Cool Kids Of Death nie są zespołem, który idzie na ustępstwa. Potrafią prowokować i zaskakiwać nawet własnych fanów. Kiedy już wydaje ci się, że wiesz o nich wszystko, pojawia się album taki jak „Afterparty” i trzeba wszystkie wyobrażenia i poglądy odstawić na bok. Na szczęście skłonność do prowokacji jest, w wypadku tej grupy, poparta wyobraźnią i talentem muzyków, a to sprawia, że ich dokonania są wartościowe zarówno jako swego rodzaju manifest jak i w sferze czysto muzycznej. Na balkonie warszawskiego budynku Agory opowiadali o „Afterparty” oraz przeszłości i przyszłości zespołu.

„Afterparty” to album nieco inny, niż Wasze poprzednie płyty. Myślicie, że ci sami ludzie, którzy zachwycali się powiedzmy, Waszym debiutem, teraz tak samo zachwycą się nowym krążkiem?

Kuba Wandachowicz - Wydaje mi się, że tak. Znowu zrobiliśmy album w stu procentach sami, tak samo jak na pierwszej płycie jest tu duża różnorodność.
Kamil Łazikowski - Ogólnie nie wnikamy w to, co się komu podoba, ale jeżeli nasi słuchacze mają wciąż podobne gusta muzyczne, to być może spodoba im się „Afterparty”…

I takie numery jak „Mamo, Mój Komputer Jest Zepsuty” każdy zrozumie zgodnie z ich przesłaniem?

Kuba - Dla nas byłoby to bardzo nudne i ograniczające, gdybyśmy wciąż nagrywali takie same piosenki, utrzymane w takiej samej konwencji. Granie w zespole ma przede wszystkim przynosić frajdę i dlatego powstają takie kawałki jak ten. Chcemy coś przesterować, podkręcić, żeby dalej mieć z tego zabawę. Kiedy to przestanie być zabawą, a stanie się pisaniem piosenek pod ten target, który już mamy, to zacznie się rzemieślnicza robota. Wciąż chcemy robić różnorodne piosenki, żeby dalej było to dla nas przeżyciem. Poza tym, kiedy pisaliśmy pierwszy album, scena muzyczna wyglądała trochę inaczej niż dziś, inne rzeczy się nam podobały. Teraz jest rok 2008 i mamy nowe inspiracje. Siłą rzeczy, zespół się rozwija. Kamil - Poza tym nie było tu żadnej kalkulacji. „Mamo, Mój Komputer Jest Zepsuty” powstał wcześniej, a dopiero po jakimś czasie zdecydowaliśmy się umieścić go na początku płyty po to, żeby „cios” był lepszy (śmiech)

I udało się! Cios rzeczywiście jest trafiony

Kuba - Jak można muzycznie ubrać tekst o rozeźlonym dziecku, któremu się psuje komputer? Oczywiście nie trzeba brać dosłownie tego dziecka, ale jak taką sytuację zilustrować muzycznie? Tylko w taki cybernetyczny sposób. Przesterem, jakby ten komputer rzeczywiście się psuł. To nie była decyzja, że zrobimy sobie kawałek będący połączeniem Scooter’a z Atari Teenage Riot, tak po prostu. Tekst i muzyka powstawały równocześnie i wiedziałem, że to musi być spójne. Komputer jest popsuty, więc i numer musi być „popsuty”…

„Afterparty” zaskakuje szczególnie w zestawieniu z poprzednim albumem CKOD. Na „2006” elektronika była niemal całkowicie wycofana, teraz jest praktycznie na pierwszym planie…

Kamil - Poprzednia płyta miała być z założenia odzwierciedleniem zespołu takim, jakim on jest na żywo. W formie dość surowej, jednak przekazującej tę energię, jaką mamy na koncertach, bez żadnych sztucznych, producenckich zabiegów. Teraz trochę od tego odeszliśmy. Dalej zależy nam na energii, ale jedyne założenie było takie, żeby było dużo beatu. Żeby było tak, jak na prawdziwym after party, czyli jeszcze ostrzej niż na właściwej imprezie (śmiech).

Czyli określenie „after party” ma na płycie więcej niż jedno znaczenie?

