Rozmowa z Jaume Cabre w związku z premierą jego powieści „Jaśnie pan”.

Opowiadając o swojej pracy pisarskiej wspominał Pan, że bohaterowie przychodzą do Pana, żyją własnym życiem i zdarza się, że wywierają presję, by zajął się Pan nimi w swojej twórczości? Czy tak było i w przypadku tej książki?

Faktycznie tak było, podobnie jak w innych, późniejszych powieściach: „Cieniu Eunucha”, „Głosach Pamano” i w „Wyznaję”. Jednak w przypadku „Jaśnie pana” sytuacja stała się jeszcze ciekawsza. Pracowałem jakiś czas nad książką, zdążyłem się oswoić z głównym bohaterem, współczesnym sędzią Rafelem Massó, aż pewnego razu podczas tej naszej „współpracy” Rafel Massó pokazał mi portret jednego ze swoich przodków. Oczarował mnie ten obraz. Z bólem serca, bo przecież spędziłem parę miesięcy z tym XX-wiecznym sędzią, „usunąłem” go z powieści i skupiłem się na jego prapradziadku, co wymagało ode mnie przeniesienia całej intrygi w wiek XVIII, a w konsekwencji poważnej kwerendy na temat osiemnastowiecznej Barcelony. Drugą niespodziankę zrobił mi inny z bohaterów, umierając w połowie powieści (nie powiem, jak się nazywa, żeby nie zdradzać sekretów intrygi czytelnikom, którzy lekturę mają dopiero przed sobą). Nie chciałem tej śmierci, ale siła i tyrania logiki rozwoju akcji, w jaką się uwikłałem, trzymała mnie w potrzasku i nie pozwoliła go ocalić.

Angielski historyk Lord Acton powiedział kiedyś: „Każda władza deprawuje, a władza absolutna deprawuje absolutnie”. To powiedzenie jest szczególnie prawdziwe w przypadku bohatera Pana powieści - Rafela Massó, postaci negatywnej, człowieka ogarniętego obsesją władzy. Czy w takim razie jesteśmy skazani na zdeprawowanych rządzących?

Prawdę mówiąc, nie mam pojęcia, sam nigdy nie miałem żadnej władzy. Jednak na podstawie obserwacji tego, co robią inni, myślę, że faktycznie deprawuje. Dlatego powinna zawsze być rozliczana w taki sposób, by ci, którzy ją kontrolują, nie byli wspólnikami arbitralnych decyzji popełnianych przez  tych, którzy rządzą. Jest na to lekarstwo: bezwzględny, całkowity podział trzech rodzajów władzy. Jednak w praktyce dochodzi jeszcze czwarta rodzaj – duma i chciwość ludzka, która potrafi wszystko zniszczyć. Korupcja jest prawdziwą bolączką polityki, teraz i od zawsze.

W Pańskiej książce pojawiają się postaci historyczne - Félix Amat, Ferran Sorts, czy Baró de Maldà; przyglądając się mapie Barcelony z początku XIX wieku można odnaleźć konkretne miejsca opisane w książce. Z jakich materiałów korzystał Pan pisząc tę powieść i czy eksplorowanie archiwów sprawia Panu przyjemność?

Zamiast przekopywać się przez archiwa, wolę drążyć sekrety ludzkiej duszy. Tak czy inaczej, często wizyta w archiwum staje się niezbędna, jak w przypadku „Jaśnie pana”, który mnie zmusił do wielogodzinnego ślęczenia nad dokumentami. Kwerenda, sprawdzanie źródeł jest niezbędne, jeśli się nie chce popełnić nieścisłości, popaść w anachronizmy, żeby nie pogrążyć dobrego pomysłu w steku bzdur. Ale kwerenda nie może być celem sama w sobie – to tylko proteza, laska, na której się wspierasz i która pomaga ci dobrze opowiedzieć  pisaną przez ciebie historię. Oczywiście we współczesnej Barcelonie można odnaleźć wiele zakątków, które istniały w XVIII wieku. Cieszę się, że opracowane zostały trasy literackie po Barcelonie „Jaśnie pana”. Również w Pirenejach, w dolinie Àssua, są trasy wytyczone według „Głosów Pamano”. Ale dla mnie najlepszym sposobem przeniesienia się w tę epokę, w której chcę osadzić intrygę pisanej powieści, jest czytanie powstałej wtedy literatury, obcowanie z muzyką, malarstwem, architekturą – to daje mi najlepsze, choć nie całkiem precyzyjne pojęcie o sposobie bycia epoki. Pod warunkiem, że nie przeniosę intrygi do Paleolitu...

Rozmawiała Magdalena Orzechowska