocnych, burzliwych scen, ale i pojawiają się mniej znaczące, które nie do końca porywają.

Jeśli ktoś się zastanawia czy „Collide” to erotyk to powiem, że namiętne sceny się pojawiają, lecz powieść nie jest nimi nasycona. Książka ta jest głównie romansem z dobrą fabułą i mocnymi bohaterami.

„Collide” rozpala zmysły i bulwersuje bezwzględnością niektórych bohaterów. Jest to bardzo dobry romans, który wzbudzi w was wiele emocji. Książa nie jest idealna, ma swoje małe minusy, jednak toksyczny związek, w którym tkwi Emily w jakiś chory sposób fascynuję i wciąga. Polecam! 4+/6
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
30-07-2015 o godz 18:42 przez: książko miłości moja

Czuliście się kiedyś uzależnieni od kogoś psychicznie? Nie?

A może nie zdawaliście sobie sprawy, że jesteście pod wpływem innych?


Emily po śmierci matki przeprowadza się do Nowego Jorku, zamieszkuje wraz z przyjaciółką.

Jednak powódki, przez które znalazła się w wielkim mieście są inne, jedną z nich jest chęć przebywania w bliższym towarzystwie swojego chłopaka, Dillona.


Zakochana, być może szczęśliwa? Nic bardziej mylnego! Emily jest pod emocjonalnym wpływem chłopaka, wierzy w każde jego kłamstwo i pozwala sobą manipulować.

Dillon to czarny charakter, historia dzięki niemu staję się bardziej realna. Przecież życie nie zawsze jest mlekiem i miodem płynące, zdarzają się na naszej drodze osoby dobre i złe.




Zadaje sobie często pytanie, jak wiele kobiet jest pod wpływem mężczyzn? I jak wielu z nas tego nie zauważa?

Czasami nie zdajemy sobie sprawy, że ktoś nas kontroluje. Zamieniamy w umyśle kontrolę na troskę, a granica między jednym, a drugim jest cienka, wręcz przeźroczysta.


Emily poznaje Gavina, ciągnie ich do siebie od pierwszych chwil znajomości. Oboje doznają szoku gdy Gavin okazuje się być przyjacielem Dillona.

Dziewczyna wypiera z umysłu uczucie jakim obdarzyła Gavina, jednak to właśnie przy nim zapomina o bożym świecie, nawet o swoim chłopaku. Jak może twierdzić, że kocha Dillona skoro tak łatwo potrafi się zatracić z Gavinem?

Jak potoczą się losy tych dwojga, a właściwie trojga?


Fabuła powieści jest prosta, nierozbudowana o większe tragiczne wydarzenia. Dla jednych to plus dla innych minus, nie oszukujmy się lubimy czytać o tragediach i czuć dreszczyk emocji.

Bohaterowie są wykreowani na prostych zwykłych ludzi bez mrocznej przeszłości.

Dla mnie jest to plusem, choć lubię kiedy postacie są zranione przez życie, ale przecież nie każdy posiada demony przeszłości depczące mu po piętach.


Kiedy losy Emily i Gavina wydają się być przesądzone, a zakończenie można sobie dopowiedzieć, akcja zmienia się diametralnie. Jeden poranek, jedna chwila, małe niedomówienie i wszystko wali się jak domek z kart.

Zakończenie mnie zaskoczyło i pozostawiło po sobie ogromny niedosyt. Nie mogę się już doczekać drugiej części, aby odpowiedzieć sobie na pytanie "co dalej?".

http://ksiazkomiloscimoja.blogspot.com/2015/06/normal-0-21-false-false-false.html
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
4/5
26-07-2015 o godz 13:32 przez: Magnolia044
„Los nie grał fair z uczuciami żadnego z nich, złamał wszelkie zasady, tworząc okrutną grę, która niszczyła ich oboje. Z niespotykaną siłą wdarł się w ich najskrytsze myśli, najsilniejszego z mężczyzn powalił na kolana, a ją zmusił do kwestionowania własnych decyzji. Dość tego, nie pozwoli mu dalej niszczyć im życia.”

Po raz kolejny przekonałam się jak różni są ludzie. Jedni krytykują, drudzy wychwalają, powiem wam jedno, że piękne to jest, bowiem świat przez to jest bardziej barwny. Pomyślcie co by to było, gdyby każdy lubił kolor czarny? Spodziewałam się tego, że fabuła może nie wyróżniać się zbytnio od podobnych książek w tym gatunku. Czy mi to przeszkadzało?

„Był to Pan Wysoki, Przystojny i Podniecający.”