Kuba - Na początku był taki pomysł, żeby w ogóle zrezygnować z nazwy Cool Kids Of Death i nazwać zespół Afterparty. To by nam rozwiązało ręce i dało możliwość robienia z czystym sumieniem rzeczy kompletnie innych od tego, co robiliśmy wcześniej. W końcu zostaliśmy przy starej nazwie, a samo pojęcie „after party”, które jest w moim przekonaniu naprawdę super, zostało użyte w taki właśnie sposób. W Łodzi „afetr party” to z reguły takie „domówki” dla tych najbardziej hardcore’owych zawodników, którzy przyszli na imprezę i wciąż nie mają dosyć. Tam jest ciężej niż normalnie, pojawiają się całkowicie nieoczekiwane sytuacje. W odniesieniu do zespołu, to też ma specyficzne znaczenie. Po pierwszej płycie pojawił się wokół nas medialny szum. Po wydaniu kolejnych albumów poczuliśmy, że to była taka oficjalna część, po której czas teraz zrobić „after party” podsumowujące wszystko, co się wydarzyło. Bez powtarzania tego, co już kiedyś zrobiliśmy.

To była główna idea, wokół której zbudowaliście nowy materiał?

Kamil - Tak. I prawdopodobnie to będzie główna oś tego, co będzie się działo dalej! Pojawią się remiksy, po koncertach będą imprezy, utrzymane w klimacie „after party”.
Kuba - Pierwsza tego typu impreza już odbyła się w Krakowie, w klubie „B Side” i okazało się, że to jest coś, co nas maksymalnie kręci. Tym bardziej, że my tam jesteśmy bez instrumentów i możemy się po prostu pobawić (śmiech)…

Jak się pojawił pomysł współpracy z Agorą i wydawania płyty w takiej właśnie postaci?

Kuba - Kiedy zerwaliśmy kontrakt z naszym poprzednim wydawcą, pojawił się o tym artykuł w „Gazecie Wyborczej”. Chyba tego samego dnia, kiedy pojawił się ten tekst, do naszego managera zadzwonił ktoś z Agory i zaproponował wydanie płyty u nich. I tak się stało. Dla nas to jest fajna sprawa, ponieważ nikt nie ingerował w to, co robiliśmy. Żadnych sugestii, zmian itp. Wiedzieliśmy też, że będzie to dobry deal, jeżeli chodzi o kwestię promocji i dystrybucji.
Kamil – Płyta jest dostępna dosłownie wszędzie, nie tylko w sklepach muzycznych, ale też w kioskach w każdym „wygwizdowie”. Każdy, kto będzie chciał kupić ten album, będzie mógł to zrobić.

Jak bardzo zmieniła się Wasza świadomość w sensie tworzenia i odbioru muzyki?

Kuba - Staramy się za każdym razem zaczynać wszystko od początku, od punktu zero. Sprowadzając się do poziomu muzycznego troglodyty, bez całego bagażu doświadczeń. Nie chce nawet myśleć, o sytuacji, w której byłbym muzykiem z kilkoma ogranymi patentami, które tylko się szlifuje. Wolę zaczynać wszystko od podstaw. To mi daje pełnię ekspresji i w tekstach i w muzyce. Do słuchania podchodzę w ten sam sposób, staram się pielęgnować w sobie ten nastrój, który miałem jako nastolatek. Dla mnie piosenki są albo wesołe, albo smutne, albo smutno – wesołe (śmiech). Nie ma żadnych innych definicji, czy dystynkcji stylistycznych…

Na koniec, coś o planach… Co będzie after „Afterparty”?

Kamil - Koncerty. Festiwale, przez całe lato. Koncert w „Trójce”, Open’er, dużo koncertów plenerowych. Potem płyta z remiksami, która rozszerzy formułę „Afterparty”.
Kuba - Remiksy zrobimy sami, może pomogą nam też chłopaki z Mediengruppe Telekommander. Potem, na jesieni trasa po klubach i przygotowanie anglojęzycznej wersji „Afterparty”, która będzie wydana na Zachodzie…

Rozmawiał
Piotr Miecznikowski