„Klub Łgarzy” (przekład: Hanna Jankowska) to książka z gatunku memuar. Karr wychowuje się w rodzinie z problemami. Mieszkają w małym miasteczku na granicy Teksasu i Luizjany, bagnistym i nieprzyjemnym. Rodzina składa się z Karr, jej starszej o kilka lat siostry Lecii, ojca pracującego w rafinerii i matki, która czasem pisuje do miejscowej gazety, ale głównie spędza czas w domu, tęskniąc za wielkomiejskim, artystycznym życiem, które prowadziła w Nowym Jorku w młodości. Karr i jej siostra w zasadzie wychowują się same: bawią się w co chcą, jedzą w łóżku, po domu chodzą nago, nikt nie tresuje ich na grzeczne panienki, co na amerykańskiej prowincji początku lat 60. zdecydowanie odstaje od normy. Natomiast prawdziwy koszmar kryje się pod powierzchnią, ale jest dla dziewczynek do pewnego stopnia przezroczysty, ponieważ w nim dorastają. Tata pije codziennie, ale przecież nie jest agresywny, tylko czasami kłóci się z mamą, a czasami tańczy i się śmieje. Mama pije okresowo, bo jest Nerwowa – no i cóż, wtedy trzeba na bieżąco kontrolować jej nastrój i zapobiegać wybuchom, ale to przecież powinny właśnie robić dobre córki, siedmiolatka i dziesięciolatka, prawda? Nie martwić mamy – to główne przykazanie w życiu Mary i Lecii. Dlatego Mary nie mówi o tym, co kolega zrobił jej w szopie na podwórku. Nic takiego się nie stało, może z tym żyć, a mama przecież oszaleje, kiedy się dowie.

Pomimo poczucia, że coś jest z tym dzieciństwem nie tak i że koleżanki i koledzy ze szkoły wychowują się w stabilniejszych warunkach, potrzeba oczywiście dorosłości, żeby w pełni ocenić jak zaburzonymi osobami byli opiekunowie i jak obojętne na to pozostawało otoczenie. W życiu dziewczynek pozorny porządek pojawia się na chwilę, wraz z umierającą na raka babcią, która wprowadza się do córki – ale babcia także pije (żeby ukoić ból po operacji), jest poza tym mocno religijna i uważa, że bicie to najlepszy środek wychowawczy. Po jej śmierci matka przez długi czas milczy i nie reaguje za bardzo na zewnętrzny świat, potem leży w łóżku, a dziewczynki przynoszą jej wino lub wódkę, potem doznaje regularnego ataku psychozy, pali w ogrodzie większość wyposażenia domowego, spaceruje po domu z nożem i na koniec zostaje zabrana przez pogotowie. A to dopiero początek problemów.
 

Klub łgarzy
 

Trauma poprzez literaturę

Tak mniej więcej wygląda warstwa fabularna, teraz czas na konstrukcję i aspekty czytelnicze, z którymi na początku miałam problem. Karr zaczyna bardzo mocno, od nocy, kiedy do domu jej dzieciństwa wchodzi policja i zabiera przerażone dziewczynki, bo COŚ SIĘ STAŁO. Potem przeskok w czasie – dostajemy historię poznania się rodziców, długie opisy siedzenia z ojcem i jego kumplami przy piwie (na szczęście Karr dostaje colę, chociaż potem pisze, że piwem wolno jej popijać ostrygi) na spotkaniach tytułowego „Klubu łgarzy” (panowie snują mniej lub bardziej fantastyczne opowieści o swoich przeżyciach, złowionych rybach, poderwanych dziewczynach etc.). Nuda, nuda, nuda. A w tej nudzie niepokojące, uwierające okruszki. Milcząca matka. Tajemnicza historia jej pierwszego małżeństwa (które w rzeczywistości było drugim). Babcia z uciętą nogą. Zdjęcie dwójki dzieci, pokazywane w tajemnicy przez babcię („To są dzieci twojej mamy z pierwszego małżeństwa. Były niegrzeczne i zostały odesłane. Ciebie też to spotka, jeżeli nie będziesz się dobrze zachowywać. Nigdy więcej nie zobaczysz mamy”). Liczenie ilości drinków, wypitych przez mamę (Mary liczy tylko szklanki, starsza Lecia kalkuluje też procenty). Nadciągający huragan – wszystkie rodziny zgodnie się ewakuują, ale nie rodzina Karr. Ojciec w ogóle nie wraca z pracy i ignoruje telefony przerażonych dzieci, matka snuje się po domu, babcia nie chce wyjechać. Do opuszczenia zagrożonego rejonu w ostatniej chwili skłania je funkcjonariusz Gwardii Narodowej, po drodze matka rozbija samochód, ale jedzie dalej jakby nic się nie stało.

Najpierw miałam wrażenie, że ta metoda nie służy książce. Czemu nie wyciąć z niej przydługich opisów dni, kiedy nic się nie działo i nie zostawić paraliżujących obrazów dwóch małych dziewczynek, zupełnie opuszczonych przez dorosłych? (sąsiedzi patrzą na matkę palącą w ogrodzie zabawki, na wyjące z przerażenia Lecię i Mary, nie robią nic, bo pani Karr jest przecież szalona i lepiej nie wchodzić jej w drogę). Dlaczego w zasadzie opisy zaniedbania i psychicznej przemocy są tak beznamiętne? Potem pomyślałam jednak, że tak działa trauma i wyparcie – oraz tak wygląda to w oczach dziecka. Czasami mama leży w łóżku i nie rusza się przez pięć dni, a czasami maluje w szopie, a życie jest względnie normalne. O tajemnicach się nie mówi, rzeczy zbyt zagrażające ukrywa się w codzienności i w pamięci (Karr mówi, że natychmiast zapomniała o „pierwszych dzieciach mamy”, nie powiedziała o tym odkryciu siostrze, która – swoją drogą – także została poinformowana przez babcię i także „zapomniała”). Po starannym przemyśleniu tej kwestii uważam, że jest to o wiele ciekawszy literacko zabieg niż gdyby Karr nasyciła wspomnienia z przeszłości dorosłą świadomością krzywdy i nadała im sztywną, uporządkowaną strukturę.

Podsumowując: nie jest to książka łatwa do czytania, bo kryje w sobie wszystkie opisane powyżej sprzeczności. “Klub łgarzy” to książka przynajmniej dwupoziomowa. Na pierwszym schodku czytamy po prostu o paskudnym życiu dwóch małych dziewczynek, które mają tylko siebie, na drugim – możemy zastanowić się nad metodami opisywania dzieciństwa i radzenia sobie z traumą poprzez literaturę.

Więcej recenzji znajdziecie na Empik Pasje w dziale Czytam