Prywatnie pasjonatka brazylijskich sztuk walki, zawodowo - jedna z najlepszych polskich twórczyń kryminałów.  Jej literackim debiutem była powieść „Żniwiarz" z 2006 roku. Książka „Noc z czwartku na niedzielę" otrzymała nominację do Nagrody Wielkiego Kalibru. Wyróżnienie to otrzymała w 2011 roku za „Topielicę". Teraz, Gaja Grzegorzewska - bo o niej mowa -  wydaje „Betonowy Pałac”, powieść będącą połączeniem kryminału, powieści detektywistycznej i thrillera psychologicznego.

Nie boisz się chodzić nocami po ulicach?

Kilka przykrych rzeczy mnie spotkało, kiedy wychodziłam nie tylko nocą, również w dzień. Jednoczenie znam dobrze moje miasto i czuję się w nim bezpiecznie. Chociaż rzeczywiście można tu oberwać. Kiedyś napisałam nawet artykuł pod tytułem „Za darmo w Krakowie”.O tym gdzie w Krakowie można za nic dostać w twarz. Tak, jak na przykład, mój chłopak dostał.

Z jednej strony Kraków kojarzony z kulturą, Wawelem, Rynkiem i kwiaciarkami, a z drugiej — w świecie twojej powieści — miejsce nieprzyjemne i niebezpieczne. Tak widzisz naszą rzeczywistość?    

Jest i taka, i taka. Po napisaniu wspomnianego artykułu zarzucano mi, że bardzo źle przedstawiam Kraków, że szkaluję własne miasto i nikt nie będzie chciał tu przyjechać. Dla mnie jednak ciekawe jest to, że Kraków to z jednej strony stolica kultury, ale jednocześnie są w nim kluby, osiedla i różne zakątki, które lepiej omijać. Ta różnorodność jest właśnie najfajniejsza, za nią kocham moje miasto.

Na stronach „Betonowego pałacu” stworzyłaś bardzo ciekawy obraz, nazwijmy to, „rzeczpospolitej dresiarskiej”. Kim dla ciebie są dersiarze — zagrożeniem czy po prostu częścią społeczeństwa?

Kolegami! (śmiech). Mam bardzo wielu znajomych z różnych dzielnic, w których też mieszkałam. Osiedle w powieści jest wypadkową tych wszystkich miejsc, które znam. Chciałam stworzyć takiego osiedlowego reprezentanta. Tam, gdzie mieszkałam, czułam się dobrze — wszystko jest kwestią przyzwyczajenia. Wszędzie spotyka się różnych ludzi. Nie ma podziału na dobrych, porządnych obywateli i dresiarzy.

Skoro już o tym mówimy. Dresiarze — charakterystyczny ubiór, wartości, które się im przypisuje, charakterystyczna muzyka. Twoim zdaniem możemy mówić o czymś takim jak kultura dresiarska?

Nie do końca, ze względu na wewnętrzne podziały. Wśród dresiarzy są ludzie, którzy słuchają tylko hip-hopu — przeważnie polskiego — i tacy, którzy wolą muzę klubową czy techno. Między sobą różnią się także ubiorem. Jedni wolą styl hiphopowy, taki bardziej na luzie, inni idą w stronę hipsterstwa albo wybierają klasyczną dresową modę. Oczywiście są również podziały na kluby piłkarskie, którym kibicują.

Ten podział jest świetnie pokazany w twojej książce. Nie chodzi tyle o zróżnicowanie strojów, czy muzyki, ale o to, jak na tle mikrospołeczności osiedla wskazujesz kilka indywiduów. Przede wszystkim Profesor — erudyta, który jednak niejednego w życiu zaznał — ale również Julia, która nie wychowywała się na osiedlu, wśród psychopatów, kryminalistów i jednocześnie wielu porządnych ludzi, ale weszła do środowiska osiedlowego jako osoba z zewnątrz. Znasz takich ludzi? 

Tak, właśnie pomyślałam o moim koledze, o którym ktoś powiedział, że ma twarz mordercy. Jest to koleś na maksa oczytany, z ogromną wiedzą, ale jednocześnie całkowicie rozumiem, dlaczego nieznajomi mogą się go bać — myśleć, że chce im dać w mordę albo przynajmniej ukraść plecak.

