Jakie były Twoje pierwsze wrażenia po przeczytaniu książek Mankella? Co Cię ujęło?
Pierwszy był „Fałszywy trop”.  Albo „Morderca bez twarzy”. Tego nie pamiętam, natomiast zachowałem wspomnienia z lektury, bo to było tak, jakby wgniotło mnie w krzesło albo fotel.  A więc po pierwsze atmosfera: Mankell był i jest mistrzem, jak to czasem nazywam, pustego przebiegu: im mniej się dzieje, to tym więcej; im jest spokojniej i ciszej, tym straszniej. Nie ma w tym histerycznego popisywactwa, wszystko opowiedziane ascetycznymi, prostymi zdaniami. No i Wallander, czyli Everyman. Po lekturze pierwszej powieści czułem się jak alkoholik tęsknie rozglądający się za flaszką. I tak mi pozostało, gdy mowa o cyklu wallanderowskim. A „O krok” i „Piąta kobieta” to arcydzieła prawdziwe.

Poznałeś Henninga Mankella osobiście – czy zgadzał się z Twoimi wyobrażeniami o autorze kryminałów?  
To był rok 2005 i właściwie nie wiedziałem, czego należy się spodziewać po sławnym autorze. A okazał się człowiekiem dość otwartym, chętnie opowiadającym o swojej pracy i doświadczeniach, a także inspirującym. To było jedno z tych spotkań, które sprawiło, że zacząłem pisać kryminały.

Czy to prawda, że zacząłeś uczyć się języka szwedzkiego właśnie z powodu Henninga Mankella? Jak to było naprawdę?
Tak było! Chciałem czytać Mankella w oryginale. Bardzo intensywnie uczyłem się języka szwedzkiego przez dwa lata, żadnej powieści ostatecznie nie przeczytałem, ale co m oje, to moje. Przynajmniej umiem przedstawić się w tym języku i co nieco do dziś rozumiem.

Henning Mankell jest inspiracją dla wielu autorów – a Ty, w jaki sposób go postrzegasz: jako idola, czy jako wzór dla pisarza? Czy jeszcze inaczej?
Mankell jest przykładem pisarza, który z pisania uczynił misję, a spostrzeżenie to bardziej niż do Szwecji (chociaż tam rezonans czytelniczy był ważny i ogromny) odnosi się do Afryki, szczególnie Mozambiku. A zarazem udało mu się pogodzić ideowy wymiar literatury z sukcesem komercyjnym. Przykład Mankella pokazuje, że warto po prostu być sobą, podążać swoimi ścieżkami i cierpliwie robić swoje. 

„Polski Mankell i polski Wallander” – jakie cechy, Twoim zdaniem, powinien by mieć taki autor i taki bohater?
Powiem tak: gdy pisałem „21:37” byłem nabrojlerowany ponurością bardziej niż wszyscy Skandynawowie razem wzięci. A po prostu, powtórzę, warto mieć wzorce, ale trzeba być sobą i kreować własny „podpis” literacki.

Antropologia, to Twoja domena. Czy pod tym kątem także czytasz książki H. Mankella?
Akurat Mankella zawsze czytałem głównie dla przyjemności, jakkolwiek jego powieści stwarzają pole do antropologicznego popisu: od krytyki postkolonialnej po meandryczny opis zachodnich społeczeństw pełnych wspólnotowych idei i, zarazem, nieszczęśliwych samotnych jednostek.

Dziękujemy za rozmowę!

Najlepsze kryminały - Mariusza Czubaja - najnowsze powieści,np. "R.I.P." czy "Martwe popołudnie", jak i książki jego skandynawskiego mistrza - Henninga Mankella - znajdziecie na empik.com.