"Przeglądam młodzieżowe magazyny poświęcone modzie i stamtąd czerpię pomysły. Każdy z nich „przepracowuję” i dostosowuję do stylu poszczególnych bohaterek" - opowiada o swojej pracy nad komiksem WITCH włoska ilustratorka Giada Perissinotto w wywiadzie dla EMPiKu.

- Kiedy miesięcznik „W.I.T.C.H.” zaczął się ukazywać we Włoszech?
- W kwietniu 2001 roku.

- Czyli w czasie, kiedy potterowania opanowała już miliony młodych czytelników. „W.I.T.C.H.” jest odcinkową historią fantasy opowiadającą m.in. o tym, że zupełnie przeciętne nastolatki mają niezwykłe, magiczne umiejętności. Pod tym względem przypomina cykl J.K.Rowling o Harrym Potterze. Czy popularność powieści o młodym czarodzieju stała się inspiracją dla twórców z firmy Disneya?
- Ta historia nie ma bezpośredniego powiązania z Harrym Potterem. Po prostu przy projekcie „W.I.T.C.H.” przeprowadzono gigantyczne badania rynkowe. Okazało się, że magia jest dla nastolatek tematem modnym i atrakcyjnym, dlatego w tym i tylko w tym sensie możemy mówić o pewnym powiązaniu „W.I.T.C.H.” i Pottera.

- Podobno pierwszy pomysł na „W.I.T.C.H.” nie miał nic wspólnego z obecnym komiksem.
- Na początku wiadomo było na pewno tylko tyle, że ma to być komiks dla dziewcząt. Później wymyślono główną bohaterkę: kaczkę Daisy, która miała być detektywem w amerykańskiej szkole średniej. Wyznaczono jej nawet zadanie – badanie tajemniczych, niewyjaśnionych zdarzeń...

- ... takie szkolne „Z Archiwum X”?
- Tak, tylko humorystyczne. Sprawczyniami owych niezwykłych zdarzeń miały być cztery czarodziejki, a właściwie typowe disneyowskie czarownice – z dużymi, kartoflowatymi nosami. Propozycja, żeby stworzyć komiks w zupełnie innym stylu wyszła od jednego z rysowników i została ostatecznie przez koncern Disneya zaakceptowana. Ale dyskusje na temat całego projektu trwały kilka lat.

- W Polsce jest już kilkadziesiąt tysięcy fanek komiksu o pięciu czarodziejkach – uroczych nastolatkach, które w niczym nie przypominają złych czarownic. Mnożą się strony internetowe tworzone przez miłośniczki „W.I.T.C.H.”. Na jednej z nich przeczytałam, że rysowany przez panią komiks jest mangą, ponieważ postaci mają duże oczy i małe noski. Co jest wyznacznikiem mangi jako stylu?
- Manga to nie tylko duże oczy. To przede wszystkim sposób prowadzenia narracji, czyli rysowania całych plansz, a także bardzo konkretna stylizacja postaci: krótkie korpusy i długie nogi. „W.I.T.C.H.” nie jest mangą, lecz komiksem w stylu amerykańskim. Można w nim dostrzec pewną mangową stylizację, chociażby te duże oczy, ale na pewno nie jest to manga. Tak naprawdę jest to styl Disneya, zarówno jeśli chodzi o wygląd postaci, jak i sposób ich gestykulacji. Zdecydowanie wypowiedzieli się na ten temat czytelnicy japońscy, którym nie podobał się nasz sposób rysowania. Skutek jest taki, że obecnie tamtejsi rysownicy tworzą „W.I.T.C.H.” od nowa jako mangę.

- Właśnie od mangi rozpoczęła się pani przygoda z tworzeniem komiksów. Nie żałuje pani porzucenia tego gatunku?
- Rzeczywiście zaczynałam od mangi, ale mój styl rozwijał się zanim zaczęłam pracować dla Disneya. Coraz bardziej ciążył w kierunku komiksu europejskiego. W gruncie rzeczy „W.I.T.C.H.” jest teraz esencją mojego stylu.

- Miesięcznik „W.I.T.C.H.”, książki, których akcja rozgrywa się w świecie„W.I.T.C.H.”, poradniki „W.I.T.C.H.”, gadżety „W.I.T.C.H.”, dziesiątki stron o czarodziejkach, witchstyle w sposobie bycia i ubierania się – to wszystko obserwujemy na co dzień w Polsce. Czy we Włoszech też zapanowała wśród nastolatek witchomania?
- Tak, we Włoszech jest podobnie. Są na przykład grupy dyskusyjne, na których młodzi ludzie wymieniają się uwagami typu: „ten komiks podobał mi się bardziej”, „a nieprawda, bo ten był lepszy”. „A dlaczego Cornelia zrobiła to i tamto?” Istne szaleństwo (śmiech).

- Na stronach internetowych popularna jest zabawa w „ubieranie” bohaterek w różne zestawy strojów. Każda z dziewcząt ma własny styl, składający się w sumie na witchstyle. W jaki sposób wymyśla pani dla nich ubiory? Przeglądając katalogi mody? Śledząc pokazy i dokonania dyktatorów? Z wykształcenia jest pani projektantką, więc może to pani dyktuje dziewczętom, jak mają się ubierać?
- Przeglądam młodzieżowe magazyny poświęcone modzie i stamtąd czerpię pomysły. Każdy z nich „przepracowuję” i dostosowuję do stylu poszczególnych bohaterek.

- Niektóre polskie fanki „W.I.T.C.H.” narzekają, że włoska edycja jest zdecydowanie lepsza. Przede wszystkim każdy numer ma 80 stron, czyli jest dwukrotnie grubszy od polskiej edycji! Czym jeszcze się różnią?
- Włoski „W.I.T.C.H.” w znacznie większym stopniu skupia się na takich rzeczach jak moda i miłość nastolatków, czyli na tym, czym zajmują się typowe czasopisma dla osób w tym wieku. Natomiast w polskim wydaniu jest więcej tekstów poświęconych magii. Edycja włoska ma 60 stron komiksu plus około 20 stron dodatków.

- Czy jest to pismo tylko dla dziewcząt?
- Chłopcy też czytają „W.I.T.C.H.”, ale wolą się do tego nie przyznawać (śmiech). Oczywiście nie wszyscy są tacy wstydliwi. Istnieją nawet chłopięce grupy dyskusyjne poświęcone „W.I.T.C.H.”.

- Jak długo będą się ukazywały komiksy o czarodziejkach?
- Jeszcze długo. W marcu pracowałam nad numerem sierpniowym, zatem są one przygotowywane ze sporym wyprzedzeniem.

- Czy bohaterki będą dorastały razem ze swoimi czytelniczkami?
- Nie sądzę, żeby kiedykolwiek dorosły. Natomiast od numeru pierwszego do obecnego troszkę zmienił się ich sposób myślenia. Są bardziej dojrzałe niż na początku. Między innymi dlatego, że takie były oczekiwania czytelniczek.

- Wierzy pani w magię?

- Nie wierzę w rzucanie czarów przez czarownice. Podoba mi się za to „zielona magia”, czyli magia wróżek faerie. Wierzę w moc natury, w wibrację powiązaną z siłami przyrody.

Rozmawiała Magdalena Walusiak

Wywiad został przeprowadzony dla EMPiKu w podczas wizyty Giady Perissinotto w Polsce w marcu 2003 r.