On był pierwowzorem Profesora?

Nie, nie. Powiedzmy, że zebrałam cechy kilku kolegów i z nich stworzyłam tę postać. Na jednym wzorowałam się najbardziej, ale dałam Profesorowi również swoje własne cechy. Taki mix.

Twoja powieść nie jest tylko kryminałem. To również opowieść o tożsamości, własnym kodeksie moralnym, indywidualnej drodze w życiu. Co chcesz powiedzieć wykorzystując konwencję kryminału?

Bardzo wiele. W kryminale najbardziej liczy się dla mnie intryga, choć mogłoby się wydawać inaczej. Poza tym chciałam pokazać trochę inny wycinek świata i inne problemy, poruszyć kilka mocnych tematów. Przez to, że czytam naprawdę bardzo dużo powieści kryminalnych, zauważyłam, że mało co jest już w stanie mnie poruszyć. Czytam o tych wszystkich flakach, fekaliach, wylewających się wnętrznościach, zabijaniu w najbardziej wymyślne sposoby i zorientowałam się, że nie robi to już na mnie wrażenia. Zaczęłam więc poszukiwać takich tematów oraz odpowiednich sposobów ich przedstawienia, by móc poruszyć ludzi. Jeśli mi się to udało, jestem bardzo szczęśliwa.

Chyba ci się udało, bo w twojej powieści mamy cały szereg poruszających tematów, będących przekroczeniem jakiegoś tabu: kazirodztwo, gwałty, podziemie aborcyjne, skrywane skłonności homoseksualne, a jednocześnie bezradność i oportunizm policji wobec tego, co dzieje się na ulicy. Myślisz, że właśnie tym żywi się współczesne popkultura?

Między innymi. Na pewno jest to dobra i malownicza pożywka. Nie wiem, czy po „Grze o tron takie rzeczy jak kazirodztwo są jeszcze w stanie kogoś poruszyć i być takim tabu, jak niegdyś. Granice są cały czas przesuwane i przekraczane, a ja należę do tych osób, które świadomie to robią i się tym bawią.

A co myślisz, jako pisarka, o popie. Należysz do niego, czy dzięki perspektywie literackiej jesteś ponad nim — ograniczając się do obserwacji i wykorzystywania ich w książkach?

Siedzę w tym bardzo głęboko. Popkultura zawsze mnie interesowała, pracę magisterską pisałam o „Seksie w wielkim mieście”. Lubię seriale, kryminały, kiedyś byłam uzależniona od telewizji, z której dziś już jednak całkowicie zrezygnowałam. Niemniej jednak pop — zarówno ten najniższy, jak i bardziej ambitny — jest dla mnie zawsze bardzo interesujący.

Jak to się stało, że blondynka o tak niewinnej urodzie zaczęła pisać powieści kryminalne i poświęciła swoje życie zawodowe nurzaniu się w zbrodni i ciemnych zakamarkach ludzkiej psychiki?

Zawsze pada to pytanie i nigdy nie wiem, o co chodzi! (śmiech). Ja siebie tak nie postrzegam. Mam taki lekki dysonans, kiedy to słyszę. U mnie w domu od zawsze czytało się bardzo wiele kryminałów. Rodzice byli fanami zwłaszcza klasyków gatunku i już we wczesnej podstawówce zaczęli mi je podsuwać. Zaczęłam więc czytać kryminały i literaturę dla dorosłych, prawie w ogóle nie znałam książek dla dzieci i młodzieży. Gdy postanowiłam napisać książkę, wiedziałam, że będzie to kryminał. Siedziałam w tym, fascynowało mnie układanie intryg, było to dla mnie jak matematyczne wyzwanie — zwłaszcza że od zawsze miałam typowo humanistyczny, bałaganiarski umysł.

Kultura przyzwyczaiła nas, że świat zbrodni, a jednocześnie świat tych, którzy z nią walczą, jest zwykle utożsamiany z mężczyznami. Tymczasem ty swoimi powieściami, a zwłaszcza „Betonowym pałacem”, udowadniasz, że kobiety również potrafią być wyjątkowo brutalne, bardzo mściwe, a jednocześnie skuteczne, jeśli idzie o rozwikływanie zagadek i walkę ze złem.

