Długo wyczekiwany album "Momenty" to w karierze Grzegorza Hyżego moment szczególny. Otwiera bowiem nowy etap, naznaczony o wiele większą świadomością stylu i artystyczną ambicją. Chyba nieprzypadkowo płyta ukazuje się w okolicy trzydziestych urodzin artysty.


Na dniach kończysz 30 lat – jak się z tym czujesz?

Cieszę się, że wszystkie wątki w moim życiu – zarówno muzyczne, jak i niemuzyczne – schodzą się w jednym momencie. Jest płyta – dla mnie ogromnie ważna, traktuję ją jak nowe rozdanie na mojej muzycznej drodze. Ale jest też nowy etap w życiu prywatnym. Podchodzę do tego z uśmiechem i na luzie. Nie traktuję „trójki z przodu” jako granicy, za którą powinienem czuć się bardziej dorosły, zapuścić wąsy czy zacząć nosić kapelusz. Na pewno gdzieś z tyłu głowy mam taka świadomość, że to już nie jest wiek młodzieńczy , ale zupełnie nie uważam tego za powód do jakichkolwiek zmartwień. W sposób naturalny mój tryb życia i pracy się zmienia. Jestem ojcem, mężem i muszę te dwie najważniejsze funkcje dobrze i sprytnie godzić z życiem Artysty.

Od premiery Twojego debiutanckiego albumu minęły 3 lata. Co się przez ten czas działo z Grzegorzem Hyżym?

Wydarzyło się naprawdę dużo. Jeśli chodzi o sferę stricte muzyczną, to przede wszystkim poznałem ten świat. Zagrałem setki koncertów i na pewno jakoś zaistniałem na tym rynku. Nie zwolniliśmy tempa ani przez chwilę od wydania pierwszej płyty. Rozpoczęliśmy od trasy letniej, potem płynnie przeszliśmy do jesiennej trasy klubowych, a potem znowu weszliśmy w sezon plenerowy i tak na przemian aż do dziś. Z małą przerwą na stworzenie nowego materiału. Zebrałem też mnóstwo doświadczeń w pracy studyjnej. Przy drugiej płycie byłem obecny praktycznie na każdym etapie procesu jej powstawania – od napisania muzyki i tekstów, przez nagrania po finalny miks. Była to ciężka praca, bo na przykład pisanie tekstów to coś, co musiałem w sobie wypracować i cały czas to szlifuję.

 

Czym dla Ciebie różniła się praca nad płytą „Momenty” od pracy nad debiutem?
Przede wszystkim w obu przypadkach miałem zupełnie inny udział w fazie tworzenia materiału. Przy pierwszej płycie byłem współautorem projektu, ale jako debiutant nie znałem się na komponowaniu czy na pisaniu tekstów, nie wspominając o produkcji. Wszystkich tych sfer dotykałem po raz pierwszy. Naturalnie mniej lub bardziej uczestniczyłem w tym procesie, ale wtedy było to raczej badanie nowego terenu, niż w pełni świadoma praca. Przy powstawaniu płyty „Momentami”, byłem obecny od samego początku. Wszystkie pomysły i kompozycje stworzyłem osobiście lub wspólnie z  Konradem Bilińskim moim przyjacielem i były potem dopracowywane w towarzystwie producentów. Ale spokojnie mogę powiedzieć, że każdy z tych utworów zawiera ogromną cząstkę mnie. Od pierwszych dźwięków, które powstały na pianinie czy na gitarze, do ostatniego szlifu produkcyjnego.

A jakich różnic mogą spodziewać się słuchacze w porównaniu do tego, co znają z albumu „Z całych sił”?
Myślę, że na pierwszy rzut ucha odbiorcy nie będą w stanie stwierdzić, że praca nad „Momentami” przebiegała zupełnie inaczej. Ponieważ w obie płyty włożyłem ogrom serca i śpiewałem z wielkim zaangażowaniem i druga płyta jest nadal pełna piosenek które przypadną do gustu szerokiej publiczności. Mam nadzieje że odbiorcy zobaczą w tym materiale krok do przodu w kierunku dojrzałości muzycznej. Różnicą na pewno jest to że „Momenty” powstawały tylko i wyłącznie przy pomocy „żywych” instrumentów. Innymi słowy, stworzyliśmy ten materiał „własnoręcznie”, bez sprzętu komputerowego, loopów i sampli.  Liczę na to, że przy „Momentach” grono moich odbiorców się poszerzy. Moi fani znają mnie nie tylko z radiowych hitów, ale i paru numerów z pierwszej płyty, które pokazywały moje chęci do sięgnięcia po coś ambitniejszego. Teraz to rozkwitło. Melodyjne fragmenty są ubrane w bardziej artystyczną oprawę żywych dźwięków a kompozycje bardziej rozbudowane.

Jak ważną rolę w piosenkach odgrywają dla Ciebie teksty?
To jeden z najważniejszych elementów w piosence, a może i kluczowy. Mówi się, że z formalnego punktu widzenia tekst to połowa piosenki, ale powiedziałbym, że to bardziej 60%.  Nawet najlepszą kompozycję można zepsuć źle dobranym tekstem. Tekst musi być spójny z muzyką, musi pasować nastrojem i poetyką. To musi tworzyć całość. Warstwy literackiej nie można zaniedbać, bo ta całość potem niedomaga. Dlatego przy debiucie – kiedy nie czułem się na siłach, żeby samemu napisać wszystkie teksty – oddałem tę działkę osobom gwarantującym pewien poziom. Na „Momentach” większość tekstów to już moje pomysły. Oczywiście czasem wspierali mnie konsultacją czy dopełnieniem twórczym znakomici autorzy tacy jak na przykład Karolina Kozak czy Wojtek Łuszczykiewicz. Jako autor stawiam pierwsze poważniejsze kroki i ta pomoc mi się przydała. Ale miałem udział przy każdym tekście – pełen nadzór i kontrolę jakości. W efekcie mam wrażenie, że te nowe teksty są po prostu o wiele dojrzalsze od starszych.

Czy myślisz już o kolejnej (trzeciej) płycie?
Sam jestem zaskoczony, bo obawiałem się pracy nad drugą płytą. Był pewien rodzaj presji i potrzeba potwierdzenia swojej wartości – zarówno komercyjnej, jak i artystycznej. Trochę mnie to blokowało, ale z każdym kolejnym utworem było coraz łatwiej i chyba obudziłem w sobie dodatkowe zasoby pomysłów, które w przyszłości zaowocują trzecią płytą. Wstępnie mam je zapisane. Oczywiście aktualnie skupiam się na przygotowaniu trasy koncertowej promującej „Momenty”.

A gdzie widzisz siebie za dziesięć lat?
Chciałbym mieć już wtedy ugruntowaną pozycję na rynku. Kolejne trzy albumy na koncie. I chciałbym móc traktować muzykę już tylko jako pasję i sztukę – oddać się wyobraźni, fantazji, bez zważania na aspekty komercyjne. Być na tyle stabilnym rynkowo, żeby móc swobodnie realizować swoje pomysły muzyczne.