Emily od dziewięciu miesięcy spotyka się z przystojnym i zamożnym Dillonem. Planują wspólną przyszłość. Po śmierci matki przeprowadza się do Nowego Jorku, tam rozpoczyna nowy etap w swoim życiu. Zaczyna pracować we włoskiej restauracji w centrum Manhattanu, dzięki temu drogi jej oraz Gavina krzyżuje się ze sobą. Przypadek, a może przeznaczenie? Gavin młody, wysoki, przystojny niesamowicie seksowny oraz bogaty – IDEAŁ- (typowe) robi na Emily ogromne wrażenie. Gavin stara się zawrócić w głowie Emily, jednakże ta jest nieugięta (do czasu), bo jak sama twierdzi „kocha Dillona”. Po niedługim okresie okazuje się, że mężczyźni są bliskimi przyjaciółmi oraz mają wspólne interesy. Kobieta zaczyna czuć do Gavina coś więcej niż tylko samo pożądanie, jednak nie potrafi zostawić Dillona, bo przecież tak wiele dla niej zrobił, był z nią w najtrudniejszych chwilach, pomógł zorganizować pogrzeb jej matki, całość opłacił, pomagał jej finansowo. Wszystko to prowadzi do tego, że...zaręczają się. Dlaczego Emily nie dostrzegała drugiego oblicza Dillona, tego które nie zna umiaru w piciu alkoholu oraz potrafi podnieść rękę na kobietę? Czy jej miłość do Dillona była tą prawdziwą, a może jednak była to zwykła wdzięczność za pomoc jaką otrzymała od mężczyzny? Jak potoczą się dalsze losy trójkąta w postaci Emily, Dillona oraz Gavina?

„Musisz o niej zapomnieć. To wszystko to tylko cholerny błąd. Pomyłka. A przede wszystkim pamiętaj, że Dillon jest twoim przyjacielem.”

Cała recenzja na blogu: http://nhoryzonty.blogspot.com/
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
02-01-2016 o godz 10:09 przez: czarno_biała em
Emily to młoda przeciętna kobieta, która po śmierci matki postanawia przeprowadzić się do Nowego Yorku aby ułożyć sobie życie z chłopakiem Dillonem. Kobieca intuicja jednak podpowiada jej, że wspólne zamieszanie z chłopakiem może okazać się dla niej wyzwaniem dla tego postanawia zamieszkać z przyjaciółką Olivią. Nasza bohaterka zatrudnia się jako kelnerka i prowadzi zwykłe życie kobiety mieszkającej w wielkiej aglomeracji. Przez zrządzenie losu na jej drodze staje Gavin Black chłopak, który zmieni jej życie w ciągłą walkę z uczuciami.

Na początku czytania nie ukrywam przeraziła mnie sama narracja jaką napisana jest powieść ale postanowiłam dać jej szanse i nie żałuję, ponieważ z każdą przeczytaną stroną zaczęłam wciągać się z życie bohaterów. Tak bardzo byłam ciekawa jak autorka uwikła uczucia naszej trójki. Okazuje się że Dillon to emocjonalny pasożyt, który tworzy aurę dobrego, uczciwego i porządnego chłopaka, który swoim zachowaniem doprowadza do podporządkowania sobie Emily. Z drugiej strony Emily dziewczyna, która uważa swojego mężczyznę za dar z nieba jest naiwna że bardziej być już nie może. I Gavin ta postać według mnie skradła całą powieść.
Dlaczego ??? Dlatego, że pomimo całego bogactwa i wyglądu ma dobre serce i to jest najważniejsze zabiega i kocha całym sobą chce od życia czegoś więcej niż pieniędzy chce kochać i być kochanym. Całą powieść czyta się lekko szybko i przyjemnie. Proste dialogi, sceny erotyczne to zostawiam bez oceny ( każdy niech oceni według siebie), autorka także w rewelacyjny sposób przedstawia innych bohaterów. Fabuła niby banalna ale wciągająca młodzi, bogaci i piękni wystawienie na próbę przez miłość z przyjaźnią w tle...