Od dziecka spędzałam bardzo dużo czasu z chłopakami, z kolegami. W pewnym momencie stwierdziłam, że chcąc zyskać ich szacunek, chcąc, by traktowali mnie na równi ze sobą, muszę postępować jak oni. Zaczęłam zachowywać się jak facet, mimo że zakładałam buty na obcasie i krótkie spódniczki. Siedziałam z nimi na boisku, żłopałam piwsko i rozmawiałam o NBA. Te męskie zachowania, których wtedy nabrałam, stały się częścią tego, kim jestem.

Skoro już mowa o chodzeniu własną drogą. Czy to prawda, że kiedyś wyrzucili cię z pracy za pisanie?  

Tak, pracowałam kiedyś w księgarni i napisałam tam półtorej książki. Robiłam to w czasie, kiedy siedziałam „na kasie”, przy komputerze i byłam bardzo niezadowolona, kiedy przychodzili ludzie i coś ode mnie chcieli, np. kupić książkę (śmiech). W końcu za to wyleciałam.

Jakie kryminały lubisz czytać najbardziej?  

Bardzo różne! Ostatnio powróciłam do Agathy Christie — zazwyczaj, gdy mam bardziej skomplikowany okres w życiu, lubię czytać jej powieści, bo mnie uspokajają. Oczywiście cenię też mrocznych Skandynawów, Amerykanów czy Niemców. Właściwie coś z każdego rejonu.

Czym w takim razie różni się kryminał polski od kryminałów europejskich i światowych?

Polskijest bardzo zróżnicowany — mamy kryminały współczesne, stylizowane na retro; policyjne, detektywistyczne; pisane przez mężczyzn i kobiety; jedne bardziej romansowe, inne mroczne, epatujące flakami. Nie wiem jednak, czy możemy mówić o czymś takim, jak w przypadku kryminału skandynawskiego — nie sposób wymienić pięciu cech, które charakteryzują niemal wszystkie polskie kryminały.         

Poza pisaniem zajmujesz się również recenzowaniem kryminałów. Jak reaguje środowisko literackie na to, że przynależysz zarówno do drużyny recenzentów, jak i pisarzy?

Mam świętą zasadę, że nie recenzuję polskich kryminałów, a jedynie zagraniczne. Wydaje mi się to bardziej fair. 

Jesteś zarówno praktykiem, jak i teoretykiem, dlatego pozwolę sobie zadać ci to pytanie: jakie cechy powinien mieć kryminał doskonały?

Najważniejsza dla mnie jest intryga. Dobrze skonstruowana, w której nie oszukuje się czytelnika, nie ukrywa się przed nim żadnych informacji. Wszystko powinien mieć podane, ale tak wplecione między fałszywe tropy, by tego nie zauważył. Druga rzecz to ciekawi i wiarygodni bohaterowie, zarówno ci z pierwszego, jak i z drugiego czy trzeciego planu. Akcja kryminału musi się dziać w interesującym miejscu. Bardzo ważny jest również ciekawy trup. Kiedy dowiaduję się z noty na czwartej stronie okładki, że znaleziono postrzelone zwłoki, nie mam ochoty czytać takiej książki. Ale jeśli czytam, że znaleziono poćwiartowane zwłoki pozbawione palca lub przyrodzenia, od razu myślę: to może być spoko. Wszystko to, co wymieniłam, powinno być również dobrze napisane. Nie twierdzę, że na poziomie Joyce’a, bo jego kryminału nie dałoby się czytać, ale język musi wciągać.

O tym, że na dobrych kryminałach się znasz, wiemy od kiedy dostałaś Nagrodę Wielkiego Kalibru — najważniejsze w Polsce wyróżnienie dla pisarzy powieści kryminalnych. Jaki masz kolejny „szczyt do zdobycia”?

Na pewno chciałabym, że każda moja następna książka była coraz lepsza. Przyznam, że to olbrzymia presja, gdy słyszysz, że twoja książka jest lepsza od poprzedniej. Następna powinna zatem być na jeszcze wyższym poziomie, by nie obniżyć lotów. Chętnie zajęłabym się również scenariuszem, np. do jakiegoś autorskiego serialu. 

Z Gają Grzegorzewską rozmawiał Sebastian Nowak.

fot. Jacek Kołodziejski

„Betonowy pałac” kupisz już teraz na empik.com – tutaj.