Rozmowa z Zygmuntem Miłoszewskim, autorem książki Gniew.

Najnowsza książką Gniew z prokuratorem Szackim w roli głównej dzieje się w Olsztynie. Wcześniej była Warszawa i Sandomierz. Miasta w Pana kryminałach mają znaczenia. Dlaczego tym razem Olsztyn? Czy to miasto wyróżnia się czymś szczególnym, czy może istnieje jakiś inny powód?

Zygmunt Miłoszewski: - Przede wszystkim zależało mi, żeby każda część działa się w innym mieście. Zawsze mnie nudziło w seriach kryminalnych, że tyle rzeczy się powtarza – ten sam bohater, to samo miasto, w tym mieście ta sama ulubiona knajpa, tak naprawdę tylko trup się zmienia. Chciałem, żeby miejsca były różne. Metropolitarna Warszawa, powiatowo-zabytkowo-śliczny Sandomierz, teraz Olsztyn. Miasto bardzo ciekawe, z jednej strony wakacyjny kurort wśród jezior i lasów, z drugiej wojewódzka stolica szukająca pomysłu na siebie, z trzeciej miasto w widoczny sposób inne, o fascynującej tożsamości. I też bardzo mi osobiście bliskie, najbliższe po Warszawie, moja żona pochodzi z Olsztyna, jedną nogą tam mieszkam.

Każda z części o Szackim ma swój kontekst społeczny. W „Gniewie” wątkiem przewodnim jest przemoc domowa. Skąd zainteresowanie tym tematem?

Na początku wiedziałem tylko tyle, że powieść będzie się działa w Olsztynie, miałem też wymyślony początek intrygi. Potem zacząłem przesiadywać w bibliotekach, czytać gazety lokalne, uderzyła mnie duża ilość doniesień z regionu o przypadkach przemocy domowej. Postanowiłem się dowiedzieć więcej i zaskoczyła mnie prawda o tym, co się dzieje w czterech ścianach. Miałem takie naiwne wyobrażenie, że przemoc domowa to margines, ktoś kogoś bije po pijaku na popegeerowskiej wsi. Prawda jest zaskakująca i straszna – wielu mężczyzn wychowanych w pogardzie wobec kobiet, traktuje członków swojej rodziny jak żywy inwentarz, którym może zarządzać wedle uznania. Wykształcenie i status majątkowy nie mają znaczenia. A jeśli już, to przeciwnie – w tak zwanych dobrych rodzinach łatwiej ukryć przemoc. Chciałem o tym opowiedzieć. Oczywiście to ciągle kryminał, ale tło społeczne zawsze jest dla mnie bardzo ważne, zresztą uczę się tego od mistrzów literatury polskiej, Prusa przede wszystkim.

W „Gniewie” mamy okazję poznać bliżej Szackiego w roli ojca nastoletniej córki. Czy uważa Pan, że relacje ojca z dorastającą córką są szczególnie istotne?

Odpowiadam ostrożnie, bo sam jestem ojcem nastoletniej córki, a nie chcę popadać w zbyt osobiste tony. Powiem tylko, że jest to dla mnie niewysłowienie ważne. Duma z bycia ojcem tej wspaniałej kobiety walczy we mnie o miejsce ze smutkiem, że za chwilę będzie już nie dorastająca, tylko zupełnie dorosła. W Gniewieto oczywiście relacja dwóch fikcyjnych osób, też nałożona trochę na temat polskiego maczyzmu. Szacki i jego córka należą do zupełnie różnych pokoleń. On jeszcze został wychowywany na patriarchę, jego córka to już z urodzenia feministka, nawet jeśli tego tak nie nazywa. W pokoleniu Szackiego nie przygotowywano mężczyzn na kontakt z takimi wolnymi, niezależnymi kobietami, jak jego własna córka. Przez to bohater trochę się gubi.

Czy lubi Pan swojego bohatera Teodora Szackiego?

Czasami. Teoretycznie dla mnie to tylko czarne litery na białym tle, zawsze to powtarzam, ale kiedy szedłem pierwszy raz na plan filmowy „Ziarna prawdy”, byłem bardziej podekscytowany, niż chciałem się przyznać. Tym, że w końcu zobaczę Szackiego. Okej, Roberta Więckiewicza w roli Szackiego, ale było to dla mnie ważne.

Od premiery „Ziarna prawdy” minęły 3 lata, w międzyczasie napisał Pan „Bezcennego”. Czy chciał Pan odpocząć od Szackiego czy zbieranie materiałów do powieści zajmuje sporo czasu.

Chciałem odpocząć nie tyle od Szackiego, co od kryminałów. Ich sztywna forma – będąca ich siłą, dlatego lubimy jej czytać – dla autora jest dość krępująca. Dziś kryminał oznacza obyczajową, zazwyczaj społecznie zaangażowaną powieść, w której jeden bohater prowadzi śledztwo w jednym mieście w sprawie jednego trupa. Chciałem napisać coś z rozmachem. Więcej bohaterów, miejsc, zwrotów akcji, wszystkiego. I myślę, że do takiej literatury z rozmachem w tej czy innej formie powrócę.

Jak wygląda życie codzienne autora kryminałów?

Nuda. Wstaję, idę kilka metrów do kuchni, robię sobie kawę, idę kolejne kilka metrów do gabinetu, siadam i siedzę cały dzień. Tyłek drętwieje, plecy bolą, brzuch rośnie. Teraz próbuję dojść do siebie.

Co czyta autor kryminałów w trakcie pisania? Wiemy, że prasę codzienną, a czy coś jeszcze?

Wbrew pozorom nie czytam kryminałów, ponieważ w większości przypadków są to rzeczy słabo napisane pod względem językowym. Czytam nobliwą literaturę w nadziei, że dobry styl mistrzów polszczyzny (teraz na przykład czytałem Reymonta i Mackiewicza) spłynie na mnie i będę pisał ładniej.

Na początku 2015 roku na ekrany kin wejdzie kolejna ekranizacja Pana powieści – film „Ziarno prawdy” w reżyserii Borysa Lankosza z Robertem Więckiewiczem w roli głównej. Co czuje autor oglądając ekranizację swojej powieści?

Widziałem film na razie w bardzo surowej wersji i boję się wypowiadać, bo albo będę za bardzo entuzjastyczny (a jestem zakochany w niektórych kreacjach aktorskich), albo za bardzo krytyczny – głównie z tego powodu, że pisałem scenariusz razem z Borysem, a zwykle nie cierpię efektów swojej pracy. Chciałbym, żeby ludzie w kinie czuli napięcie, nie mogli się doczekać, co dalej. Żeby zapamiętali film jako prawdziwy, mroczny kryminał. Powiem szczerze, że nie mogę się doczekać na opinię  widzów. Myślę, że będę chodził do kina po drugiej stronie ulicy tylko po to, żeby obserwować ich reakcje. Czuję tremę tak samo jak przed premierą powieści.