Myślę, że wampiry stały się symbolem naszych czasów - mówi Kamil Śmiałkowski, autor książki: „Wampir. Leksykon”.

Wierzy Pan w istnienie wampirów? Bo są tacy, którzy wierzą…

Ja nie wierzę.

A jak Pan tłumaczy ten popkulturowy fenomen, jakim są wampiry? Co w nich takiego jest, że na dziesięciolecia zawładnęły masową wyobraźnią?

Myślę, że w tej chwili wampiry stały się symbolem naszych czasów. Czyli tego, że tak naprawdę kulturowo i na innych poziomach żerujemy na tym co już było, cały czas powtarzamy stare wątki. Wystarczy, że będzie ładnie, a czy to będzie w jakiś sposób prawdziwie, oryginalnie lub słusznie (w jakimkolwiek tego słowa znaczeniu) nie jest już takie istotne.

A arystokratyczny „wampirzy” rodowód, jego bogata przeszłość - są tutaj zupełnie bez znaczenia? Nie tłumaczą choć trochę tej fascynacji? Bo różnych straszydeł jest przecież bez liku a jednak to wampira publiczność szczególnie pokochała.

Jeśli spojrzymy na wampiry nie historycznie a na to co się z nimi dzieje w ciągu ostatnich kilku lat, to o tej arystokratyczności chyba w ogóle nie można mówić. One po pierwsze straszliwie ostatnio zinfantylniały, po drugie ugrzeczniły się. Stały się takim wzorcowym chłopakiem z tajemnicą, którego dziewczyna może poderwać i mieć starszego faceta, nawet jeśli nie z wyglądu, to z doświadczenia. Takiego, w którym wprawdzie tkwi coś mrocznego, ale na szczęście niezbyt często wychodzi na wierzch i nie przeszkadza w związku. To się zaczęło od serialu „Buffy, postrach wampirów” a straszliwie nabrało rozpędu przy tych wszystkich „Zmierzchach” i dziesiątkach innych tego rodzaju produktów. A jest jeszcze przecież wersja dla dorosłych, ponieważ gatunek romansów paranormalnych w ostatnich latach wytrysnął w sposób straszliwy. No i mamy jak mamy. Teraz wampir służy bardziej do seksu, niż do wysysania krwi (śmiech).   

Które z licznych wcieleń: od wampira - arystokraty po „wampira z sąsiedztwa” wydaje się Panu najbardziej interesujące?

Każde z tych wcieleń na jakimś poziomie fajnie działa i jak cała popkultura więcej mówi o czasach, w jakich powstawało dane dzieło, niż o jakiś tam nadprzyrodzonych mocach. Bo wszystko jest efektem tego, co nas otacza i ewolucja wampira jest czymś w rodzaju krzywego zwierciadła rozwoju całej kultury popularnej. A może nawet i całej cywilizacji zachodniej, szerzej to traktując. I właśnie chyba najbardziej ciekawi obserwowanie tej ewolucji, tego jak to się w różnym czasie i okolicznościach zmienia. Inaczej przecież wyglądają mroczne wampiry w Europie a inaczej radosne amerykańskie wampiry dla nastolatków. Czasami tę samą opowieść, w zależności od tego komu się ją opowiada, można podać zupełnie odmiennie. Czego najlepszym przykładem jest historia o dziecięcym wampirze, która może mieć formę sympatycznej opowiastki dla dzieci, tak jak „Mały wampirek” w wersji książkowej i filmowej. Ale można z niej też zrobić bardzo mroczną opowieść, mam na myśli szwedzką powieść „Wpuść mnie”, na podstawie której powstał film „Pozwól mi wejść”. I takich wersji alternatywnych jest mnóstwo. Nawet tradycyjne wampirze atrybuty, jak: brak odbicia w lustrze, kły, strach przed czosnkiem lub słońcem czy nawet „krwiopijstwo” - nie zawsze są obecne. Sam Dracula ma w filmie tyle różnych odmian, że chyba tylko Sherlocków Holmesów był więcej. Najlepiej jest prześledzić, jak to wyglądało w różnych czasach i miejscach. Na przykład Polska - taki fajny kraj - aż się prosi o jakiegoś porządnego filmowego wampira. A wychodzą nam takie żenujące rzeczy, jak „Kołysanka”.

Jakie literackie dzieła z wampirem w roli głównej wydają się Panu najistotniejsze?

Przede wszystkim Bram Stoker i jego „Dracula”. Niezależnie od tego jak on namieszał i na ile to nie ma nic wspólnego z rzeczywistością, choćby przez nadanie bohaterowi takiego nazwiska i umieszczenie akcji w Rumunii. Rumuni pluli na to przez sto lat i dopiero niedawno stwierdzili, że to świetny interes i zaczęli się przyznawać do tego wszystkiego. Jednak mimo wszystko bez tej powieści nie byłoby tak naprawdę współczesnego podejścia do wampirów, bo Stoker „ustawił” tę postać. Przedtem nikt nie rozróżniał wampirów czy wilkołaków, włączano je po prostu do szerokiego nurtu upiorów. Dopiero w XX wieku pierwszym takim wyodrębnieniem była właśnie powieść Stokera. On jako pierwszy wyciągnął wampiry z ogólnego worka różnego rodzaju „nieumarłych”. Później należy wymienić Anne Rice i jej wampirze „Kroniki” z „Wywiadem z wampirem" na czele. Z rzeczy najświeższych na pewno na uwagę zasługuje „Wpuść mnie” Johna Lindqvista.

A czego miłośnik wampirów nie powinien przegapić w filmie?

Jest tego sporo, ale żeby się ograniczyć do kilku tytułów, to powinien obejrzeć: „Nosferatu” Murnau’a, „Martina” Romero, „Nieustraszonych pogromców wampirów” Polańskiego, „Draculę” Coppoli, „Wywiad z wampirem” Jordana. A z najnowszych produkcji „Zmierzch” i „Pozwól mi wejść”.

Ale wampiry darzy Pan większą sympatią niż zombie?

No tak… wampiry są jednak rozumniejsze niż zombie (śmiech).

Rozmawiała Izabella Jarska