Kate Bush, Bjork i PJ Harvey w jednym

Nikogo nie zaskoczy chyba informacja, że urodzona w Londynie w 1986 roku Florence śpiewała od dziecka. Jej największą fanką była babcia, Szkotka Sybil Welch, która zachęcała wnuczkę do szlifowania talentu muzycznego i wokalnego. Młoda artystka bardzo przeżyła jej śmierć, a strata ta była inspiracją dla wielu piosenek, które znalazły się później m.in. na debiutanckiej płycie Florence and The Machine, „Lungs”. W szkole radziła sobie dobrze, chociaż zdiagnozowano u niej dysleksję i dysmetrię (zaburzenie polegające na niemożności zahamowania ruchu w dowolnym momencie). Naukę kontynuowała Camberwell College of Arts w Londynie, jednak ostatecznie porzuciła studia, by zająć się muzyką. Od 2006 do 2008 roku dużo koncertowała ze swoją przyjaciółką, Isabellą Summers, dziś stałą członkinią jej ogromnego zespołu. W końcu udało im się podpisać kontrakt płytowy, który zaowocował wydaniem „Lungs” - album zdobył pierwsze miejsce na listach sprzedaży w Wielkiej Brytanii i utrzymał je przez 28 tygodni, otwierając oryginalnej, rudowłosej wokalistce drzwi do światowej kariery. Nie mogło być inaczej, skoro już przy pierwszej płycie porównywano ją do Kate Bush, Bjork i PJ Harvey.

 

Florence-mania

Drugi album grupy, „Ceremonials”, okazał się niemniejszym sukcesem - w Wielkiej Brytanii zadebiutował na pierwszym, w Stanach zaś na szóstym miejscu list sprzedaży. „How Big, How Blue, How Beautiful”, trzecia płyta, była pierwszym numerem jeden Florence w USA, konstytuując za oceanem jej status supergwiazdy. Amerykański rynek muzyczny jest niezwykle wymagający, bardzo trudno się na nim przebić nawet tamtejszym artystom, nie mówiąc już o twórcach z Europy. Światowa beatlemania zaczęła się przecież właśnie od sukcesów w Stanach. Nic więc dziwnego, że oczekiwania związane z czwartym studyjnym wydawnictwem panny Welch są naprawdę spore - jeżeli jednak nowy album będzie chociaż w połowie tak dobrze przyjęty przez publiczność, jak promujący go singiel „Hunger”, o kolejne rekordy sprzedaży i podziw fanów nie musi się raczej martwić.

 

 

Od Glastonbury po Openera

Florence Welch jest absolutną królową festiwali, występuje na kilkunastu w każdym roku i za każdym razem wzbudza taki sam zachwyt. Nie trzeba być wielkim miłośnikiem jej twórczości i znać tekstów wszystkich piosenek, żeby świetnie bawić się na jej występach. Będąc na scenie, 31-letnia artystka dzieli się z fanami całą sobą, podobnie zresztą jak na swoich płytach: opowiada i o tym, co ją uskrzydla, i o demonach, które nieustannie ją ścigają. Zapewne właśnie w tym drzemie tajemnica jej sukcesu - jest autentyczna, chociaż dla niektórych z pewnością nieco irytująca czy też pretensjonalna. Zawsze jednak bardzo konsekwentna w swoim zachowaniu, szczerze poruszona i rozczulona, wygłaszająca monologi ku niesamowitej radości swoich fanów.

 

Czy złamana stopa jest powodem do odwołania koncertu?

Bo Florence Welch bez wątpienia kocha swoją publiczność, również tę w Polsce – odwiedza nasz kraj niemal co roku, a już najrzadziej co dwa lata, czy to w ramach festiwali, czy trasy koncertowej. I zawsze porywa tłumy - fani w geście oddania malują się brokatem i zakładają na głowy wianki, tańczą i spijają z ust swojej idolki każde słowo. Oglądając jej występy na żywo warto zwrócić uwagę na uwijających się jak w ukropie kamerzystów, próbujących nadążyć za biegającą po scenie na boso Florence. W 2015 roku podczas koncertu na słynnym Festiwalu Coachella w Kalifornii bawiła się tak dobrze, że poślizgnęła się i złamała stopę. Dokończyła występ, a żaden z następnych nie został w związku z tym odwołany.