O najciekawszych politycznych wydarzeniach 2005 roku przeczytamy w artykule Ostatni rok II RP, opublikowanym w świąteczno-noworocznym wydaniu tygodnika „Ozon”. „Było i śmiesznie, i strasznie – jak to zwykle bywa pod koniec pewnej epoki”.

I tak: za odkrycie roku uznano odnalezienie przez IPN dokumentów świadczących o tym, że Wojciech Jaruzelski mógł być współpracownikiem Informacji Wojskowej (ściśle powiąznej ze sowieckimi specsłużbami. Uzasadnienie: „To wiekopomne odkrycie pokazuje, że w Polsce kwitnie nieznana gdzie indziej dziedzina wiedzy – udowadnianie oczywistości.”
Obciachem roku jest rekordowa liczba zarzutów prokuratorskich stawiana Zbigniewowi Siemiątkowskiemu, ponieważ: „w historii NATO i Unii Europejskiej chyba nie zdarzyło się, by były szef wywiadu miał tyle kłopotów z prawem. Tak więc rekord Siemiątkowskiego ma wymiar międzynarodowy. Wzmocniony faktem, że mimo tak wielkiego obciachu wciąż uznawany jest za autorytet i zapraszany w tym charakterze do debat publicznych. Zwłaszcza przez redaktor Olejnik”
Kiwaczem roku został Tomasz Nałęcz, który wykiwał: „własną partię Unię Pracy (która dała mu fotel wicemarszałka) i przeszedł do SdOL. Następnie wykiwał „borowików” i zasilił sztab ich największego wroga – kandydata SLD na prezydenta Włodzimierza Cimoszewicza.” W końcu sam został wykiwany i teraz została mu tylko kariera naukowa.
Klęską roku jest wypromowanie przez Natalię de Barbaro, tak udanego wizerunku Donalda Tuska, że aż nie został on prezydentem (mimo wygranej w pierwszej turze wyborów).
Za powrót roku uznano polityczny comeback Stefana Niesiołowskiego, teraz dla odmiany w barwach PO, który niegdyś namawiany przez unitów, nie chciał opuścić szeregów ZChN aby wstąpić do UD. Twierdził, ze nie może tego zrobić, bo ZChN „ma rację”. Widać zmienił zdanie.
Kreacją roku został oczywiście moherowy beret , a seksaferą domniemany „gwałt w samoobronie”, o który oskarżany jest eurodeputowany Bogdan Golik, ponieważ „pobudził niemrawe polskie życie intelektualne kwestią, czy można zgwałcić prostytutkę czy też nie

I.J

Pełna treść tego artykułu znajduje się w drukowanej wersji tygodnika “Ozon”.