Co mnie skłoniło aby przeczytać ten kalejdoskop doznań, które przedstawia nam autorka w powieści Collide sama nie wiem opinie, moja skłonność do romansideł ... obojętnie jaki był to czynnik, ponieważ książka przeczytana jakiś czas temu ciągle siedzi mi z tyłu głowy .To nie jedna z wielu powieści o zabarwieniu romantycznym to szalony ciąg zdarzeń o którym długo będziesz rozpamiętywać... tak to Collide powieść o toksycznym związku i przyjaźni, która zostaje wystawiona na próbę w imię miłości.

http://ksiazkowaczarnobialaem.blogspot.com/
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
5/5
07-07-2015 o godz 18:34 przez: Anonim
Ta recenzja została usunięta, ponieważ jej treść była niezgodna z regulaminem
5/5
01-01-2016 o godz 19:56 przez: Alexandra
Ja już każdy zdążył zauważyć literatura erotyczna to mój ulubiony gatunek książek. Następna na moim celowniku była powieść Gail McHugh „Collide”. Czy mnie zachwyciła?

Emily po śmierci matki postanawia zmienić swoje życie i za pomocą swojego chłopaka Dillona wyprowadza się z Kolorado do Nowego Jorku. Po woli zaczyna klimatyzować się w nowym mieście i zaczyna pracę w barze. Przypadkowo znajduję się w wieżowcu, w którym poznaje przystojnego Gavina. Gdy spotyka go znowu w barze i prosi ją o numer, celowo podaję mu błędne imię. Mimo że mężczyzna ją pociąga to stara się tego nie okazywać na wzgląd na Dillona. Czuję się wobec niego zobowiązana, gdyż po śmierci matki pomógł jej na nowo się pozbierać psychicznie, jak i finansowo.

Dillon zabiera Emily na spotkanie ze znajomymi, lecz gdy okazuję się, że jego kolegą jest Gavin to kobieta nie może już dłużej okazywać obojętności. Co się stanie, gdy serce odmawia współpracy z rozumem? Gdy przyjdzie czas podjęcia decyzji to skąd mamy wiedzieć, że jest ona odpowiednia?

Cała akcja książki toczy się powoli, co mi bardzo odpowiada. Nic nie dzieje się za szybko i na siłę. Moje odczucia co do bohaterów były pozytywne, lecz osoba Dillona tak strasznie działa na nerwy, że czasami miałam ochotę go rozszarpać. Główna bohaterka była za długo pod jego wpływem i nie widziała tego, co najważniejsze.

Lekka i przyjemna lektura, z ciekawym wątkiem, a do tego autorka pozostawia nas w tak ciekawym momencie, że nie pozostaję nic innego jak zabierać się za następną część. Polecam!
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
03-04-2016 o godz 00:00 przez: syldeiri | Empik recenzuje
Jestem tuż po lekturze Collide i wrażenia są niesamowite. Przede wszystkim emocje i mimowolne utożsamianie się z niektórymi bohaterami. Przyznaję że powieść zrobiła na mnie duże wrażenie, to tylko książka, ale jednak mocno wryła się w moją pamięć i wyobraźnię. Cenię autorów, którzy potrafią by tak mocno sugestywni, którzy umieją dotrzeć tak głęboko do świadomości czytelnika. Dla mnie Colide to nie tylko historia miłosna, Gail McHugh porusza w swojej książce tak wiele istotnych spraw. Już się cieszę na następną część, mam nadzieję że będzie równie emocjonująca co tom pierwszy, jedyny w swoim rodzaju.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
24-06-2015 o godz 09:09 przez: naczy
Książka, jak wiele w dzisiejszych czasach, opowiada o miłości i cierpieniu. Jak zawsze jest ten dobry i ten zły mężczyzna, dziewczyna która na własne życzenie komplikuje swoje życie wybierając tego nie właściwego ....Książka wciąga od samego początku bo pozwala się oderwać od codzienności, czyta się lekko i przyjemnie. Wstawałam po 4 rano, żeby tylko jak najszybciej przeczytać i dowiedzieć się czy miłość zwycięży.. a jak zawsze trzeba czekać na kolejny tom;((( Książkę polecam w 100%
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
24-06-2015 o godz 00:00 przez: Wiktoria Kołodziej
Ksiażka jest rewelacyjna, całkowice mnie pochłonęła, ja jestem pod wielkim jej wrażeniem, już nie mogę doczekać się następnej części. Książka jest lekka i przyjemna, ale ma w sobie coś magicznego, ja z zapartym tchem śledziłam losy głównej bohaterki. Polecam gorąco wszystkim, bo naprawde warto
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
1/5
19-10-2015 o godz 13:55 przez: Psyhe
Ta książka powinna mieć podtytuł "50 twarzy greya się sprzedało, więc też zarobię na miłosnej historyjce" Dno, nuda, banał, fabuła jak rozchwiany domek z kart a główna bohaterka jest tak "chciałabym ale boje się", że przy niej Anastazja Steel to ucieleśnienie feminizmu.
Czy ta recenzja była przydatna? 0 0
Więcej recenzji